25 - Domek w drzewie

14.8K 1.3K 713
                                    

***

Wyprawa druga. Grudzień, 2017.

***

Reese Stafford POV

Rozejrzałem się dookoła, spoglądając to na mapę, to przez okno. Podrapałem się po głowie, próbując odgadnąć, w którą z trzydziestu polnych dróżek powinniśmy skręcić.

- Może tutaj – mruknąłem, na co Blase gwałtownie zmienił kierunek i ruszył w głąb lasu.

Westchnąłem, pakując do ust kolejnego paluszka. Jechaliśmy od trzech godzin, a ostatnie sześćdziesiąt minut błądziliśmy po kompletnym odludziu na obrzeżach Nashville.

Przez większość drogi nikt nic nie mówił. Dopiero po jakimś czasie atmosfera odrobinę się rozluźniła, a Arl zamieniła kilka słów z Acem, na którego ramieniu obecnie spała.

- Muszę siku - oznajmiła Pearl z tylnych siedzeń.

- Pozostają Ci tylko krzaki. – Blase wzruszył ramionami, ponownie zjeżdżając w jakąś ścieżkę i zatrzymując się na poboczu.

- Zawsze coś – mruknęła, wysiadając z vana.

Otworzyłem drzwi, chwytając do ręki mapę.

- Pójdę się rozejrzeć. Pilnuj ich, żeby nie wychodzili, są wykończeni – kiwnąłem do mężczyzny, wskazując na śpiących nastolatków.

Wsunąłem dłonie do kieszeni, patrząc przed siebie. Cała okolica pokryta była cienką warstwą śniegu, przez co trudno mi było odnaleźć się w terenie. Dokładnie przeanalizowałem skrawek mapki zdobyty na ostatniej wyprawie, porównując go z naszym położeniem.

Przygryzłem wargę, bawiąc się srebrnym kolczykiem. Nie po to jechaliśmy tyle godzin, aby ostatecznie zawrócić. Arline się załamie i już całkowicie zamknie w sobie. Ostatnio i tak mocno się od nas oddaliła. Dodatkowo, wciąż żałowałem, że powiedziałem o jej porwaniu i torturowaniu w dzieciństwie Acey'owi. Nie zasługiwał na to.

W tym momencie byłem egoistą. Wiedziałem, że Arl cały czas go crushuje i zrobiłaby dla niego naprawdę wiele. Mimo, że podczas poprzedniej przygody trochę jej podpadł, to przeprosił i wytłumaczył swoje zachowanie. Ja za to nadal mu nie ufałem i najchętniej wyrzuciłbym go z naszego samochodu. Jednak ten biały człowiek był dla Arlie zbyt ważny, abym mógł cokolwiek zrobić. Nie byłbym w stanie odebrać jej kolejnej rzeczy, dzięki której jeszcze się uśmiechała.

Lecz patrząc obiektywnie, nie miałem całkowitej racji. Obwiniałem go o to, że się bał oraz niepokoił o siebie i swoją siostrę. Ja na jego miejscu też byłbym przerażony, gdybym był normalny.

Ale nie jestem, więc mogłem dalej go nie znosić.

- Stafford, chyba coś znalazłam!

Krzyk szarowłosej dobiegł do moich uszu z prawej strony. Odwróciłem się, wchodząc między drzewa i szukając dziewczyny.

W końcu ją znalazłem. Stała na skraju lasu i w coś się wpatrywała. Uniosłem głowę i natychmiast znieruchomiałem.

Na sporej polanie stał ogromny, niemal rozpadający się, drewniany budynek. Nie przypominał domu mieszkalnego ani bloku. Wyglądał jak naprawdę olbrzymi domek na drzewie, którego suche gałęzie wyrastały z okien.

Posiadał on mnóstwo balkonów i chyba ze sto balustrad. Małe drzwi znajdowały się z lewej strony, między dwiema kolumnami podtrzymującymi starą konstrukcję. Po prawej zaś widniały szerokie schody, również zbudowane z sosnowych desek. Na samej górze stała nieduża wieżyczka z maleńkim okienkiem, jasnym daszkiem i bujnym gniazdem, ułożonym przez ptaki.

Zdejmij kapturOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz