Rozdział 12

170 8 5
                                    

Zapewne byłam głupia i naiwna, a resztki zdrowego rozsądku, którym jeszcze niedawno się kierowałam, postanowiły mi nie pomagać. Dałam poprowadzić się emocjom i sercu, które podpowiadało mi same nielogiczne rozwiązania.

Pozwoliłam na to, aby Damiano przebił się przez mur odpowiedzialności, który zbudowałam, gdy tylko dowiedziałam się, że był zaręczony. Obiecał mi, że wszystko będzie dobrze, dał mi słowo. Jedyne o co prosił to odrobina czasu. Zdawałam sobie sprawę z tego, że ciężko mu było podjąć tę decyzję, a jeszcze trudniej poczynić w tym kierunku drastyczne ruchy. Zwłaszcza, jeżeli na szali ważyły się losy zespołu.

Gdy zapytałam się go o plan, nie był w stanie mi jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć. Domyśliłam się, że go nie miał.

Nie mieliśmy wyboru. Musieliśmy się ukrywać. Przynajmniej zapewnił mnie, że jedynie przez jakiś czas. Szkoda, że był on bliżej nieokreślony.

Stojąc wśród ludzi, oczekując na rozpoczęcie koncertu, zaczęłam zastanawiać się ile to może potrwać. Miesiąc? Dwa? Rok? Naprawdę jestem w stanie tak długo wytrzymać? A co jeżeli nagle pojawi się Giorgia? Damiano zacznie okazywać jej uczucia w mojej obecności? A co jeżeli nakryje nas ktoś z zespołu? Lub co gorsza, Fabrizzio?

W mojej głowie zaczęły pojawiać się pytania, które sprawiały, że moje serce zaczęło nienaturalnie mocno bić. Wzięłam kilka głębokich wdechów, aby nie zacząć panikować. Nie mogłam przecież tworzyć w głowie chorych scenariuszy, które prawdopodobnie nigdy nie będą miały miejsca.

Ogromna hala koncertowa była już zapełniona po brzegi. Było dosyć ciasno, jednak dało się wytrzymać. Fani zaczęli wyśpiewywać piosenki zespołu, próbując jakoś umilić sobie czas. Odwróciłam się za siebie i ujrzałam masę transparentów i plakatów. Zaśmiałam się, gdy w moje oczy rzucił się ogromny napis: „VIC, I LOVE YOUR BOOBIES".

W pewnym momencie światła na sali zmieniły natężenie, a w moje uszy uderzyły głośne piski i krzyki. Na scenie wisiała ogromna, zakrywająca cały podest płachta, więc nie byłam w stanie dostrzec co się na niej działo.

Gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki perkusji i gitary elektrycznej, kurtyna opadła w dół, a oczom wszystkich ukazała się cała czwórka. Emanowała od nich niesamowita energia. Od razu widać było, że kochali to, co robili i starali się czerpać z tego garściami.

Cudowne było to, że po wygraniu konkursu Eurowizji nie osiedli na laurach, tylko zaczęli pracować jeszcze ciężej. Ich zaangażowanie i wysiłek włożony w tworzoną muzykę zaprocentował w postaci masy wiernych fanów, wyróżnień i nagród.

Bawiłam się w najlepsze, z całą publicznością, wyśpiewując tekst dosłownie każdej granej piosenki. Było to zdecydowanie tym, czego potrzebowałam. Chwila beztroski, wolności i nastoletniej euforii.

Damiano nawiązywał niesamowity kontakt z fanami - żartował, opowiadał historie, a chwilami poruszał istotne tematy dotyczące tolerancji i akceptacji, co w dzisiejszych było niesamowicie istotne.

Dodatkowo, był frontmanem z krwi i kości, a cały performance miał niesamowitą moc. Dawał z siebie dosłownie dwieście procent. Bezapelacyjnie, scena była jego drugim domem.

W pewnym momencie, poczułam jak przestrzeń między ludźmi zaczyna się gwałtownie zmniejszać. Odwróciłam się, jednak nie byłam w stanie dostrzec co się działo. Niektórzy zaczęli się przepychać, przez co oberwałam rykoszetem w plecy. Stanęłam na palcach i moją uwagę zwrócił intensywnie gestykulujący rękoma mężczyzna. Ludzie starali się go uspokoić, jednak on nie dawał za wygraną. Stawał się strasznie agresywny. Dodatkowo, moje oczy dostrzegły przestraszoną dziewczynę, która usilnie próbowała odsunąć się z centrum wydarzeń. Gdy rozwścieczony mężczyzna zaczął na nią przeraźliwie krzyczeć, zdałam sobie sprawę z tego, że mogła to być jego partnerka.

Taniec z Diabłem | Damiano DavidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz