Nº13

20 5 0
                                    

   Zaczęliśmy od ćwiczeń rozluźniających i uspokajających. Kapłan zapalił kadzidło, co wypełniło pokój duszącym zapachem. Starałem się oddychać spokojnie i głęboko, ale drażniący dym drapał mnie w gardło. Zacząłem kasłać.
Przez całą godzinę miałem zamknięte oczy, starając się skupić jedynie na swojej mocy, ale często moje myśli uciekały kompletnie w inną stronę. Zapalone świeczki i ostry zapach sprawiły, że w pokoju było bardzo duszno. Pot spływał mi z czoła, gdy próbowałem naprowadzić moje skupienie z powrotem na moc, ale żaden zielony błysk się nie pojawiał. Nie wyczuwałem żadnej zmiany, jedynie znudzenie. W pewnym momencie mucha zaczęła uderzać o szybę, nie mogąc się wydostać i bzyczała bez przerwy, drażniąc uszy. Pod koniec sesji byłem już bliski zaśnięcia, kiedy usłyszałem pukanie w drzwi. Kapłan podszedł do nich i otworzył. Przed pokojem stał służący, który szybko się skłonił i rzekł:
-Obiad gotowy, señor.
   To ogłoszenie zakończyło naszą sesję. Kapłan zgasił świece i powiedział:
-Oczekuję cię jutro o tej samej porze.
   Skinąłem głową i wyszedłem. Stanąłem na galerii i spojrzałem w dół.
   Zobaczyłem mężczyznę i kobietę rozmawiających w holu z burmistrzem. Wyglądali na przygnębionych i mówili coś szybko po cichu. Schyliłem się i wychwyciłem część konwersacji:
-...tu zostać- mówił mężczyzna.- Nie słyszał pan, co się stało w Puerta de Riqueza? Burmistrzyni została znaleziona martwa z dewastowanym ciałem, a wcześniej, podobna rzecz zdarzyła się w samym Santa Luz. Sprowadzą problemy na nasze miasto...
-Może to przypadek? Czemu miałoby to być powiązane z podróżą króla?
-Burmistrzu, wie pan, że nie wszyscy popierają go- dodała kobieta- Cierpią na tym mieszkańcy, nie możemy pozwolić, żeby...
   Nagle spojrzała w górę, a ja szybko cofnąłem głowę z bijącym mocno sercem. Przez moment nastała cisza, ale widocznie nie zostałem zauważony, bo po chwili kobieta kontynuowała, a ja wyglądnąłem ponownie:
-Nie możemy pozwolić, by coś takiego nastąpiło w Pueblo Rojo.
-Nie martwcie się, nie pozwolę na to- powiedział i odprowadził przestraszoną parę do drzwi.- Mamy jednych z najlepszych strażników w kraju. Nic tu się nie stanie obiecuję. A teraz przepraszam, ale muszę zająć się naszymi gośćmi.
   Popchnął ich lekko za próg i szybko zamknął, drzwi opierając się o nie. Zamknął oczy i przetarł zmęczoną twarz otwartą dłonią. Wziął kilka oddechów, po czym wyprostował się, poprawił swoją czerwoną marynarkę i ruszył do przodu.
   Dotarło do mnie, że wieści roznosiły się w zatrważającym tempie. Plotek nie zatrzymywały nawet mury. Z takimi rozmyślaniami zszedłem cicho na dół, żeby nie zostać posądzony o szpiegowanie. Moje kroki odbijały się echem, gdy ruszyłem za odgłosami dobiegającymi z głębi ratusza. Mijałem liczne biura i gabinety oznaczone małymi tabliczkami, na których napisane było dane stanowisko czerwonym jak krew tuszem. Wszystkie były zamknięte na czas siesty. Dostrzegłem biura administracji, podatników, a także zastępcy burmistrza. Za rogiem skręciłem w lewo, wchodząc do rozległego pomieszczenia.
   Na środku stał długi drewniany stół, zdolny pomieścić nawet dwadzieścia osób. Część była już zajęta przez naszą delegację. Nad stołem wisiał żyrandol z zapalonymi świeczkami, zapełniając pokój ciepłym blaskiem. Oświetlał czerwone ściany z malowidłami przedstawiającymi krajobrazy otaczające Pueblo Rojo. Na podłodze znajdował się bogato zdobiony dywan z frędzlami, najprawdopodobniej z zagranicy sądząc po wzorach i motywach. Usiadłem obok Juliana, gdy zaczęto wnosić posiłek. Za kamerdynerami do pokoju wślizgnął się brat Noe.
   Na srebrnych tacach znajdowały się upieczone łososie podawane na sałacie i pesto z bazylii. Jako dodatek zaserwowano pan con ajo, a kieliszki zapełniły się winem. Z zaskoczeniem stwierdziłem, że napój został nalany też dla nas, jednak nikt nie zwrócił na to uwagi, gdyż król rozpoczął swój monolog, zachwycając się występem, którego był uczestnikiem. Swój kieliszek opróżnił jednym haustem, by nawilżyć swoje gardło, ale od razu został on z powrotem uzupełniony. Przyjaciele zaczęli dopytywać się, jak wyglądało spotkanie z bratem Noem. Nie byłem pewny czy sesje miały być poufne, ale powiedziałem im wszystko- od samych ćwiczeń po tajemnicze Lugar de Fuente. Julia była zaskoczona, ale Julian pokiwał głową:
-Czytałem o tym. Dawni królowie spalili praktycznie wszystkie zapiski o nim, bojąc się rosnącej siły Poderosos, dlatego ta tajemnicza wiedza zanikła. Niesamowite, że próbujesz tam dotrzeć, to bardzo zaawansowana magia.
   Spojrzałem się przez stół. Brat Noe świdrował mnie spojrzeniem, jakby przysłuchiwał się naszej rozmowie, mimo że było to niemożliwe, sądząc, że siedział przy królu, który wypijał już czwarty kieliszek wina i robił się czerwony na twarzy. Odwróciłem wzrok i sam wziąłem łyk napoju. Okazał się delikatny ze słodką nutą, świetnie komponujący się z obiadem.
   Jedliśmy gawędząc. Julia co chwilę schylała się pod stół do swojej teczki, gdzie trzymała nuty, żeby się czegoś upewnić i czasem wprowadzając szybko jakieś poprawki. Wino przyjemnie rozgrzewało mnie i po jakimś czasie poczułem się lekko senny.
   Z lekkiego oszołomienia wybudził mnie król, który głośno czknął. Uznaliśmy to za odpowiedni moment, by odejść od stołu. Ruszyliśmy na górę po schodach ociężali i lekko rozbawieni zachowaniem władcy, który dostał napadu niekontrolowanego śmiechu. Na piętrze ruszyłem do pokoju, przed którym stała moja torba. Tym razem był przeznaczony cały dla mnie.
   Wszedłem przez lekko skrzypiące drzwi do pomieszczenia nieróżniącego się praktycznie niczym od pokoju kapłana. Jedyną różnicą była większa ilość roślin, bo pokój wychodził na wschód więc w poranki miały odpowiednią ilość światła do rozwoju. Rzuciłem się na łóżko, żeby uspokoić lekkie szumienie, które wypełniało mój umysł. Wino nie wydawało się mocne, ale teraz odczułem jego skutki. Żyrandol nade mną kręcił się lekko, co uznałem wtedy za bardzo zabawne i zacząłem chichotać, ale postanowiłem rozpakować się i wybrać ubranie na dzisiejszą fiestę.
   Szafa była duża, więc z nadmiarem starczyło miejsca na moje rzeczy. Przyglądałem im się, nie mogąc zdecydować co włożyć na siebie.    Prążkowane ciemnobrązowe spodnie przykuły mój wzrok. Wyjąłem je i włożyłem na nogi przeglądając się w lustrze, wiszącemu na ścianie. Dobrałem do nich czarne eleganckie buty. Zdjąłem koszulę, w której teraz byłem i stanąłem spowrotem przed szafą, starając się wybrać górę stroju. Nagle drzwi od mojego pokoju otworzyły się, a ja nie zdążyłem się niczym zakryć.
   Na progu stał Julian. Zaczerwieniłem się, mimo że widział mnie już milion razy bez koszuli. Nie wiedziałem, czy to efekt wina, ale wyglądał jeszcze piękniej niż zazwyczaj. Chłopak zmieszał się lekko:
-Ay, disculpa- powiedział- powinienem był zapukać.
   Chciał wyjść z powrotem na korytarz, ale zdążyłem go powstrzymać.
-Nie no tío co ty, wejdź, nie masz za co przepraszać.
   Julian wrócił się, zamykając drzwi, które wydały rozległy jęk. Chłopak skrzywił się.
-Przerażające- stwierdził, wzdrygając się, po czym usiadł na łóżku przekrzywiając głowę i patrząc się w moją stronę. Jego wzrok zjechał na mój brzuch, ale szybko wrócił na twarz z przyklejonym uśmiechem:
-To są chyba spodnie ode mnie, verdad?- spytał.
   Spojrzałem na nie. Przypomniało mi się, że faktycznie podarował mi je któregoś razu na święta.
-Chyba tak- odparłem.- To była ta pamiętna uroczystość, kiedy objadłeś się turrones i przeleżałeś pół wieczoru na kanapie z bolącym brzuchem.
-To wcale nie było tak!- zaśmiał się, rzucając we mnie poduszką.
-A jak?- odparłem z wyszczerzonymi zębami.
-Panowała wtedy grypa i akurat wtedy wystąpiły objawy!
-Taak na pewno- kręcąc głową, odwróciłem się w stronę szafy.- Mam problem z wybraniem co do tego założyć.
   Usłyszałem skrzypnięcie sprężyn materaca i po chwili Julian stanął za mną.
   Przeszył mnie dreszcz, gdy poczułem jego oddech na karku. Zaczął przeglądać moje ubrania jedno za drugim. W końcu przystanął na białej koszuli z brązowymi paskami i marynarce w podobnym odcieniu. Przyłożył ubrania do mojego ciała i zmrużył rozkosznie oczy.
-Que guapo.
   Uniosłem kącik warg i wyrwałem mu strój z rąk.
-No jasne znawco- założyłem koszulę.- A właściwie, po co przyszedłeś?
-Ay, claro...- zaczął przeszukiwać marynarkę, którą miał na sobie i po chwili wyjął z kieszeni maskę mogącą zasłonić część twarzy aż do nosa. Była cała w czerwonych cekinach z otworami na oczy. Podał mi ją, lekko muskając moją dłoń.- Bal jest maskowy, każdy musi taką mieć.
-Dzięki- odrzekłem, kładąc dodatek na biurku.    Odwróciłem się z powrotem do Juliana. Staliśmy chwilę w ciszy, patrząc się na siebie – ja w nadal rozpiętej koszuli- a w końcu chłopak odchrząknął i powiedział:
-To ja pójdę, się przyszykować. Do zobaczenia później.
   Podszedł do drzwi i wymknął się z pokoju. Stałem jeszcze chwilę, wpatrując się w wyjście, po czym potrząsnąłem głową i dokończyłem ubiór. Następnie rzuciłem się z powrotem na łóżko i sięgnąłem po książkę, by skrócić sobie czas oczekiwania na fieste.

Syn ZiemiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz