Stało się. Nadszedł dzień Balu Bożonarodzeniowego, na który każdy tak długo wyczekiwał. Nana od samego rana kręciła się po dormitorium, usiłując znaleźć sobie miejsce, co w jej przypadku było wręcz niemożliwe. Z cichym westchnieniem odłożyła książkę, wzrok wbijając w sufit zarówno z podekscytowaniem, jak i stresem. Co, jeśli jednak wypadnie źle? Albo coś pójdzie nie po jej myśli?
Poirytowana własnymi myślami nastolatka przesunęła dłonią po swoim policzku, powodując, iż ten się zaczerwienił. Jednak nic z tych rzeczy, że nie chciała tam iść! Przeciwnie! Bardzo chciała i tą wyjątkową uroczystość chciała spędzić właśnie z Cedricem oraz resztą przyjaciół, ale po prostu sam fakt, że tyle ludzi tam będzie przyprawiał ją o minimalny zawał.
–dobra, chyba nie będzie, aż tak źle– wyszeptała do pieska, który leżał z głową na jej kolanach. Zwierze zwróciło ku niej duże, niemal czarne oczy mówiące „weź się uspokój", a w ząbki wziął granatową kokardkę, którą brunetka naszykowała wcześniej, żeby przypiąć mu do obroży. Tak, Nana kochała szczegóły, a tym bardziej kochała być zorganizowana. Dlatego, gdy zjadał ją stres, po prostu ze zrezygnowaniem opuszczała ręce.
W tym momencie też do dormitorium wpadł kot. Dziwnie znajomy, z przywiązaną piękną, żółtą wstążeczką przy cieniutkiej obróżce z imiennikiem. Merlin. Brzmiało dość znajomo.
–meow– mruknęło zwierzątko i, jak gdyby nigdy nic, wskoczyło na łóżko brunetki, co ta zignorowała. Niepewnie odpakowała kopertę, w duchu uśmiechając się. Była od Cedric'a.
Droga Emily(jeśli mogę tak na ciebie mówić, krukoneczko?)
Mam nadzieje, że nie stresujesz się tym bałem za bardzo. Jesteś strasznie blada, napewno wszystko w porządku? Wybacz, że nie mogłem z tobą porozmawiać, ale, twoimi słowy, szalona dziennikarka nie daje mi spokoju. Na Merlina, niech ją ktoś weźmie..
Odbiegając od tematu, bardzo się cieszę, że w końcu wpędzimy trochę czasu razem, w mniej stresujących okolicznościach. Zobaczymy się przed balem, będę czekał, krukoneczko.
Całuje, Cedric.Nana z rozczuleniem przycisnęła list do swojej klatki, czując, jak jej własne serce kruszy się na kilka mniejszych kawałków. Jeju, raju, Cedric był po prostu kochanym puchonem. Nie wątpiła, że odpowiednio przydzielili go do domu, ale teraz była tego pewna bardziej, niż kiedykolwiek. Oczywiście odpisała na jego list, uspokajając go, że wszystko w porządku i nic nie szkodzi, a szaloną dziennikarką obiecała zająć się osobiście. Oczywiście w żartach. Tymczasem obie sowy wybiegły z dormitorium, zabierając sobie list.
–jasne, że zobaczymy się wcześniej– mruknęła lekko drżącym głosem, zaginając ładnie liścik i chowając go do kieszeni. Jednak, zanim to, miała jeszcze pewną sprawę do załatwienia. Dlatego wyszła czym prędzej, zarzucając na siebie rozsuwaną bluzę. Może była minimalnie zbyt lekko ubrana, ale nie myślała w tej chwili o tym, że mogłaby się rozchorować przez dość mroźną pogodę.
Nogi same poniosły ją do zakazanego lasu. Zamrugała kilka razy, widząc ślady czegoś.. człekopodobnego, ale zignorowała to. W końcu, w zakazanym lesie takich interesujących istotek było na pęczki.
–o, jesteś!– Lily z uśmiechem pomachała do przyjaciółki i wyciągnęła do niej pomocą dłoń, widząc, jak ta krzywiła się za każdym razem, gdy jej palce dotknęły zamarzniętej drabinki. Nana z uśmiechem przyjęła pomoc przyjaciółki, wdrapując się w końcu do środka.
–n-no w-wreszcie, ileż można na ciebie czekać?– spytała Lizzie z udawaną złością, choć faktycznie trzęsła się z zimna. Za to Angelina lekko wywróciła oczami, dając ślizgonce bluzę, którą zostawiła tu ostatnim razem.
YOU ARE READING
Mapa czary ognia |Cedric Diggory|ZAKOŃCZONE
FanfictionCztery dziewczyny-cztery pseudonimy na mapie. Jeśli wydaje wam się, że najbardziej przebojową czwórką byli wysławieni Huncwoci, to niestety, ale muszę was z tego błędu wyprowadzić. Piąty rok nauki zaczęła właśnie czwórka dziewczyn, która mimowolnie...