- Pablo, masz gościa!
Pablo obrzucił Gerarda, który właśnie wszedł do jego pokoju z tą nowiną, nieufnym spojrzeniem.
- Myślałem, że nie mogę przyjmować gości - zauważył przytomnie. Rzecz jasna była to konsekwencja kary, którą matka i ojczym nałożyli na niego za atak na Ferrana.
- Zgadza się, do końca szlabanu żadnych wizyt - potwierdził Gerard. - Dla tego gościa zrobimy jednak wyjątek... Powiem więcej, nie tylko możesz, ale musisz go przyjąć. Twój gość chce cię gdzieś zabrać, a ty nie tylko będziesz mógł, ale nawet powinieneś z nim tam pójść.
Pablo gorączkowo zastanawiał się, kto to może być. Gerard był podejrzanie uszczęśliwiony przyjściem tej osoby. Raczej nie zareagowałby równie entuzjastycznie na odwiedziny któregoś z kolegów pasierba. Czyżby incydentem z wczoraj zainteresowała się policja? A może kurator? Niewykluczone też, że państwo Torres otrzymali sygnał o krzywdzie, jaka spotkała ich syna i chcą we własnym zakresie rozmówić się z winowajcą.
Tymczasem okazało się, że zapowiedzianym przez Gerarda gościem był Eric.
- Siema - rzucił od progu przyjaciel Pabla. - Zbieraj się, idziemy do mojego kuzyna.
- Jakiego kuzyna? - Pablo był zdezorientowany do tego stopnia, że zapomniał o przywitaniu się. - Nie znam żadnego twojego kuzyna! Dobrze się czujecie?
- Grzeczniej, Pablo! - zwrócił uwagę Gerard.
- Znasz, znasz - cierpliwie wyjaśnił Eric. - Z tego co wiem, masz mu coś do powiedzenia.
- Eric, co ty pi... pitolisz?... - Pablo z uwagi na obecność Gerarda powstrzymał się od użycia mniej cenzuralnego słowa. Lepiej nie dolewać oliwy do ognia...
- Pablo, nie żartuj sobie - ponownie wtrącił się Gerard. - Musisz przeprosić Ferrana za swoje skandaliczne zachowanie. Im szybciej, tym lepiej. Eric zaoferował się, że pójdzie do niego razem z tobą, ponieważ to jego krewny. Nie przedłużaj więc, proszę, bo ani on, ani ty nie macie dużo czasu...
- O szóstej jest mecz - przypomniał Eric.
- Którego akurat Pablo niestety nie obejrzy z wiadomych względów (Dobrze, że przynajmniej oddychać mi wolno! - pomyślał Pablo), ale chciałbym, żeby do tego czasu również wrócił do domu... - zastrzegł Gerard.
- Ferran przecież nie jest twoim kuzynem... - Pablo nic nie rozumiał. Znał Erica od wielu lat, taka informacja z pewnością by mu nie umknęła.
- Nie gniewaj się, ale chyba lepiej od ciebie wiem, kto należy do mojej rodziny, a kto nie - Eric spojrzał na zegarek i lekko się skrzywił. Czyżby gdzieś się spieszył?
Wtedy do Pabla dotarło, że słów Erica prawdopodobnie nie należy traktować poważnie. Musiał wymyślić wszystko na poczekaniu, aby przekonać Gerarda do wypuszczenia Pabla z domu. Nie dało się zaprzeczyć, że przedstawiona przez niego wymówka była genialna.
- Skoro tak uważasz... - powiedział zatem Pablo i bez dalszych dociekań szybko przygotował się do wyjścia.
Dwie minuty później on i Eric byli już na ulicy.
- Dzięki, bro! - gdy Pablo upewnił się, że są już wystarczająco daleko, złapał Erica za ramiona od tyłu i dwa razy podskoczył, wspierając się na nim, by okazać swą radość. - Dzięki tobie chociaż na godzinę wyrwałem się z tego pier...nego Alcatraz! Ten pomysł z "kuzynem" Ferranem to było mistrzostwo świata! Skąd w ogóle przyszło ci do głowy coś takiego?
- Może stąd, że Ferran naprawdę jest moim kuzynem. Dokładnie siostrzeńcem mojego starego - wytłumaczył Eric, wywołując tym u Pabla zrozumiałe zaskoczenie. Nie był to bynajmniej koniec zdumiewających wiadomości, jakie na niego czekały. Za moment kumpel Erica miał doznać regularnego szoku. - Nie żartowałem także, mówiąc, że zabieram cię do niego, abyś mógł go przeprosić.

CZYTASZ
Miłość, piłka i sznurówki
FanficNa szkolnym korytarzu dochodzi do przypadkowego spotkania, a właściwie zderzenia. Wszystko, co dzieje się później, potwierdza, że w życiu tak naprawdę nie ma przypadków - są tylko znaki...