Kolejna strzała wystrzeliła spomiędzy drzew, ale zanim dotarła do celu, zdążyłem zasłonić wilczycę warstwą ziemi. Z lasu po prawej stronie wyszedł señor Exposito z wycelowanym w naszą stronę łukiem.
-Odsuń się Tierros- syknął do mnie.- Zdobędę nagrodę za zabicie bestii.
Wypuścił kolejną strzałę z napiętego łuku, ale ta spłonęła w locie. Julian podbiegł do mnie, odsuwając mnie za swoje plecy. Obok stanęła Julia.
-To nie ona zabija byki- powiedział mój chłopak.- Jest niewinna. Mężczyzna przed nami splunął i sięgnął po kolejną strzałę.
-A skąd to niby wiecie?
Julian spojrzał się na mnie, oczekując wyjaśnień. Słowa zamarły mi na ustach. Jaki miałem dowód poza głębokim przeczuciem? Señor Exposito roześmiał się szyderczo.
-No właśnie, chcecie po prostu ochronić to bydlę i pozbawić moją rodzinę majątku tak? O to wam chodzi?!
-Człowieku, o czym tym do cholery mówisz?- spytałem, ale mężczyzna wyglądał, jakby był obłąkany. Napiął łuk w naszą stronę.
-Odsuńcie się od wilka, joder! Ostrzegam was po raz ostatni!
- Niech się pan uspokoi- powiedziała z łzami w oczach Julia.
-Nie będziecie mi rozkazywać!
Mężczyzna w szale odrzucił łuk i rzucił się w naszą stronę. Wyrwałem miecz trzymany przez Juliana i odparłem atak. Siła uderzenia odrzuciła mnie lekko do tyłu.
-Mar!- krzyknął Julian, robiąc krok do przodu, ale zawinąłem paprotki wokół jego nóg, żeby nie mógł się poruszyć. Lekko przez to straciłem koncentrację i miecz señor Exposita przeciął niegłęboko moje ramię.
Syknąłem z bólu, na co mężczyzna uśmiechnął się i ruszył do dalszego ataku. Parowałem cios za ciosem, ale nie byłem przyzwyczajony do tego typu walki, dlatego większość czasu byłem w defensywie. Moim atutem była jednak moc, którą próbowałem użyć do podcięcia mężczyzny, wyciągając spod ziemi korzenie. Nie dał się jednak zaskoczyć moimi atakami. Przy mocniejszym uderzeniu przybliżył swoją twarz do klingi miecza i powiedział:
-Niejeden Poderoso zginął już od tego noża- po czym pchnął mocniej, tak że poleciałem na ziemię.
Stanął nade mną, gdy poczułem, że ziemia trzęsie się od ciężkich kroków. Señor Exposito zatoczył się zdziwiony, gdy z prawej strony z zarośli wyskoczył niedźwiedź, rycząc głośno. Cielsko zwierzęcia poruszało się z dużą prędkością gonione przez kilka osób próbujących przypuścić śmiertelny cios. Nie zważając na nic, biegł przez polanę, na której się znajdowaliśmy. Zanim ktokolwiek zrobił jakiś ruch by zareagować, niedźwiedź wbiegł całym impetem w señora Exposito, taranując go między swoimi nogami. Mężczyzna pozostał nieruchomo na ziemi, cały we krwi. Z drugiej strony lasu naprzeciw niedźwiedzia stanął Miguel Junior, celując bronią w zwierzę.
-Hermano!- krzyknął Julian rzucając się w jego stronę.
Rozległ się huk, który rozbrzmiał echem po polanie i rozszedł się zapach spalenizny. Zwierzę zwolniło tempa i upadło u stóp księcia koronnego bez życia. Ciszy, jaka nastała po tym wydarzeniu, nic nie zakłóciło. Wszyscy byli oszołomieni. Po chwili jedna z osób podbiegła do leżącego señora Exposito. Plama krwi na jego klatce piersiowej rozszerzała się z przerażającą szybkością. Jedno z pazurów niedźwiedzia rozciął głęboko klatkę mężczyzny. Jego ciało poruszało się konwulsyjnie, gdy próbowano zatamować krwotok, jednak było za późno. Oczy señora powoli zamykały się, a jego oddech ustał. Osoby przy nim usiadły ciężko,
spuszczając głowy. Odwróciłem wzrok. Ciężko było mi patrzeć, mimo, że mężczyzna dopiero co mnie zaatakował. Pomyślałem o Ángelu i jego matce czekających na głowę rodziny, która nigdy się już do nich nie odezwie. Moja głowa jakby instynktownie zwróciła się w stronę gdzie dopiero co leżała wilczyca ze szczeniakami. Miejsce wśród patyków było puste.
Julian z Julią i Miguelem podeszli do leżącego na trawie ciała, a ja po chwili za nimi. Ręce mężczyzny były wygięte pod dziwnym kontem, a poszarpana rana na klatce przebiegała od lewego ramienia aż do prawego uda. Mój wzrok przykuło co innego, jednak zanim zdążyłem zrobić ruch Julian wyciągnął rękę do schowanego w bucie sztyletu. Serce zabiło mi mocniej.
Broń była cienka wykonana z nieznanego mi materiału. Jednak to co najbardziej w niej charakterystyczne, było białą rękojeścią ze znanym mi bardzo dobrze symbolem. Julian rzucił mi ukradkowe spojrzenie, szeroko otwierając oczy. Nie zdążył jednak niepostrzeżenie schować broni jako dowód wielu innych zbrodni, bo Miguel wyrwał mu sztylet z ręki i przyjrzał mu się. Zmrużył oczy.
-Zabiorę go ze sobą- powiedział szybko.- Nie wygląda, jakby należało do señora Exposito, a przypomina mi to pewien artefakt, który...- zamilkł i odchrząknął- no, nieważne. Zabierzcie, proszę ciało mężczyzny do jego domu. Oddamy mu ostatnią cześć.
Odwrócił się na pięcie i odszedł w las. Jego gwardziści przywiązali niedźwiedzia do swoich koni i ruszyli za nim. Rozległy się trąby wieszczące zakończenie polowania. Osoby, które zebrały się na polanie, wzięły martwe ciało w ręce i zaczęły przedzierać się przez gąszcz. Nasza trójka została w bezruchu.
-Czy to był...- zaczęła Julia.
-Tak- odpowiedziałem- Dokładnie ten sam.
-Ale jak się znalazł...- dodał Julian.
-Myślicie, że to on był mordercą?- spytała Julia.
- Nie sądzę- potarłem czoło rozmyślając głęboko.- To by się kompletnie nie
kleiło...
Ale nadal w myślach to podejrzenie kiełkowało. Czy naprawdę odkryliśmy mordercę przez przypadek? Jakby się nad tym zastanowić señor Exposito nie przepadał za Obdarzonymi i był skłonny do morderstwa, czego o mały włos sam nie doświadczyłem. Nie tłumaczyłoby to jednak jego sprecyzowanych ataków, zawsze tam, gdzie się pojawialiśmy. Potrzebowaliśmy więcej dowodów.
Wyszliśmy z polany z powrotem w cień lasu. Coraz dalej od jego serca pojawiało się więcej małych żyjątek, a światło przesączało się między pniami. W końcu stanęliśmy ponownie przed linią lasu. Słońce zdążyło się wznieść wysoko podczas naszej nieobecności i raziło w oczy, tak że musiałem zasłonić się ręką dla ochrony. Trójki łączyły się ponownie w grupy wychodząc spomiędzy drzew. Ludzie podążali za stojącymi nieopodal trębaczami, przy których czworo mężczyzn niosło między sobą bezwładne ciało. „Kto zginął?" Słyszałem wokół szepty tych, którzy nie uczestniczyli w wydarzeniach na polanie. Niektórzy żegnali się szybko, całując swoje palce i przyciskając do czoła. Plotki szybko zaczęły się jednak rozchodzić i nazwisko martwego znajdowało się na ustach wszystkich. Ruszyliśmy w stronę domku, z którego unosił się dym. Przy nim zobaczyłem małą postać. Domyśliłem się, że Ángel podczas opieki nad bykami czeka na wieści z polowania.
Zbliżaliśmy się do chałupki w dziwnym pochodzie. Na przedzie na koniach jechali Miguel Junior i jego strażnicy dumnie wypinając piersi, a w ich broniach odbijały się promienie słoneczne. Za nimi na sznurze posuwało się ciało niedźwiedzia, robiąc rozległy ślad za sobą. Trawa wyginała się, jakby oddając olbrzymi ukłon zmarłemu władcy lasu. Następnie, powoli i nieregularnie poruszały się osoby niosące nad głowami señora Exposito. Krople krwi skapywały co jakiś czas z wyciągniętej pod kątem ręki. Korowód kończyliśmy my, cichy tłum powłuczający nogami po udanym polowaniu, podczas którego jednak ponieśliśmy straty.
Z domu wyszła matka Ángela i dołączyła do syna, patrząc jak na jej ganku zbiera się tłum. Gdy ciało jej męża zostało złożone u jej stóp, uklękła, a w oczach zabłyszczały łzy. Chłopiec usiadł obok, lekko głaszcząc ojca po policzku. Wszyscy pochyliliśmy głowy w szacunku. Po minucie ciszy rozległy się ponownie trąby, wygrywając smutną muzykę, która miała zanieść duszę zmarłego na drugą stronę. Wysokie tony przelatywały między nami, jakby duch señora Exposito przepływał tuż obok. Niektórzy się wzdrygali.
Gdy tony uniosły się do nieba, ludność zaczęła odchodzić, pozostawiając rodzinę po raz ostatni razem. Mieszkańcy miasta mijali nas, ocierając się czasem ramieniem . Wraz z Julianem i Julią pozostaliśmy na miejscu. Pomogliśmy wnieść ciało mężczyzny do domu, kładąc je na sofie. Señora Exposito od razu zaczęła przystępować do oczyszczania ran męża. Miała zawziętą minę, ale jej zdenerwowanie było widoczne w trzęsących się rękach, gdy moczyła szmatkę w wodzie. Nie odezwała się do nas ani słowem.
Ángel pociągnął mnie za rękaw i kiwnął głową w stronę drzwi. On w odróżnieniu od matki wyglądał na w zupełności opanowanego. Wyszliśmy po cichu, zostawiając kobietę, po której twarzy w końcu zaczęły płynąć łzy.
Pogoda jakby pojęła śmierć jednego z mieszkańców Pueblo Rojo. Wiatr przywołał ciężkie chmury, które zaczęły przysłaniać wiszące wysoko słońce. Ángel poszedł w stronę płotu do byków, które w spokoju pasły się, nie zwracając na nic uwagi. Tylko jeden od razu podbiegł, wbijając swoje oczy skrzące się w Juliana. Książę podszedł i pogłaskał zwierzę, uśmiechając się. Ángel skrzywił się lekko.
-Mam złe wieści- powiedział.
Spojrzeliśmy się w jego stronę. Kucnąłem obok, po czym spojrzałem mu prosto w twarz, uśmiechając się lekko z niepewnością.
-Nie musisz teraz nic mówić, wiemy, że może być ci ciężko i jest tak okropnie przykro z powodu twojej straty...
- Nie musicie się o mnie martwić- powiedział z mocą, która mnie zdziwiła.- Wiecie, że nie miałem z nim zbyt dobrych relacji. Poza tym od pewnego czasu wiem, że to nie był mój biologiczny ojciec.
Wytrzeszczyłem oczy zaskoczony szczerością w glosie dziecka.
- Jesteś pewien?
-Oczywiście, ale to opowieść na inny moment. Muszę wam coś powiedzieć.
Zaczął nas zapoznawać z zawiłymi problemami transakcji, których nie do końca rozumiałem, ale wyłapałem to, co najważniejsze. Sprawa dotyczyła nadchodzącego Encierro. Señor Exposito zdążył przed śmiercią podpisać umowę z burmistrzem o sprzedaży części byków na wydarzenie. Transakcji nie dało się już cofnąć.
- Ojciec po odkryciu, że jedno ze zwierząt jest patronem księcia, postanowił w ramach zemsty sprzedać i jego- mówił Ángel.- Byczek nie należy już do nas, a jeśli zaginie przed Encierro, zostaniemy obciążeni karą. Przykro mi.
Opuścił głowę w zmieszaniu. Julian podszedł do nas, opierając się lekko o moje ramie.
-Po pierwsze- zaczął wyciągając rękę do chłopca.- Mam na imię Julian.
-Encantado- uścisnął dłoń Ángel.
-Po drugie nie przejmuj się, coś wymyślimy- dodałem, wbijając się w słowo księciu- Mamy jednak do ciebie pytanie.
-Tak?
-Skąd twój ojciec miał sztylet o białej rękojeści?
Chłopiec przekrzywił głowę, nie wiedząc, co mamy na myśli. Odpowiedział, że nie widział u mężczyzny podobnej broni.
-Posiadał jedynie łuk i sztylet po swoim padre, ale nie przypominał w ogóle tego, o którym mówicie.
Spróbowałem zacząć inaczej.
-A czy kojarzysz w którejś ze swoich książek podobną broń?
-Gdyby się nad tym zastanowić...
Nagle klasnął w ręce z podniecenia. Pobiegł do domu, pozostawiając otwarte drzwi i rzucił się do biblioteczki. Wyciągał po kolei woluminy, lecz patrząc na okładki za chwile je odrzucał, robiąc coraz większą górę. Matka odeszła od zmarłego męża i podeszła do chłopca. Sięgnęła po tomiszcze na najwyższej półce, które podała synowi. Chłopiec spojrzał na okładkę. Kiwnął głową i przytulił mocno matkę, ciągnąc ją na zewnątrz ze sobą.
Jej twarz nie była już mokra od łez. Wyszła, mając jedynie na ramionach życie swoje i dziecka. Wielu by się ugięło pod takim ciężarem. Kobieta jednak szła wyprostowana i spokojna. Skłoniliśmy głowę, a ona odpowiedziała tym samym.
Ángel szybko ukucnął na trawniku, wertując książkę. Dostrzegłem na pierwszej stronie znany mi tytuł: „Poderosos na przestrzeni wieków". Mignął mi rozdział, w którym czytałem o Lugar de Fuente, aż przed naszymi oczami ukazał się rysunek sztyletu, nawiedzającego mnie już od pewnego czasu.
Na żółtawych kartkach biała rękojeść wybijała się szczególnie. Tajemniczy znak wyróżniał się na jej kolorze, przykuwając wzrok. Samo ostrze było lekko postrzępione, czego nie zauważyłem wcześniej. Nachyliliśmy się nad książką, a Ángel zaczął czytać:
- Ostrze Przeznaczenia to starożytna broń niewiadomego pochodzenia. Według legend była to broń wykuta przez samą Santa Muerte, po tym jak odwróciła się od innych Bóstw. Sztylet pojawiał się na przestrzeni wieków w różnych miejscach. Przekazywany z ręki do ręki najprawdopodobniej poprzez zabójstwo poprzedniego właściciela. Ostatnio widziany w Santa Luz w posiadaniu niejakiego Luisa Bello, jednak po tym jak znaleziono jego ciało rozszarpane na Calle Mayor, znowu zaginął w niebycie. Broń ma potężną moc i powinna być używana jedynie jako sztylet ofiarny. Zatopienie ostrza w Poderoso, powoduje przecięcie więzi między nim a Dioses. Następnie po wykonaniu określonych obrzędów, jest możliwe odebranie mocy, co można wykorzystać do innych celów...
Ángel skończył czytać i spojrzał się po nas.
- Jesteście pewni, że właśnie tę broń widzieliście przy moim ojcu? Pokiwaliśmy głowami, jednak po moich myślach dalej przebiegały pytania
bez odpowiedzi. Zdecydowałem się zadać chociaż jedno:
-Do jakich innych celów można wykorzystać odebraną moc Poderoso? Chłopiec poklepał się po kurtce, widocznie czegoś szukając. W końcu
wyciągnął z kieszeni małą książeczkę, zawierającą legendy. Podał mi ją, mówiąc:
-Tutaj znajdziesz odpowiedź.
Podziękowałem mu szczerze. Wszystko w końcu zaczęło się ze sobą łączyć zbliżając nas powoli do rozwiązania zagadki. Nie chcieliśmy jednak zabierać czasu rodzinie po takiej stracie. Pożegnaliśmy się serdecznie i ruszyliśmy do ratusza.
CZYTASZ
Syn Ziemi
Teen FictionJeśli szukacie książki pełnej zabawy z żywiołami, intrygami, podróżami i kultury iberyjskiej- jest to książka właśnie dla was!!! Przed wami pierwsza część „Trylogii Przeznaczenia" 🌿🔥💧💨 Martín Coral jest jednym z Obdarzonych- osób mogących władać...