Rozdział 17

124 3 1
                                        

Jak wielką zbrodnią jest pragnienie bycia szczęśliwym? Jak ciężki bagaż muszę nieść i ile kul przyjąć, aby dotrzeć do miejsca, w którym w końcu się tak poczuję? Dlaczego dostaję po głowie za każdym razem, gdy zrobię jakikolwiek, nawet najmniejszy krok w tym kierunku?

Byłam załamana.

Mimo, że od początku wiedziałam na co się piszę i jak może się to zakończyć, czułam okropny smutek i ból, którego nie byłam w stanie opisać słowami. Miałam ogromny żal. Żal do samej siebie, że na to wszystko pozwoliłam. Nie mogłam mieć pretensji do Damiano, ponieważ nigdy mnie do niczego nie zmusił. Wszystko co zrobiłam nastąpiło z mojej własnej, nieprzymuszonej woli.

Dlaczego mimo wszystko to tak bardzo bolało?

Bez zastanowienia ruszyłam przed siebie, nie dbając dłużej o to, aby utrzymywać wszystko w tajemnicy. Nie przed nią. Była jedyną osobą, której wiedziałam, że mogę się wyżalić, a ona mnie w żaden sposób nie oceni. Była najszczerszym człowiekiem, jakiego w życiu poznałam i mogłam liczyć z jej strony na często bolesną prawdę, której w tamtym momencie potrzebowałam.

Czułam jak słone łzy bezwładnie płynęły po moich policzkach. Nie byłam w stanie dłużej ich wstrzymywać. Widok Damiano i Giorgii razem, w dodatku w takiej sytuacji zupełnie mnie złamał. Szczególnie, że kilka godzin wcześniej kompletnie mu się oddałam.

Nie wiedziałam już jak radzić sobie z tak silnymi emocjami. Nie potrafiłam przede wszystkim robić tego dłużej sama. Całe swoje życie starałam się polegać tylko i wyłącznie na sobie. Nie chciałam angażować w swoje poczynania osób trzecich. Rodzice przygotowali mnie do dorosłości tak dobrze jak tylko potrafili, za co byłam im dozgonnie wdzięczna. Jednakże za wszystko, co osiągnęłam po wyprowadzce z rodzinnego domu odpowiadałam ja sama. Każdy sukces, każda porażka - ze wszystkim sobie radziłam. Nie zawsze przebiegało to bez problemu, aczkolwiek wychodziłam na tym bez szwanku.

Nie tym razem.

Gdy dotarłam pod drzwi pokoju Victorii, nie byłam w stanie złapać pełnego oddechu. Płacz kompletnie przejął nade mną kontrolę. Chwyciłam w dłonie materiał bluzy  w okolicach klatki piersiowej i mocno ścisnęłam, zupełnie jakbym chciała wyrzucić z ciała towarzyszący mi ból. Oparłam się plecami o ścianę i chowając twarz w dłoniach, bezwładnie się po niej osunęłam. Szlochałam jak małe dziecko, nie zwracając uwagi na to, że ktoś może mnie usłyszeć.

Pierwszy raz w życiu wołałam o atencję. O pomoc. O wsparcie.

Musiałam wyglądać paskudnie i tak też się czułam. Sama siebie upokarzałam. W imię czego? Miłości do zaręczonego mężczyzny, z którym się przespałam?

O kurwa, jak żałośnie to brzmi.

— Matko, Samantha, co się stało?! — Usłyszałam nad sobą przerażony głos De Angelis.

— Jestem beznadziejna. — Wymamrotałam z trudem, oblizując słone od łez usta.

Victoria kucnęła przy mnie i odgarnęła z twarzy włosy w ten sposób, abym mogła na nią spojrzeć.

— Wejdź do środka — Brzmiała już dużo spokojniej i łagodniej. Chwyciła mnie pod ramię i zmusiła do wstania z podłogi, a następnie bym przekroczyła próg jej pokoju.
Stanęłam na środku pomieszczenia i oplotłam się ramionami, próbując zniknąć od jej spojrzenia. Ta jedynie bez słowa, podeszła do barku, sięgnęła do niewielkiej, hotelowej lodówki i wyciągnęła z niej dwa piwa. Przetarłam rękawami bluzy policzki i zabrałam z jej dłoni ówcześnie otwartą butelkę. Victoria stuknęła swoim szkłem o moje i upiła spory łyk alkoholu.

— Niech zgadnę, Damiano? — Rzuciła i usadowiła się na łóżku, po czym delikatnie poklepała ręką na miejscu obok, sygnalizując tym samym, abym usiadła, co od razu uczyniłam.

Taniec z Diabłem | Damiano DavidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz