- Cześć, Pedro! Jak leci? - gdy we wtorek po lekcjach Pedro opuszczał szkołę, Ferran czekał na niego przed wejściem.
- Całkiem, całkiem - odpowiedział Pedro, przybijając z Ferranem piątkę na przywitanie. O dziwo, nawet nie kłamał. Mimo fatalnego początku jego debiut w szkolnych murach ostatecznie nie wypadł tak źle.
Pojawienie się nowego ucznia w klasie zostało przyjęte z umiarkowanym zainteresowaniem. Niektórzy przyjęli go nad wyraz życzliwie, inni woleli obgadać go w zaufanym gronie, inni znowu wykazywali wobec niego całkowitą obojętność.
Pablo Gavira zaliczał się do tej ostatniej grupy i był jedyną osobą, z którą Pedro nie zdążył dotąd zamienić ani jednego słowa. Oczywiście nie licząc słów, które skierowali do siebie tuż po pamiętnym zderzeniu na szkolnym korytarzu. Pedro sam nie wiedział, czy to dobrze, czy źle...
- To gitówa. Pedro, nie będę ściemniał. Czekałem na ciebie, bo chcę cię o coś spytać.
Ferran był ewidentnie zdenerowany. Pytanie, które przygotował, zapewne nie należało więc do najłatwiejszych. Pedro przestraszył się. Ferran znał go zbyt krótko... To niemożliwe, aby się czegoś domyślił... Ale w takim razie, o co może się rozchodzić?
- Wal śmiało - Pedro uśmiechnął się zachęcająco, chociaż wcale nie był pewien, czy jest gotowy odpowiedzieć na pytanie Ferrana.
- González! Jak dobrze, że cię złapalem! - Ferran nie zdążył go jednak zadać, bo w drzwiach szkoły pojawił się pan Hernández, który również miał jakiś interes do Pedra. - Co tak szybko uciekłeś? Śpieszy ci się gdzieś?
- A tak jakoś udało mi się uwinąć... - jako ostatni w planie Pedro miał dzisiaj WF i rzeczywiście po zajęciach przebrał się w ekspresowym tempie, a zaraz potem opuścił szatnię. Po prostu jakoś nie uśmiechało mu się tłumaczenie przed kolegami z rumieńców, które momentalnie pojawiły się na jego policzkach, gdy zobaczył Pabla bez koszulki. Poza tym istniało ryzyko, że jego ciało zareaguje na ten widok znacznie mniej subtelnie, czemu należało bezwzględnie zapobiec. Naturalnie nie widział potrzeby, aby wtajemniczyć we wszystkie opisane wyżej szczegóły pana Hernándeza. - Nie, nigdzie się nie śpieszę.
- Świetnie. To znaczy, że możesz poświęcić mi chwilę?
- Tak, oczywiście - Pedro znowu trochę się zaniepokoił. Czego oni wszyscy od niego chcą?
- Zatem krótko. Bardzo podobało mi się, jak grałeś - na dzisiejszej lekcji rozgrywali mecz w nogę i Pedro musiał przyznać, że całkiem nieźle się w nim odnajdywał. Udało mu się nie tylko podać kilka ładnych piłek, ale także dwukrotnie wpisać na listę strzelców. - Widzę dla ciebie miejsce w szkolnej drużynie. Jutro startujemy z treningami.
- Dziękuję, proszę pana. Na pewno o tym pomyślę - Pedrowi zrobiło się miło, że został doceniony i w normalnych warunkach bez wahania przyjąłby tę propozycję. Nie miał jednak złudzeń, że ani drużyna, ani tym bardziej szatnia nie jest dla niego właściwym miejscem. Dlatego póki co udzielił trenerowi wymijającej odpowiedzi, a jutro z pewnością nigdzie się nie wybierał.
- Zaczynamy o szesnastej - pan Hernández najwidoczniej nie liczył się z odmową. Uznał sprawę z Pedrem za załatwioną i teraz z kolei zwrócił się do Ferrana. - Torres, korzystając z okazji, dla ciebie też miałbym pewną propozycję. Jutro jak zwykle wybierasz się na trening, nie mylę się?
- Tak, proszę pana - Ferrana wyraźnie ucieszyło, że pan Hernández chce mu coś zaproponować.
- Jak pewnie zauważyłeś, zawsze jest mnóstwo pracy z rozstawianiem i chowaniem tego całego majdanu, podawaniem piłek i tak dalej. Gdybyś nam zechciał trochę przy tym pomóc, byłbym bardzo wdzięczny.
CZYTASZ
Miłość, piłka i sznurówki
FanficNa szkolnym korytarzu dochodzi do przypadkowego spotkania, a właściwie zderzenia. Wszystko, co dzieje się później, potwierdza, że w życiu tak naprawdę nie ma przypadków - są tylko znaki...