66 - Sekret

13K 1K 1.5K
                                    

Reese Stafford POV

Smród był okropny. Ręce się kleiły. Temperatura diametralnie się podnosiła. Martwe oczy dokładnie mnie obserwowały. Bardzo wiele par oczu. W ciemności jednak widziałem tylko jaskrawy, lśniący fiolet. Pojawiał się i znikał. Coś uderzyło o podłogę – jakieś ostre narzędzie. Zaraz za nim kolejne. I kolejne. Ciężko dyszałem, szalejąc z przyjemności. Krzyki mnie uspokajały, a jęki nakręcały. Nie myślałem w tej chwili o niczym innym. Jeszcze moment. Miękka, jedwabista skóra zrobiła się chropowata. Gęsia skóra opanowała całe jej ciało. Stół zatrzeszczał. Dotknąłem lepkiej, czerwonej krwi i palcem przejechałem po jej brzuchu. Poczułem szpony wbijające się w moje plecy. Złapałem ją za włosy. Lubiła to. Przygryzłem wargę. Nie przestawała krzyczeć aż do końca.

Uśmiechnąłem się dumnie. Ona także. Wiedziała, że jest w tym dobra.

Odsunąłem się od stołu i odkręciłem wodę. Spłukałem z ciała całą zwierzęcą krew i zacząłem się ubierać. Gdy wciągałem spodnie, spojrzałem na nią.

Nadal siedziała na stole. Opierała się na dłoniach. Założyła nogę na nogę. Purpura jej tęczówek przeszywała na wylot. Uśmiechnęła się zadziornie, zanurzając palec w brunatnej mazi i wsunęła go do ust, oblizując. Doskonale wiedziała, jak ze mną postępować. Zapłonąłem na nowo. Już miałem ściągać koszulkę, lecz dźwięk telefonu przerwał moje zamiary.

- Czego chcesz? – warknąłem do słuchawki. – Robię coś ważnego.

- Pieprzysz zmutowaną dziewczynę na stole w twojej morderczej pracowni?

- Nie wtrącaj się. O co chodzi? – spytałem wymijająco.

- Chyba znów się zaczyna, Lucy.

Wyprostowałem się, wzdychając. Automatycznie złapałem za septum, przekręcając go we wszystkie możliwe strony.

- Dobra, niedługo będę. Jesteś sam? – spytałem, dopinając pasek od spodni.

- Nie. Z Arlie.

Wstrzymałem oddech. Słyszałem, że nadal jest przy telefonie, ale już się nie odezwał. Ja też nie. Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni.

- Coś nie tak? – spytała dziewczyna, schodząc ze stołu.

Po jej nagim ciele spływała krew, zatrzymując się na obojczykach i płynąc między nogami. Martwa kotka leżała gdzieś pod stołem. Zerknąłem na rudowłosą i jeszcze raz na telefon.

- Kumpel w potrzebie – mruknąłem. – Muszę jechać.

- Denerwujesz się. Dlaczego? – Jej czułki skierowały się w moją stronę, niepokojąco dygocząc.

Przeszła pod strumień wody, czekając na odpowiedź.

- Pamiętasz Arline?

- Twoją przyjaciółkę, którą prawie zabiłeś i zostawiłeś bez słowa? – Niewinnie przechyliła główkę, myjąc włosy. – Oczywiście, że pamiętam.

Przygryzłem wargę. Nie byłem gotowy na tę konfrontację. Ani z Arl, ani z Pearl. Byłem beznadziejny w przeprosinach i nigdy nie mówiłem ich szczerze, więc jaki jest sens? Poza tym, parę głupich słów nie naprawiłoby całego syfu, który narobiłem. A aktualnie całkiem dobrze mi się żyło w bałaganie.

Avery narzuciła na siebie sukienkę i związała mokre włosy. Wyszliśmy z garażu – mojej nowej rzeźni – i szybko ruszyliśmy w stronę domu, uciekając przed deszczem.

Celowo wszystko przeciągałem. Najchętniej w ogóle nie zareagowałbym na prośbę albinosa, ale byłem mu to winny. Czułem jednak, że trochę sobie pocierpi, a Arlie zacznie odwalać niezłą manianę. W końcu kiedyś musiała się dowiedzieć.

Zdejmij kapturOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz