Rozdział 4

183 7 8
                                    

Siedziałam na pokładzie samolotu, nerwowo wciskając paznokcie w materiał fotela. Starty przerażały mnie najbardziej. Starałam się zamknąć oczy i nie skupiać się na tym, wielokrotnie próbowałam przekierować swoje myśli gdzieś indziej, jednakże każda próba kończyła się niepowodzeniem.

Nienawidziłam momentu, w którym przez bardzo gwałtowną zmianę ciśnienia, niekomfortowo zatykało uszy. Przy każdym wzbiciu się samolotu w powietrze, zamykałam oczy i czekałam aż uczucie wbijania w fotel ustanie.

Siedząca obok mnie Victoria wielokrotnie starała się zająć mnie rozmową, zagajać, odpuściła jednak, gdy zobaczyła, że mi to nie pomaga. To po prostu musiało minąć. Musiałam to przeczekać.

Jak tylko maszyna wyrównała swój bieg i z głośników usłyszeliśmy komunikat o możliwości rozpięcia pasów i swobodnego poruszania się po pokładzie, wzięłam głęboki oddech i nieco się uspokoiłam.

— Współczuję. — Szepnęła Blondynka i rzuciła mi współczujące spojrzenie.

— Jakoś do tego przywyknę. — Uśmiechnęłam się blado, po czym przechyliłam półlitrową butelkę z wodą niegazowaną i opróżniłam jej zawartość.

— Nie zawsze będziemy podróżować samolotami.

— Spokojnie, Vic, wszystko w porządku. — Zapewniłam ją, a ona w odpowiedzi pokiwała głową. — Idę rozprostować nogi. — Zakomunikowałam, wstałam z miejsca i pokierowałam się w stronę toalety. Potrzebowałam orzeźwić nieco twarz i umysł lodowatą wodą.

Przemierzałam długą alejkę, dzielącą rzędy podwójnych miejsc. Część z nich zajmowała ekipa stale podróżująca z zespołem - nauczyciel śpiewu, realizatorzy dźwięku, managerowie, osoby odpowiedzialne za PR, fryzjer i wielu innych, z którymi nie miałam okazji nigdy pracować, natomiast kolejną, ludzie, którzy nie byli z nami związani, podróżujący w celach prywatnych.

Czułam jak z każdą, kolejną minutą przebywania na pokładzie, coraz mocniej bolała mnie głowa. Stres i zmiana ciśnienia robiły swoje.

Zerknęłam nad drzwi toalety, aby upewnić się, że nikt jej nie zajmuje i kiedy ujrzałam wielki, zielony napis „open", chwyciłam za klamkę i weszłam do środka.

— Cholera jasna! — Krzyknęłam, gdy zobaczyłam stojącego nad umywalką Damiano. Ten spojrzał na mnie w odbiciu lustra, ze zmarszczonymi brwiami i zaśmiał się cicho.

— To już drugi raz w ciągu godziny, gdy spotykamy się w toalecie. — Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.

— Daruj sobie. — Burknęłam, cały czas pamiętając jak zachował się przed wejściem na pokład.

— Oj nie dąsaj się już, Serra, to tylko głupia koszula. — Pokręcił głową zachowując się, jakby nigdy nic się nie wydarzyło.

Z każdym wypowiedzianym przez niego słowem rosła we mnie niesamowita irytacja. Gość albo miał problemy z pamięcią, albo robił ze mnie kompletną wariatkę.

— Wiesz czym jest zamek w drzwiach? — Postanowiłam nie reagować na wspomnienie incydentu z kawą.

— Wiesz czym jest pukanie?

— Chyba sobie teraz ze mnie kpisz. — Damiano dokończył myć dłonie, wytarł je kilkoma listkami ręcznika papierowego, po czym wyrzucił je do kosza i odwrócił się w moją stronę.

— Dopiero mogę zacząć. — Mrugnął do mnie, a we mnie aż zagotowała się krew.

— Skończyłeś? To świetnie. — Odsunęłam się od framugi, aby zrobić mu miejsce. — Teraz wyjdź z łaski swojej. — Damiano zaśmiał się w głos i dotknął palcem wskazującym mojego nosa, co spowodowało pozostawienie na nim kilka kropel cieplej wody.

Taniec z Diabłem | Damiano DavidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz