Arline Watters
Obudziłam się kompletnie zmarznięta.
Nawet nie zdążyłam otworzyć oczu. Przeszedł mnie dreszcz, a całe moje ciało pokrywała gęsia skórka. Zaczęłam drżeć z zimna. Czułam się, jakbym po kąpieli wyszła na mroźny dwór.
Skuliłam się, w końcu unosząc powieki. I w tym momencie wszystko sobie przypomniałam.
Ace. Obok mnie. Tutaj. W łóżku.
Tyle, że już nie leżeliśmy po dwóch różnych stronach. Pod głową poczułam silne ramię chłopaka, a jego dłoń zaraz obok mojej twarzy. Najwidoczniej leżałam mu na ręce. I gdyby tego było mało, plecami stykałam się z jego bokiem.
Natychmiast znieruchomiałam, wstrzymując oddech. To by wyjaśniało, dlaczego czułam się jak przyciśnięta do torebki z lodem. Nie miałam pojęcia, jak on to robił. Dosłownie oziębiał wszystko dookoła. Może miał coś z przepływem krwi?
Bałam się chociażby drgnąć, żeby tylko go nie obudzić. Jeśli zobaczy, gdzie wpakowałam mu się podczas snu, weźmie mnie za nienormalną. O ile już dawno temu tego nie zrobił. A ja przecież nie zrobiłam tego celowo! Zamrugałam, bardzo wolno podnosząc głowę z ramienia Acey'a. Następnie, dość niechętnie, odkleiłam się od boku chłopaka i prześlizgnęłam na drugi koniec łóżka. Odetchnęłam z ulgą. Spuściłam nogi, odrzucając kołdrę na bok.
Najciszej jak potrafiłam stanęłam na nogach, obracając głowę.
Jasne włosy zmierzwiły się podczas snu. Pierwszy raz w życiu nie były nieruchomo postawione do góry. Leżał na plecach, przez co dokładnie mogłam podziwiać jego twarz. Wyglądał tak spokojnie i pięknie, gdy nie udawał uśmiechu. Gdy w ogóle nie udawał. Gęste rzęsy okalały jego powieki, różowe usta lekko się rozchylały, a mała blizna na zarysowanej szczęce dodawała mu uroku.
Niekontrolowanie się uśmiechnęłam, w końcu ruszając z miejsca i znikając w łazience.
***
- No ludzie, to jest genialny pomysł!
Założyłam ręce na piersiach, obserwując, jak Blase próbuje namówić innych na swój plan. Spakowaliśmy się, zjedliśmy śniadanie i już chcieliśmy iść do samochodu, gdy ten stwierdził, że chciałby się wykąpać w tutejszym jeziorze. Według niego, woda w Hartwell jest niesamowicie czysta i zdrowotna, a on nie chce marnować takiej okazji.
- Uratujmy czymś ten wyjazd, dzieciaki – powiedział błagalnym tonem, rozkładając ręce. – Mamy całą niedzielę, zdążycie do szkółki.
Spojrzeliśmy po sobie, czekając, aż ktoś podejmie ostateczną decyzję.
- Ja do jeziora się zbliżać nie będę – fuknął Reese. – Jeszcze zniszczę... opatrunki – bąknął, chcąc się wywinąć czymkolwiek innym od tego, że panicznie boi się wody.
- Mi to tam obojętnie – odparłam.
W sumie Blase miał rację, przydałby się jakiś pozytywny akcent tego wyjazdu.
- Mogę pojechać – dorzucił Ace, chowając dłonie do kieszeni.
- Zwisa mi to i powiewa – mruknęła Pearl, żując gumę.
- Na godzinkę, potem się zbieramy – obiecał Blase, uśmiechając się szeroko.
I takim sposobem skończyliśmy na jedynej, opustoszałej plaży, między trzema innymi wysepkami należącymi do Greenville. Szum wody i cicha plaża działały bardzo uspokajająco na mój ociężały myślami umysł. Byliśmy jednocześnie uradowani i zdołowani. Mimo, że udało nam się uciec, nasza paczka wciąż się nie powiększyła. Ani o Merricka, ani o Holly, ani o Esstelle, ani o kogokolwiek innego. Czy następną wskazówkę również wcisną komuś do gardła, w dosłownym tego zdania znaczeniu?
CZYTASZ
Zdejmij kaptur
Mystery / ThrillerDrużyna Kaptura to kompletnie pokręcona paczka dziwaków, którzy robią to, czego robić nie powinni. Baletnica, piromanka i sadysta? Z tego nie wyniknie nic dobrego. Od kilku lat plączą się w najgorsze sensacje i poszukują zaginionego przyjaciela, któ...