Pablo nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek Hernández był na nich równie wściekły.
- Nieraz naprawdę zastanawiam się, czy prowadzenie tej drużyny ma sens. I właśnie nadszedł ten czas - mówił niezwykle spokojnie, co dla doświadczonych zawodników stanowiło nieomylny sygnał, że wszelkie granice cierpliwości trenera zostały przekroczone. - Za tydzień pierwszy mecz, a jaki mamy obraz naszego teamu? Nowy zawodnik tak bardzo wziął sobie do serca moją prośbę, żebyście dbali o siebie i unikali kontuzji, że stawia się na treningu ze śliwą na czole i kolanami pozdzieranymi, jakby przeszedł na nich drogę do Santiago de Compostela.
Pablo doskonale wiedział, do kogo odnosiła się wygłoszona przed chwilą uwaga. Był także świadomy swojego (nie)skromnego udziału w powstaniu opisanych obrażeń.
Przyzwyczaił się, że cokolwiek robi w stosunku do pewnej osoby, przynosi to odwrotny skutek od zamierzonego. Im bardziej jej unika, tym bardziej miesza ona w jego życiu. Ile razy chce zrobić jej na złość, godzi to w niego rykoszetem.
W sobotę pod wpływem nagłego impulsu ruszył na przykład do ataku. Niezależnie od konsekwencji był zdeterminowany obrazić tę osobę, opluć ją, zmieszać z błotem, skrzywdzić... Był gotów zrobić wszystko, co przybliżyłoby go do oswobodzenia się spod wpływu tego człowieka na jego samopoczucie i zachowanie. I oczywiście po raz kolejny rozśmieszył Pana Boga opowiadaniem o swoich planach.
Zobaczył, że ten ktoś jest w fatalnym położeniu, a ktoś inny próbuje to wykorzystać do zrobienia sobie żartu. Zrozumiał, że nie może do tego dopuścić. Pod wpływem równie nagłego impulsu jak poprzedni poczuł się w obowiązku stanąć w obronie tej osoby.
Nie minęło pół minuty, a za jego sprawą Alejandro usłyszał kilka bardzo nieprzyjemnych słów pod swoim adresem, popchnięty Ansu znalazł się na podłodze, a telefon Aurory (tej kretynki, która miała czelność beztrosko bawić się w operatora kamery!) został roztrzaskany o płytki.
Okazało się, że to był dopiero początek. Tamtego wieczora Pablo jeszcze nieraz miał zaskoczyć samego siebie.
Nie wiedział, skąd znalazł w sobie odwagę, aby późną nocą przyprowadzić do domu niecodziennego gościa, bez zgody siostry otworzyć jej pokój i przeprowadzić tam pierwszy w swoim życiu zabieg demakijażu. Nie bał się konfrontacji z matką i ojczymem, których musiało zaskoczyć (a zapewne także zezłościć) zamieszanie, jakie wówczas wywołał. Nie przeraziła go również konieczność zapukania o nietypowej porze do obcych drzwi i doręczenia wartościowej, choć sfatygowanej w transporcie przesyłki... Było mu całkowicie obojętne, że gdy Aurora opowiedziała w domu, co stało się z jej smartfonem, dostał najdłuższy szlaban w swoim życiu.
Czy żałował? Tylko jednej rzeczy.
Popełnił w ostatnich dniach masę godnych pożałowania błędów, ale gdyby umożliwiono mu cofnięcie czasu i dano szansę naprawienia tylko jednego z nich, wybrałby bez wahania: poważniej potraktował otrzymane ostrzeżenie i zawiązał buty. Albo przynajmniej schował sznurówki do środka...
Jaki wniosek płynął z tego wszystkiego?
Pablo był przejęty losem drugiej osoby bardziej niż swoim własnym.
Czy mógł zatem powiedzieć, że kocha tego kogoś?
Czy zmieniało coś w wyżej wymienionej kwestii, że osoba, do której chciałby (a przynajmniej - mógłby) skierować takie wyznanie, dwa dni temu - w niespodziewanym u niej przypływie porywczości - dała mu do zrozumienia, że uważa go za chama i głupka?...
- To jeszcze pół biedy - tymczasem ciągnął pan Hernández. - O ile z waszymi sińcami i guzami można sobie poradzić przy użyciu prostych środków, z zachowaniem niektórych z was sprawa już taka prosta nie jest. Eric, chyba potrzebujesz dodatkowego szkolenia z podstawowych zasad gry w piłkę nożną. Nie orientuję się, jak dobrze je pamiętasz, ale chciałbym nieśmiało zwrócić twoją uwagę, że przetwarzanie każdej akcji w okazję do sfaulowania Pabla Gaviry nie jest zgodne ani z regulaminem, ani z duchem tego sportu.

CZYTASZ
Miłość, piłka i sznurówki
FanficNa szkolnym korytarzu dochodzi do przypadkowego spotkania, a właściwie zderzenia. Wszystko, co dzieje się później, potwierdza, że w życiu tak naprawdę nie ma przypadków - są tylko znaki...