86 - Ślepy zaułek

1.2K 131 46
                                    


XXX

Zamieszanie było ogromne.

Pracownicy w fartuchach biegali od miejsca do miejsca, nie nadążając ze spisywaniem protokołów, robieniem analiz ani wstukiwaniem wyników badań w komputery. Większość po prostu stała w miejscu z monitoringiem, obserwując poczynania Ruchomych Obiektów.

Tak wiele ich dziś zaskoczyło. Nie byli na to gotowi. Nie spodziewali się takiego obrotu spraw, a rozgrywająca się akcja przerosła ich najśmielsze oczekiwania.

- Obiekt 001 zgładził obiekt 005.

- Trucizna była silniejsza niż nam się zdawało.

- Albo błędnie oceniliśmy kompas moralny Obiektu 001.

Drukarka drukowała papiery z zawrotną prędkością. Kobieta w fartuchu pospiesznie zbierała kartki, spinała je i wsuwała do przezroczystych koszulek. Po sali, w której zazwyczaj panowała grobowa cisza, teraz przebiegały pomruki zdziwienia.

- Przemiana Obiektu 000 zakończyła się... sukcesem. Jak to możliwe?

- Miał dobre predyspozycje, ale od początku był spisany na straty.

Największy szok nastąpił w momencie, gdy ich pierwszy, poważny Obiekt przeobraził się w coś bardzo bliskiego sukcesowi. Nie miał prawa tego przeżyć. Kości ludzkie nie są dostosowane do takich zmian. A jednak.

A jednak z jego pleców wystrzeliły najprawdziwsze skrzydła z białymi piórami, twarde jak stal, ociekające krwią.

- Musimy natychmiast go zbadać.

- Szefie, ale nasze zasady zabraniają...

- Trudno. To ja tu wymyślam zasady. Chcę go jak najszybciej u nas. I ją też.

Zabronione było ponowne pojmanie tego samego Obiektu.

Mężczyzna pokiwał głową. Był przerażony rozwojem wydarzeń. Dawno nie było u nich tak intensywnie. Bardzo nie chciał jednak odbierać Obiektowi, a w zasadzie Acey'owi, jedynego szczęścia jakie mu pozostało. Od początku go obserwował. Acey był jego ulubieńcem i skrycie mu kibicował. A teraz, jak tylko odzyskał siostrę, chcieli wziąć go z powrotem.

- Oczywiście.

Spojrzał na ich podekscytowanego szefa. Wpatrywał się w ekran z uśmiechem absolutnego zwycięstwa.

Nie mógł się mu sprzeciwić. Nie miał wyjścia. Nikt nie miał.

***

Pearl Blevins POV

Reese siedział za kółkiem.

Co było niespotykane, bo przecież to Blase zawsze kierował. Zawsze nas wszędzie zawoził i odwoził, w jakim stanie byśmy nie byli.

A teraz go nie było.

Miejsce pasażera zajmowałam ja. Z tyłu siedziała od lewej Arlie, Ace i Holly. Chociaż ostrokrzew rzeczywiście nam pomógł i czuliśmy się w miarę dobrze, niepokoiła nas cała trójka z tyłu. Każdy z innego powodu.

Holly, siostra Ace'a, fizycznie wyglądała w porządku. Odpowiadała jednak jak maszyna na wszelkie zadawane pytania. Jeśli Ace miał trochę w sobie z robota, to mogłabym powiedzieć, że Holly ewidentnie nim była. Być może to reakcja na traumę lub na nowe środowisko, ale nie mogliśmy spuszczać jej z oczu.

Ace, z którym obchodziliśmy się jak z jajkiem, wyglądał na wycieńczonego. Przespał większość trasy. Spał dość spokojnie, lecz co jakiś czas jego twarz wykrzywiał grymas bólu. Nie mieliśmy pojęcia, czy lada chwila jego nowe, trzepoczące wachlarze znów nie wystrzelą w powietrze. Stracił też bardzo dużo krwi. Nie mogliśmy jednak zawieźć go do szpitala. Musielibyśmy się długo tłumaczyć.

Zdejmij kapturOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz