Reese Stafford POV
– Tutaj, połóż ją tutaj.
Albi położył dziewczynę na łóżku w pokoju hostelowym, podkładając poduszkę pod jej głowę. Spała tak spokojnie. Jakby nic się nie wydarzyło.
– Co się właściwie wydarzyło? - spytałem, siadając na kanapie.
Ace zaczął opróżniać swoje kieszenie. Położył na stole siedem fiolek pełnych przezroczystej substancji.
- Nie to, czego się spodziewałem.
Pół godziny później byłem już na bieżąco.
- I dlatego Arlie miała tę chorą obsesję na twoim punkcie przez tyle czasu?
Ace nieznacznie kiwnął głową.
– Ja pierdolę.
Wziąłem kawałek pizzy zamówionej z jedynej otwartej knajpy o godzinie trzeciej nad ranem. Ciasto było twarde i przypalone. Ser przyklejał mi się do podniebienia. Wynajęliśmy najbardziej obskurny hostel jaki zdołaliśmy znaleźć i zameldowaliśmy się na fałszywe nazwisko. Mieliśmy nadzieję, że nas tutaj nie znajdą. Na wszelki wypadek pozbyliśmy się kart w telefonach. Znajdowaliśmy się jakieś dwie godziny od Camden.
– Czy... czy wszystko u ciebie w porządku, Lucy?
Ace posłał mi dziwne spojrzenie. Tak, jakby pytał, bo doskonale wiedział, że mogli mi coś zrobić, coś szalonego i okrutnego.
– Tak, nie martw się. Nie dałbym się tak łatwo – prychnąłem. – Najpierw rzeczywiście siedziałem w areszcie, ale żaden policjant ze mną nie rozmawiał. Potem nagle otworzyli celę i gdzieś mnie zabrali takim ładnym, białym SUVem. Ale ciągle siedziałem tylko w przeszklonym pokoiku.
– Nic ci nie wstrzyknęli?
– Z tego co wiem, to nie. A jak włączyli alarm, to taki syf się zrobił, że było bardzo łatwo ich omotać. Skopałem ich jak majstrowali przy drzwiach i zabrałem jednemu fartuch. Sądziłem, że będą mądrzejsi – przyznałem, odkładając spalony kawałek ciasta.
– Ja też - odparł Ace, będąc wyraźnie zmartwionym. – To podejrzane, że tak łatwo nas wypuścili.
Przyjrzałem się mu, widząc w nim jakąś zmianę. Nie do końca wiedziałem, co się zmieniło, ale wyglądał na mniej spiętego. Siedział luźno na kanapie, zakładając nogę na nogę. Stresował się i niepokoił, jak my wszyscy, ale na jego twarzy widniała... ulga.
– Po co ci te fiolki, Albi? – zapytałem. – Sorry, że pytam, ale... jesteś naćpany?
Zaśmiał się pod nosem, ale był to bardziej śmiech rozpaczy.
– Antidotum na F315 działa nie tylko na feromony, ale też łagodzi skutki mojej mutacji. Pamiętasz, jak ci opowiadałem, w jaki sposób to wszystko działa...
– Tak, codziennie lekko palisz się na słońcu – powiedziałem z przekąsem, czując dreszcz na plecach.
Zacisnął usta. Wziął do ręki jedną z fiolek i obrócił ją w dłoniach.
– No właśnie, a to... pomaga. Nie eliminuje bólu, ale znacznie go łagodzi. Wstrzyknęli mi dawkę kilka godzin temu i nadal czuję się prawie... normalnie. Normalnie i dziwnie jednocześnie.
Westchnąłem. Dziwnie było mu żyć bez bólu.
– Powiedz mi jeszcze jedno, zanim Arlie się obudzi – zacząłem. – Nie wiem w jaki sposób to wszystko na nią działało, ale co będzie teraz z... wami?
– To jest najdziwniejsze – przyznał. – Czułem coś do Arlie. Wciąż czuję. Ale wiem, że byłem też kiedyś zakochany. W kimś innym – dodał szeptem, uciekając ode mnie wzrokiem, chociaż doskonale o tym wiedziałem. – A mówili, że nie mogliśmy czuć nic do nikogo innego.
CZYTASZ
Zdejmij kaptur
Misterio / SuspensoDrużyna Kaptura to kompletnie pokręcona paczka dziwaków, którzy robią to, czego robić nie powinni. Baletnica, piromanka i sadysta? Z tego nie wyniknie nic dobrego. Od kilku lat plączą się w najgorsze sensacje i poszukują zaginionego przyjaciela, któ...