Rozdział VI

14 3 12
                                    

To już dzisiaj. Pierwsze zadanie turnieju trójmagicznego. W Wielkiej Sali, gdzie gromadzili się uczniowie, aż wrzało od podekscytowanych szeptów. Jednak nie tylko uczniów Hogwartu można było tam spotkać—inne magiczne szkoły także pofatygowały się do tego magicznego miejsca, by wziąć udział w tym, co dla niektórych nie miało sensu.

Cedric od samego poranka rozglądał się za przyjaciółką, ale gdy nie zobaczył jej nawet w wielkiej sali, jego serce boleśnie zakuło ze zmartwienia. Wiedział, że nie popierała tego wszystkiego, ale znał też Nane, jak nikt inny—nie pozwoliłaby, żeby ostatnie chwile przed zadaniem spędzał sam. Mając też na uwadze jej stan z poprzedniego dnia, miał istny mętlik w głowie, którego sam nie umiał opanować.

–a ty co, nadal myślami błądzisz za tym swoim prefektem?– spytał z rozbawieniem jeden z jego kolegów, klepiąc go po ramieniu w ramach wsparcia. Skarcił go krótkim spojrzeniem, z frustracją wypuszczając głęboki wdech.

–może i tak, martwi mnie to, że jej nie ma– mruknął, pocierając swoje dłonie. Wtem jego oczom ukazał się widok osoby, której tak bardzo wyczekiwał.

Nana pewnym krokiem przemierzała przez Wielką Sale, zaciskając palce na swojej różdżce z jasnego drewna. Dzisiaj żaden z uczniów nie miał na sobie szaty, dlatego oczywistym było, że Nan również miała na sobie codzienne ciuchy. I mimo tego, że były to zwykłe, czarne jeansy z lekka na dziewczynę za duże, z podwiniętymi nogawkami oraz granatowa bluza z kapturem, a mimo to wyglądała dla chłopaka, jak porcelanowa laleczka.

Laleczka z saskiej porcelany,
Twarz miała bladą, jak pergamin..

Przemknęło mu przez myśl. Przymknął oczy, przypominając sobie słowa piosenki, której nasłuchał się za młodu, jako kołysanki.

–hej, Ced– usłyszał za sobą ciche powitanie, które na więcej, niż sto procent należało do niskiej brunetki. Od razu do niej przyległ i z ulgą wypuścił powietrze, na co dziewczyna zachichotała, delikatnie klepiąc go po plecach.

–witaj, Emilka– uśmiechną się szeroko, choć nie do końca wiedział, czy ze stresu, czy z prawdziwej radości. Zapewne i jedno, i drugie, choć nie do końca chciał to przyznać.

Nana spojrzała na niego podejrzliwie, marszcząc delikatnie brwi i już chciała się odezwać, by spytać czemu nazwał ją jej prawdziwym imieniem, jednak przerwał jej dziwny błysk. Zmrużyła oczy, a po chwili dwójka usłyszała wysoki, piskliwy damski głos.

–Ja cię kręcę! Czyżby Cedric Diggory, jeden z reprezentantów mial kogoś na oku?!?!– blond włosa kobieta zdecydowanie nie była kimś, kogo znali by z murów szkoły. Pokrzywili się niemal równocześnie, gdy ta przedstawiła im się, niestety, jako dziennikarka, a następnie zabrała chłopaka do namiotu, by mógł udzielić jej wywiadu.

Nana z irytacją wywróciła oczami, czując bolesny ścisk w żołądku. Powoli opuściła Wielką Sale, chcąc trochę odetchnąć. Jeśli pierwsze zadanie miało być ze smokami, to zaczynali z pompą i miała nadzieje, że Ced'owi trafi się któryś, z tych spokojniejszych. O ile takie tam w ogóle były.

–masakra, co?– spytała cicho Lily, którą Gred obejmował jednym ramieniem w talii. Rudzielec wyszczerzył się w stronę pozostałych dziewczyn i przywitał się z nimi, wzrok jednak mając utkwiony w namiocie.

–to co planujesz, Evans?– spytała Lizzie, unosząc lekko brew do góry.

–ja? Póki co nic, nawet nie mam z nim kiedy porozmawiać na spokojnie– krukonka po raz kolejny się pokrzywiła, w myślach stwierdzając, że jeśli tak będzie, to do dwudziestego roku życia nabawi się zmarszczek. Nawet z lekka rozbawiona tą myślą oparła się o trybuny, biorąc głęboki wdech.

Mapa czary ognia |Cedric Diggory|ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now