Nº1

369 8 0
                                    

Upadając, pamiętaj, aby głowy nie odchylać do tyłu, ani nie amortyzować się rękami. Dwie podstawowe zasady, a ja o żadnej z nich nie pamiętałem, lecąc jak worek ziemniaków na ziemię. Nadgarstek, który miał złagodzić mój upadek, gruchnął nieprzyjemnie, a rękę przeszył promieniujący ból. Żeby tego było jeszcze mało, spektakularny lot, na który posłał mnie Aaron, gdy ożywione przez niego pnącza podcięły mi nogi, zakończył się przygwożdżeniem potylicą o ziemię. Zaparło mi dech, a przed oczami pojawiły się gwiazdki, więc szybko zamrugałem by się ich pozbyć. Zapowiadał się idealny dzień.

- Lepiej uważaj, jak chodzisz!- krzyknął sarkastycznie Aaron, a wokół potoczył się śmiech innych uczestników zajęć.

-Dzięki za radę...- rzuciłem mu przez zaciśnięte zęby, próbując wstać. Ból w nadgarstku dawał jednak o sobie znać, przez co szło mi to z trudem.

Wreszcie dźwignąłem się na trzęsące nogi i zanim zdążyłem zareagować, pnącza, które będą moim wrogiem chyba już do końca życia, oplotły moje ramiona i pociągnęły w stronę grupki osób stojących jakieś sześć metrów dalej.

W samym środku górował nad wszystkimi Aaron, czy jak go lubię nazywać „wielki dupek". I nie chodzi tylko o jego zachowanie, bo tyły też miał nieskromne. Jednak to, co bardziej przyciągało wzrok wszystkich dziewczyn oraz niektórych chłopaków z mojego roku poza jego interesującymi kształtami były niesamowicie intensywne rude włosy w połączeniu z dużymi zielonymi oczami, prostym nosem i twardą szczęką. Boże, jak ja go nie lubiłem... Wiecznie się wywyższał i znęcał nade mną. A co najgorsze, przy swojej popularności zebrał sobie małą grupkę, która podążała za nim pełna podziwu i wtórowała mu.

Teraz, lecąc w ich stronę, ciągnięty przez te cholerne pnącza ożywione mocą Aarona, modliłem się w duchu, żeby dzisiaj nie chciało mu się nabijać zbyt długo z mojego bycia jednym z najgorszych Tierros (władającym naturą) na roku. Nawet jedna z dziewczyn w moim wieku, która odkryła swoje moce kilka miesięcy temu (co się zdarza, gdy twoi rodzice nie wyjawiają ci prawdy o znaku na twoim przedramieniu) dołączyła do kursu później niż inni, opanowała już umiejętność wyrywania bloków ziemi i rzucania nimi, gdy moją największą zasługą było nadal dawanie wtórnego życia zwiędłym kwiatom. Chociaż akurat przy mojej przyjaciółce Julii była to bardzo użyteczna umiejętność.

Zatrzymałem się przy samym Aaronie i spojrzałem mu wyzywająco w oczy. Uśmiechnął się sarkastycznie, gdy wysyczał:

-I co teraz jardinero?

To wspaniałe przezwisko przyległo do mnie podczas niestudzonych prób zrobienia czegoś więcej z rośliną niż pomocy przy jej zakwitaniu. Aaron wiedział, że nienawidzę, jak ktoś mnie tak nazywa, ale w Instytucie dla Poderosos w Santa Luz gdzie władający jakimś żywiołem pobierali nauki, wszyscy już na mnie tak wołali- nawet profesorzy zapominali, że moje imię to Martín.

Było kilka rodzajów Poderosos (inaczej Obdarzonych)- wszyscy pochodzili od któregoś z pięciu legendarnych przodków. Mój ród- Tierrosów władał ziemią i roślinami. Potrafimy (a właściwie powinniśmy umieć, bo jeszcze nie do końca połapałem się w używaniu swoich mocy) podrywać bloki mułu do lotu, spowodować częściowe trzęsienia ziemi, ale także wykorzystywać otaczającą nas zieleń do przeróżnych celów. Istnieją także Aguas (władający wodą), Fuegos (ogniem) i Vientos (powietrzem). Na lekcji historii uczyliśmy się także o piątym wymarłym rodzie Voltajes (speców od wyładowań elektrycznych), jednak ich linia zanikła jakiś czas temu.

Jak już wspominałem, nasze moce pochodziły od pięciu przyjaciół. Odkryli oni jaskinię, w której mieszkały Bóstwa Żywiołów- Los Dioses de Elementos- opiekujące się ludźmi i pomagające im się rozwijać od zarania dziejów. Pośród innych bożków, którym oddawali cześć ludzie, zajmowali oni specjalne miejsce. Postanowili przekazać część swoich mocy ludziom, by szerzyli dobro i chronili innych przed czyhającymi niebezpieczeństwami. Naznaczyli ich znakami odpowiadającymi poszczególnym żywiołom, a moce przechodziły z pokolenia na pokolenie, jednak zwyczajni mieszkańcy bali się Obdarzonych. Twierdzili, że pierwsi Poderosos ukradli moc Bogom, uciekając się do podstępu. Z tego strachu narodziła się nienawiść trwająca do dziś. Głównie wychodziła ona od nauk kapłanów Santa Muerte. Mimo powolnego szerzenia tolerancji, jej przeciwieństwo dalej istnieje, szczególnie w starszych pokoleniach. Od kiedy zmarła żona króla Miguela, Valeria, zasiadła na tronie wprowadzono wiele reform w Santa Luz, ale wszyscy jesteśmy świadomi, że zmiany nigdy nie przychodzą łatwo.

Syn ZiemiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz