Rozdział I

23 6 8
                                    

Kilka lat później

Za oknami Hogwartu świat zaczynał nabierać ciepłych, jesiennych barw. Drzewa powoli gubiły kolorowe liście, tworząc z nich piękne, złociste dywany prowadzące wprost do szkoły magii i czarodziejstwa. Uczniowie powoli zaczynali przygotowywania do nadchodzącego Halloween, ulubionego święta chyba wszystkich, młodych czarodziei. Również przebywająca w bibliotece krukonka, główna bohaterka tej opowieści, nie mogła się go doczekać—uwielbiała jesień i wszystko, co z nią związane. Dla niej jesień była jedną z najpiękniejszych pór roku i mogłaby trwać cały rok, niczym w bajce Chilling adventures of Sabrina.

–mówię ci, nie mogę się doczekać– powiedziała z podekscytowaniem, zamykając podręcznik od opieki nad magicznymi zwierzętami. Siedząca naprzeciwko niej gryfonka, Angelina Howe, zaśmiała się z przyjaciółki, ze zmęczeniem przecierając powieki.

–Nan, spokojnie, do Halloween zostały jeszcze dwa tygodnie– z dezaprobatą pokręciła głową, po czym z zaciekawieniem popatrzyła za ciemnowłosą krukonką, która zniknęła między regałami w poszukiwaniu kolejnych podręczników. Wtedy przez myśl jej przeszło, że tiara przydziału rzeczywiście przydzieliła dziewczynę do najlepszego dla niej domu—choć sama Nana tego nie widziała, to była bez wątpienia jedną z najzdolniejszych czarownic, której nauka przychodziła przysłowiowo „od tak", choć faktycznie wszystkiego musiała dowiedzieć się sama, albo trochę nad pewnymi rzeczami posiedzieć. To, że była uparta, w tym wypadku było jej największym atutem.

Cóż, Nanie, w przeciwieństwie do Angeliny, nie trafiło się wychowywać w magicznej rodzinie, więc jeśli coś ją zaintrygowało musiała szukać odpowiedzi samodzielne—ale nie traciła na tym zbyt dużo. Każdy, kto znał jej wujostwo twierdził, że byli to ludzie o złotym sercu, którzy pielęgnowali dość nietypowe zdolności swoich adoptowanych dzieci. I co najważniejsze, twierdziła tak sama Nana.

–mam! Możemy iść!– powiedziała, ze zwycięskim uśmieszkiem wychodząc w ogóle zinnej strony. Angelina ze zdumieniem przetarła oczy, zastanawiając się, czy to aby napewno jej przyjaciółka.

–oh, jasne, ale.. co tam masz?– spytała, z zainteresowaniem przekrzywiając lekko głowę w bok. Nanie aż błysnęło w oczach, a był to właśnie ten błysk, który mówił o jej zapale do czegoś.

–obrona przed czarną magią– wyjaśniła, palcem podkreślając tytuł pokazywanej książki. Był to jeden z przedmiotów, który przychodził jej z wręcz wyjątkową łatwością–po prostu Nana chłonęła wiedzę z tych lekcji, jak jakaś gąbka. Nic dziwnego, że została prefektem na początku piątego roku ich nauki.

–taaa, ty i ten twój konik– z rozbawieniem wywróciła oczami, zbierając się do wyjścia z biblioteki, która, można by rzec, była ich ulubionym miejscem do przesiadywania poza lekcjami. Zazwyczaj jednak przychodziły tutaj w czwórkę—puchonka Lily*, ślizgonka Lizzie, które właśnie zniknęły by odwiedzić chatkę Hagrida, krukonka Nana oraz gryfonka Angelina. Można by pomyśleć, że to dziwne, bo owe cztery dziewczęta wydawały się być z całkiem innej orbity. Mimo to dogadywały się z sobą niemal świetnie i rzadko kiedy pojawiały się między nimi jakiekolwiek zgrzyty. Ale oczywiście łączyło je jedno—ten sam tupet do pakowania się w kłopoty.

–oczywiście, a co ty myślałaś?– krukonka z zaciekawieniem uniosła brew, na co Angelina uśmiechnęła się do niej dumnie, zamykając za nimi drzwi. Widziała jednak, że jeszcze jedna sprawa dręczyła jej przyjaciółkę—mianowicie, turniej trójmagiczny. Jak wiadomo, ginęło w niej sporo młodych czarodziejów i według Nany był on całkowitą głupotą, a jeszcze większą głupotą byłoby zorganizowanie go w tym roku, gdzie i tak już sporo się działo. Nie dało się zauważyć, że podczas tych kilku lat wydarzyło się naprawdę dużo—kamień filozoficzny, Komnata tajemnic, ucieczka więźniów z Azkabanu, a teraz jeszcze miałby się odbyć turniej trójmagiczny? Oh, nie, nie, nie. Niektórzy mieli zdecydowanie dość wrażeń.

Jednak jeszcze gorsze było to, że niektórzy w tym turnieju mieli zamiar wziąć udział. Wśród nich był między innymi Cedric Diggory—najlepszy przyjaciel Nany, a równocześnie ktoś, na kim jej naprawdę zależało. I niestety, biedna krukonka nie do końca wiedziała, jak miała mu to wybić z głowy. Jednak jedna rzecz była pewna dla wszystkich—nawet jeśli Cedric weźmie udział w turnieju, to Nana zrobi wszystko, żeby go chronić. Ale również działało to w drugą stronę—jeśli Nana zamierzała coś zrobić, to młody Diggory robił wszystko, co w jego mocy, by jego przyjaciółce nie stała się żadna krzywda. Ta dwójka miała się ku sobie, ale póki co żadne z nich nie chciało się do tego przyznać. Być może dlatego, żeby nie kusić złośliwego losu.

–Na Merlina, jesteśmy!– zziajana ślizgonka wpadła na korytarz, a zaraz za nią równie zmęczona puchonka, opierając dłonie na kolanach. Nana ze zdziwieniem uniosła brew, a jej wzrok mówił jedno „co wyście robiły?"

–s-słuchaj, Nan.. wiem, jak to wygląda.. O, i ty Angelina!– dodała, a widząc minę gryfonki wybuchła śmiechem, chowając czerwoną twarz w dłoniach. Nana oraz Lily popatrzyły na siebie znaczącym spojrzeniem, rozumiejąc się przy tym bez słów—Lily doskonale wiedziała, co się stało i wiedziała również, że jej przyjaciółka wyczytała to między wierszami.

–niech zgadnę.. wpadłaś na tego swojego Malfoy'a i on się na ciebie popatrzył tym swoim super chłodnym spojrzeniem, tak?– spytała Nana, zduszając w sobie chęć śmiechu. Lizzie naprawdę straciła dla niego głowę! Ale prawdopodobnie Nana zareagowałaby tak samo, gdyby właśnie teraz wpadła na Cedrica. Stała by z buzią w kolorze buraka, a później opowiadała by wszystko z zachwytem swoim przyjaciółkom.

–No jakbyś zgadła– odpowiedziała cicho Lizzie, zarzucając swoimi jasnymi włosami do tyłu, Lily z politowaniem popatrzyła na dwie przyjaciółki, za to w jej oczach kryła się chęć ucieczki.

–ja musiałam tego słuchać całą drogę..– powiedziała niemal niemo, masując delikatnie swoje skronie. Jakby to powiedzieć.. każdy miał swojego bzika. Nana lubiła Cedrica, Lizzie Draco, Lily szalała za Georgem, a Angelina? To była jedna, wielka zagadka. Z tego co zdążyła się dowiedzieć trójka, to ich gryfia kumpela kochała się w jednym z krukonów, ale nawet Nana, jako prefekt swojego domu, nie rozgryzła w kim. W każdym razie, nawet miłość w Hogwarcie rządziła się swoimi prawami, a każda z nastolatek, nawet Lizzie, panicznie się bała wyznać ją miłości swojego życia. Ale czasami zdarzało się im żartować o amortencji.

–ale! Ciekawszy temat.. jak tam z naszą krukonką i jej puchonem?– Lizzie się wyprostowała, uśmiechając przy tym szeroko. Nana zrobiła duże oczy, a jej policzki zaczęły się rumienić bardziej niż zwykle, na co wszystkie zareagowały śmiechem.

–z kim?– spytała zszokowana brunetka, nerwowo przełykając ślinę. Lily lekko poklepała ją po barku, patrząc na nią znaczącym spojrzeniem.

–jak to z kim? A do kogo Diggory przychodzi, żeby mu pomóc, bo niby czegoś nie umie?– spytała z rozbawieniem blondwłosa puchonka, za co Nana uderzyła ją lekko w bok, wywracając przy tym szafirowymi oczami. Co prawda, to prawda—czasami się zdarzało, żeby Cedric przychodził do niej poprosić o drobną pomoc, a ona miała wrażenie, że to wszystko umiał, ale.. kto tam wiedział? Jej myśli zajmowało głównie samo Halloween i.. oh, cudownie by było, gdyby mogła je spędzić właśnie z puchonem, do czego w życiu się nie przyzna. Przynajmniej teraz.

*—Lily to oc mojej przyjaciółki, także wiecie, gdzie wpadać! ❤️ Kinia_Weasley

Mapa czary ognia |Cedric Diggory|ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now