#40 - Zakopanie topora wojennego

129 5 0
                                    

Morgan
   Historia lubiła się powtarzać, a ja, ten jeden jedyny raz się z tego powodu cieszyłam. Jak było na początku naszej znajomości, tak i w tym przypadku, trudno było nam się ze sobą dogadać, lecz jak w przeszłości, zbliżyło nas do siebie ponownie to, że prawie zginęłam. Co prawda, oboje wolelibyśmy, aby doszło do tego w bardziej pokojowych warunkach, ale stało się. Nie mogliśmy się tym jednak już więcej zadręczać i musieliśmy po prostu iść przed siebie, cieszyć się swoją obecnością. Zupełnie jak teraz, gdy wracaliśmy pustą drogą do miasta. Słońce powoli zachodziło, a my siedzieliśmy w ciszy, podziwiając otaczającą nas naturę. Pierwszy raz od dłuższego czasu byłam naprawdę spokojna i nie martwiłam się o to, czy nagle kosmici nie najadą naszej pechowej planety. Po prostu prawie przysypiałam na swoim fotelu, mając obok siebie wreszcie swojego ojca. Czekałam na tę chwilę od tak dawna, nie wiedząc nawet, że to możliwe, aby kiedykolwiek nadeszła.

Morgan — szturchnął mnie dorosły, wyrywając mnie z zamyślenia. — Śpisz?

— Skąd — ziewnęłam przeciągle. — Co jest?

— Tak się zastanawiałem... — urwał na moment. — Długo mnie przy was nie było i chciałbym wam to w jakiś sposób trochę wynagrodzić, choć i tak to w pełni niemożliwe, dlatego...

— Tato — przerwałam mu, łapiąc go pewnie za ramię. — To nie była twoja wina. Teraz już to rozumiem, naprawdę. Przepraszam, że nie chciałam cię słuchać, ale... Wystarczy, że przy nas będziesz.

— Miło mi to słyszeć, dzieciaku — zmierzwił moje włosy. — Ale chodzi o to, że zamierzam odnowić z Pep nasze zaręczyny.

— Co? — od razu się rozbudziłam. — Poważnie? To wspaniale! Mama będzie zachwycona, zobaczysz.

— Spokojnie — parsknął.

— Jak zamierzasz to zrobić? — zaciekawiłam się.

— Po prostu — wzruszył ramionami. — Włożę jakiś garniak, klęknę, a ona powie tak... Później zjemy kolację, zamknę nas w sypialni i-

— Dobra, dobra, już! — krzyknęłam. — Nie chcę znać szczegółów...

— Sama spytałaś — drażnił się ze mną.

— Wracając do tematu oświadczyn i ślubów...

— Mała — wziął głęboki oddech. — Choć mam mu za złe śmierć moich rodziców, uratował moje jedyne dziecko, wspierał cię... Poza tym, chyba nie myślałaś, że pójdziesz do ołtarza w pojedynkę.

— Rany — zaśmiałam się. — Nawet nie wiesz jak się cieszę, że będziesz na moim ślubie. Marzyłam o tym i nie wyobrażałam sobie być tam bez ciebie, choć jeszcze wtedy nie wiedziałam, że żyjesz...

— Wiesz, że nie tak łatwo się mnie pozbyć — puścił mi oczko. — Niech no tylko Rogers dowie się, że żyję. Nagram film jak opada mu kopara i...

— Tato... — przerwałam mu ku jego zdziwieniu ze łzami w oczach.

— Młoda? — zjechał na pobocze, cały czas patrząc na mnie ze zmartwieniem.

— To nie takie proste — wypuściłam powoli powietrze z ust. — Gdy udało ci się uratować świat, odbył się twój pogrzeb, a Steve ruszył w przeszłość, aby oddać Kamienie Nieskończoności do ich linii czasowych. Problem w tym, że... Wrócił, ale jako stary człowiek. Bardzo stary... Najpierw Natasha, później ty i na samym końcu... Steve.

— A niech cię, Rogers... — nie dowierzał Stark. — Mówił, że to ja zgrywałem bohatera.

— Oboje nawaliliście — powiedziałam z wyrzutem. — W słusznej sprawie, ale jednak... Ty ocaliłeś Ziemię, a Steve spełnił swoją obietnicę i wrócił do Peggy Carter. Sporo cię ominęło... Sam Wilson przejął jego posadę. Co prawda, nie chciał tego robić, tak jak ja nie chciałam być następczynią Iron Mana, ale na końcu oboje dopełniliśmy swojego przeznaczenia.

~"𝙄 𝙖𝙢 𝙄𝙧𝙤𝙣 𝙂𝙞𝙧𝙡"~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz