Książę koronny spuścił powoli ręce, którymi chciał się osłonić przed moim atakiem.
-Co ty tu do cholery robisz?- zapytałem, podnosząc głos.
Chłopak podniósł upuszczoną książkę, chowając ją za plecami i chciał ją odłożyć tak, żebym nie zauważył dokładnie gdzie. Nie szło mu to.
Na schodach rozległy się kroki. Pierwszy pojawił się Julian z ogniem w ręce gotowy do ataku. Za nim wbiegła Julia i księgarz zostawiając Ángela na dole.
-Miguel?- spytał zaskoczony Julian, a płomień zniknął.
-Oh robię się stary- powiedział właściciel biblioteki, pocierając czoło.- Zapomniałem o tym, że miałem jeszcze jednego klienta. Wybacz książę, rzadko kto zapuszcza się, w tę część biblioteki.
Miguel wyminął nas rzucając:
-Nic nie szkodzi señor i tak wychodziłem.
Zaczął schodzić po schodach, gdy bibliotekarz zauważył porzuconą książkę i zaczął nią machać.
-Książę zapomniałeś...!
Miguel odwrócił się z przerażonym wzrokiem i wbiegł szybko, zabierając książkę. Światło na chwilę oświetliło okładkę i zdołałam odczytać tylko „Obrzędy i ofiary...". Zmarszczyłem brwi, próbując połączyć kropki w umyśle, gdy chłopak zszedł na dół i wyszedł z biblioteki. Spojrzałem się na przyjaciół, ale chyba byłem jedynym, który zwrócił uwagę na książkę.
Zeszliśmy z powrotem na dół do Ángela, który pogrążony był już w lekturze o legendach królestwa Sobremar. Podniósł wzrok, gdy usłyszał nasze kroki.
-O cześć! Señor, czy mogę wypożyczyć ten tomik?
-Oczywiściem, ale pamiętaj, że niedługo ci się kończy termin poprzedniej- odpowiedział mężczyzna, zapisując coś w zeszyciku.
-Tak, tak, pamiętam! Dziękujemy za wpuszczenie. Adiós!
-Adiós!
Wyszliśmy z biblioteki na pustą ulicę. Miguel szybko się oddalił, bo nie było go w zasięgu wzroku. Ruszyliśmy więc dalej, opuszczając centralną część miasta. Budynki stawały się bardziej wyblakłe,a czerwony kolorjuż tak nie rzucał się w oczy. Ulice nie były tak zadbane, często brakowało kostek, a w pustych po nich miejscach wyrastały chwasty. Pod ścianami domów stały puste drewniane skrzynki, często połamane. W niektórych oknach brakowało szyb. Co jakiś czas między nami przebiegał samotny pies albo kot- zaniedbany i zdezorientowany. Ludzie nie patrzyli się na nas tak uprzejmie, jak w części centralnej Pueblo Rojo. Bardziej przypominało to pogardę i niepewność jak w Puerta de Riqueza.
-Zupełny kontrast do tego, co się dzieje w centrum- powiedziałem, patrząc jak mężczyzna bez nogi, siedzący na chodniku, patrzy na nas zakrwawionymi oczami.
-To prawda- odpowiedział Ángel idąc znajomymi dla siebie uliczkami, rozglądając się wokół bez żadnego zdziwienia- Burmistrz nie interesuje się przedmieściami, bo i tak nikt się tutaj nie zapuszcza. Dla niego najważniejsza jest modernizacja centrum. Widzieliście, jak wszystko wygląda tam idealnie. Taka jest nasza codzienność. Taka jest moja codzienność.
Pokręciłem głową, nie mogąc zrozumieć takiego zachowania. Wychodziło, że wszystko czego doświadczyłem w tym mieście, było fałszem, fasadą. Tutaj odzwierciedlało się prawdziwe serce Pueblo Rojo, zepsucie przykryte warstwą oszczerstw.
Z uliczki wyszliśmy na rozległą polanę, którą przecinała piaszczysta dróżka. W oddali widniała drewniana chałupka. Z jej komina unosił się dym, a przy ściankach znajdowały się drzewa owocowe w tym momencie prawie całkowicie pozbawione liści. Szliśmy ścieżką, rozglądając się dookoła, bo polana była pełna zwierząt. Czarne potężne cielska nie pasowały do spokojnego wyglądu otoczenia. Głowy zakończone dużymi rogami pochylały się w dół żując trawę. Niektóre z nich zwróciły się w naszą stronę, gdy przechodziliśmy obok. Kilka byków wydało przeciągłe buczenie, które poniosło się echem przez polanę.
Z chałupki wyszła kobieta w prostej czerwonej sukience i gorsecie o tym samym kolorze. Miała ciemną karnację i długie czarne włosy związane w warkocz. Po jej wyglądzie domyśliłem się, że jest matką Ángela. Mieli identyczne rysy twarzy- delikatne z małym nosem i błękitnymi oczami. Uśmiechnęła się, gdy dotarliśmy do drzwi, a chłopiec rzucił się w jej ramiona.
-Hola mama! Przyprowadziłem gości!
-Właśnie widzę- ukłoniła się przed Julianem, który także pochylił głowę.- Witajcie! Zapraszam, wchodźcie do środka, obiad już czeka.
Dom, w który mieszkała rodzina Expositos był bardzo przytulnym miejscem, trochę przypominającym mi dom. Pierwszym pokojem, do którego wchodziło się z dworu, był salon połączony z jadalnią i kuchnią. Na solidnych drewnianych ścianach wisiało mnóstwo obrazów, głównie przedstawiających naturalny krajobraz. W komiku przy wschodniej ścianie wesoło palił się ogień, a przed nim stał stół z miejscem dla dziesięciu osób. Po lewej stronie znajdowała się kanapa obita czarną skórą, bardzo przypominającą mi tą, którą widziałem na zwierzęciu na dworze. Oprócz tego, po dwóch stronach sofy stały wygodnie wyglądające fotele, a przed nimi stolik kawowy. W głębi drzwi prowadziły do kolejnych pomieszczeń. Udaliśmy się za gospodynią do stołu, gdy właśnie z tamtego przejścia wyszedł ojciec Ángela.
Bez swojego sombrero nie wydawał już się taki wysoki, mimo że był smukły jak tyczka. Miał rzadkie czarne włosy, a zmarszczki wygładziły się, gdy nie miał grymasu na twarzy, ale sztuczny uśmiech gospodarza. Przywitał nas serdecznie, mrużąc oczy, przez co zastanawiałem się, czy nas rozpoznał. Nawet jeśli tak było, nie dał tego po sobie poznać.
Usiedliśmy do stołu, na którym w białych półmiskach nad którymi unosiła się para gorąca leżały empanadas. Señor Exposito nałożył każdemu po kilka sztuk złotych pierożków, po czym nalał wody do stojących przed nami szklanek. Rozkroiłem pierwszy rogalik, który przyjemnie chrupał pod naciskiem noża. Ze środka buchnęła para, a nadzienie rozlało się po talerzu. Zapach szpinaku, bazylii i sera feta wypełnił moje nozdrza, tak że brzuch od razu mi zaburczał. Wziąłem pierwszy kęs, który rozpłynął się w moich ustach. Empanadas były przepyszne, co uświadomiłem gospodarzom.
-Dziękuję, to przepis mojej babci- powiedziała señora Exposito.- Nikomu go nie przekazujemy.
-Jeśli będzie pani chciała kiedyś założyć restaurację, niech wie, że będę pierwszą klientką- powiedziała Julia, sięgając po kolejne pierożki.
Jak się okazało, praktycznie każdy miał inne nadzienie. Natrafiłem także na mięso mielone, z kukurydzą i pietruszką, ale także na kurczaka i grzyby. Zajadaliśmy się, czasem rozmawiając o podstawowych rzeczach takich, jak nam się podobało miasteczko i występy powitalne.
-Nie wiem, czy wiecie, ale Ángel świetnie gra na gitarze- pochwaliła syna señora Exposito.
Chłopiec spojrzał na nas z ukosa, ledwie zauważalnie kręcąc głową. Domyśliłem się, że jego występ nie był wiadomy rodzicom, mimo że ojciec odkrył jego zamiary.
-Naprawdę?- powiedziała szybko Julia- To wspaniale! Na pewno ma wielki talent!
-Ale nie jest to coś, czym powinien się zajmować- dodał ze sztucznym śmiechem señor Exposito- prawda chłopcze?
Ángel przełknął ślinę i spuścił głowę.
-Tak, padre.
-Nie bądź surowy dla syna mi amor- powiedziała matka chłopca.
- Wiesz mi vida, że mam inne zadanie. Musi podtrzymywać naszą tradycję. Poza tym śpiewanie czy czytanie książek nie jest męskie.
Zakrztusiłem się pierogiem, kiedy to usłyszałem, tak że Julian musiał mnie poklepać mocno po plecach. Jeśli to miał być żart, to był bardzo mało śmieszny. Spojrzałem na Ángela, który siedział, wpatrując się w swój talerz.
-Uważam, że to bardzo odważne rozwijać swoje własne pasje- powiedział Julian.
Przy stole zapadła cisza. Señor Exposito uniósł nieprzyjemnie kącik warg. Książę wpatrywał się w niego unosząc brew.
-Cóż- zaczął ojciec Ángela- każdy ma swoją opinię prawda? Ale to od nas zależy, jak wychować dziecko.
Señora Exposito patrzyła się to na jednego to na drugiego. Odchrząknęła, zanim panowie rzucili się sobie do gardeł.
-A co powiecie, żeby zobaczyć nasze byki?
-Myślę, że to świetny pomysł- powiedziałem ciągnąc Juliana za rękę, bo widziałem, że już otwierał buzie, żeby ciągnąć temat.
Wyszliśmy z domu przez główne drzwi. Słońce już powoli zniżało się, chociaż nadal było jeszcze wysoko. Byki pasły się, nie wyglądając w ogóle na zwierzęta żądne krwi jak się je przedstawiało. Podeszliśmy bliżej aż do ogrodzenia.
-Nasza Dehesa jest największą w całym królestwie- zaczęła opowiadać señora Exposito z zapałem odziedziczonym przez syna.- Sięga aż do lasu i gdyby nie zwierzęta tam zamieszkujące nie musielibyśmy ograniczać terenu. Byki głównie przeznaczane są na najróżniejsze zawody w różnych miasteczkach Sobremar. Często przyjeżdżają do nas znawcy i wybierają, te najzdrowsze i najbardziej muskularne, by wykupić je na encierra czy corrida, z czego właśnie
się utrzymujemy. Znamy też kilku rzeźników, którzy kupują zwierzęta na mięso i skórę...
Julian oparł się o jeden ze stojących pali przez które były przewiązane liny. Na kilku z nich zaczęły siadać kruki, wbijając w chłopaka swoje paciorkowate oczy, jednak ten skupiony był na najbliższym byku. Był mniejszy od reszty swojej rodziny, jakby niedawno dopiero przyszedł na świat. Nie posiadał też tak bardzo muskularnej budowy. Uniósł głowę, jakby wyczuwając wzrok Juliana.
Señora Exposito przestała mówić, patrząc, jak byczek zbliża się powoli do ogrodzenia.
-Julian, wszystko w porządku?- spytałem, chwytając go za ramię.
-Mhm- odpowiedział, nie odwracając się w moją stronę, jakby zahipnotyzowany zwierzęciem. Dłonie wbijał tak mocno w pal, że jego knykcie przybrał niepokojąco biały kolor.
Spróbowałem go odciągnąć, ale nie dało rady. Złapałem go za dłoń- była rozpalona do gorąca. Julia podeszła do nas, a moje serce coraz bardziej nabierało tempa. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale byłem pewny że nic dobrego.
Nagle z dłoni Juliana wystrzelił ogień, parząc mnie, ale nie robiąc żadnych szkód wokół. Odsunąłem się szybko, gdy płomień zatoczył krąg wokół chłopaka i byczka oddzielając nas od niego. Señora Exposito krzyknęła cicho.
-Co się dzieje?!- spytała przerażona, a jej mąż ruszył do przodu.
-Zaczekaj!- krzyknął Ángel zatrzymując ojca. Mężczyzna spojrzał się na niego wściekły i odepchnął od siebie, próbując przedrzeć się przez szalejący ogień, ale jedyne co uzyskał, to podpalone palto.
-Co to ma znaczyć?- wykrzyknął.
Nie umiałem wydusić z siebie słowa, bo przerażenie wypełniało mi gardło. Julia też stała oszołomiona, ale to Ángel przyszedł ojcu z odpowiedzią.
-Książę znalazł swojego Patrona!
Spojrzałem dziecku w twarz, widząc zachwyt malujący się w jego oczach. Oczywiście. Jak mogłem się tego nie domyślić?
Patrón to przyjaciel- obrońca tylko niektórych Poderosos, a Julian był drugim, którego poznałem. Wiedziałem jedynie, że Patronem Aarona była latająca wiewiórka, bo często widziałem ją na jego ramieniu, gdy szedł korytarzami Instytutu. Więź nawiązuje się między człowiekiem a zwierzęciem, gdy przechodzą lustrzane istnienia- podobne cechy charakteru czy przeżycia. Pokazuje to, jak ważna jest obecność innych stworzeń na w naszych życiach.
Istnieje wiele dowodów na to, jak Patroni pomagają Obdarzonym nie tylko w codzienności, gdy są najlepszymi towarzyszami, ale także w czasie ciężkich czasach gdzie broniły swojego pana z zaciekłością. Więź tworzy się głeboko w duszach i śmierć Patrona jest ciężkim przeżyciem dla Obdarzonego.
Posiadanie Patrona było zawsze moim marzeniem i, mimo że cieszyłem się dla Juliana, odczułem to lekkie ukłucie zazdrości. Teraz patrzyłem, jak mały byczek stanął przed księciem i pochylił przed nim głowę. Jego oczy świeciły się na czerwono jak Juliana, gdy ten wyciągał do zwierzęcia rękę. Uśmiechnął się od ucha do ucha, gdy dłoń dotknęła szorstkiej główki między rogami i zaczęła lekko poruszać się głaszcząc.
Ogień przygasał tak, że mogłem podbiec do chłopaka i przytulić go mocno, gdy moje serce się uspokajało. Dla niepoznaki Julia także szybko objęła nas, nie wzbudzając podejrzeń o naszej relacji.
-Tak się martwiłem- szepnąłem mu do ucha. Obrócił głowę i odpowiedział.
-Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Za nami słyszałem, jak Ángel kłóci się z rodzicami, że muszą oddać byczka rodzinie królewskiej i to bez dyskusji. Spojrzeliśmy się na zwierzę, które lekko poruszało ogonem, jakby czując się w końcu odnalezione.
Podeszła do nas señora Exposito, gdy chłopiec z ojcem dalej sprzeczali się.
-Cóż- zaczęła, patrząc się na Juliana- powiem szczerze, że po raz drugi w moim życiu jestem przy tym niezwykłym wydarzeniu. Cieszę się dla ciebie książę, bo wiem jak Patroni są ważni w życiu Obdarzonych. Mam nadzieję, że wasza relacja będzie się rozwijała jak najlepiej. Byczek należy do ciebie- pochyliła głowę przed Julianem.
Jej mąż odwrócił się do niej gwałtownie i szarpnął ją za siebie. Podszedł do nas. Instynktownie zrobiłem krok do przodu, osłaniając lekko księcia. Señor Exposito stanął przed nami, wyciągając grożąco palec.
-Nie obchodzi mnie- syknął w stronę chłopaka- czy jesteś księciem, czy nie wiadomo kim. Dla mnie jesteś po prostu kolejnym szczeniakiem z mocami. I nie myślcie sobie- tu spojrzał się też w moją stronę i Julii- że nie wiem, że to byliście wy wczoraj. Maski aż tak bardzo was nie zmieniły, więc wynoście się i zostawcie moją rodzinę w spokoju. Nie jesteśmy wam nic winni!
Odwrócił się, wpychając żonę i Ángela, który zdążył nam rzucić tylko przepraszające spojrzenie, z powrotem do domu. Zamknął drzwi z trzaskiem, który potoczył się echem przez polanę. Kilka byków podniosło głowę, a Patron Juliana dalej wpatrywał się w niego. Bolało od tego serce.***************************************************************
Wracaliśmy do ratusza z nieszczęśliwymi minami. Jako że ulice były raczej puste, złapałem Juliana za rękę, dodając mu otuchy. Byczek został na polanie, patrząc za nami smutno, gdy odchodziliśmy. Żaden pomysł nie przychodził mi do głowy,, jak odzyskać zwierzę, a wiedziałem, że musimy jakoś to zorganizować.
Julia zaproponowała porwanie, ale wiadome było, że rodzina wiedziałaby kto za tym stoi. Ja rzuciłem coś o wykupieniu, ale Julian odpowiedział, że señor Exposito nigdy nie dopuści do sprzedaży. Każdy pomysł, który wpadał nam do głowy, dało się zbić najprostszym argumentem.
Dotarliśmy w końcu do celu, gdy słońce już wisiało nisko, oświetlając złotem plac, a Fuegos zapalali latarnie czerwonym ogniem. Weszliśmy po schodkach do ratusza i każdy udał się do swojego pokoju- Julia, żeby odpocząć, Julian, aby rzucić ostatni raz okiem na notatki do egzaminu, który miał dzisiaj w końcu poprawić, a ja, by przebrać się na lekcję z bratem Noem.
Gdy wszedłem do jego pokoju, już gotowy Julian tam był, słuchając instrukcji kapłana, którym podawał chłopakowi zwój pergaminu i pióro. Gdy skończył, wskazał biurko księciu, a mnie zaprosił na koc na podłodze, rzucając tylko.
-Wiesz, co masz robić.
Usiadłem i zamknąłem oczy. Czekała mnie kolejna bezowocna sesja, przy której będę próbował nie zasnąć. Skrzypienie pióra na pergaminie wpajało mnie w tajemniczy jakby sakralny nastrój. Podobne emocje odczuwałem przy czytaniu. Zapach papieru kredowego, szelest kartek, łuna bijąca z historii, które służyły wielu czytelnikom. Nie dziwiłem się, że Ángel tak bardzo lubi przesiadywać w bibliotece. To miejsce miało w sobie coś... tajemniczego. Zastanawiało mnie jednak, czemu akurat historia Poderosos tak bardzo pociągała chłopaka? Co było w niej tak interesującego? Jak by pomyśleć, to on pierwszy rozpoznał inicjacje więzi Patrona. A skoro zna różne legendy...
Co, jeśli wiedział coś o białym nożu i atakach, jakie doświadczało królestwo? Pomyślałem, że muszę się go o to zapytać. Biblioteka była bardzo stara, mogla zawierać jakieś tomy, których nie zawierało nawet archiwum w Santa Luz i zbiory królewskie.
Otworzyłem lekko oko zerkając na to, co się dzieje w pomieszczeniu. Brat Noe przechadzał się w tę i z powrotem zastanawiając się nad czymś głęboko. Moje spojrzenie powędrowało do Juliana. Siedział pochylony nad pergaminem, drapiąc się koniuszkiem pióra po czubku głowy. Nawet odwrócony wydawał się taki piękny. Plecy wygięty w idealny łuk, silne ramiona i dłonie artysty. Wszystko w nim mówiło mi „kochaj mnie", na co żywo pragnąłem odpowiedzieć.
Nagle bez ostrzeżenia poczułem lekki podmuch na prawym policzku niosący zapach świeżości i lasu. Odwróciłem głowę w tamtą stronę i nie byłem już w pokoju w Pueblo Rojo. Stałem przed wielkim lasem, z drzewami o koronach w nienaturalnie intensywnej zieleni. Na gałęziach siedziały sowy, a między drzewami widziałem przedzierające się przez chaszcze duże zwierzę. Odwróciłem głowę. Za mną było wielkie jezioro. Lustrzanej tafli nie poruszał żaden podmuch, była niewzruszona
żadnym bodźcem. W jej powierzchni odbijało się niebo. Spojrzałem w górę, ponieważ zjawisko mnie zadziwiło.
Nie mogłem domyślić się czy był dzień, czy noc. Niebo było granatowe i widniały na nim oby dwa ciała niebieskie- zarówno księżyc, jak i słońce, a między nimi błyszczały do mnie wesoło gwiazdy. Jednak ich układ był mi nieznany- nie mogłem znaleźć żadnej konstelacji.
Tuż za uchem ponownie poczułem lekki podmuch. Odwróciłem się gwałtownie, jednak znowu byłem w pokoju brata Noego, opadając na plecy i tracąc przytomność.
CZYTASZ
Syn Ziemi
Teen FictionJeśli szukacie książki pełnej zabawy z żywiołami, intrygami, podróżami i kultury iberyjskiej- jest to książka właśnie dla was!!! Przed wami pierwsza część „Trylogii Przeznaczenia" 🌿🔥💧💨 Martín Coral jest jednym z Obdarzonych- osób mogących władać...