Rozdział V

15 3 11
                                    

Co by nie mówić, nocne wycieczki po Hogwarcie nadal wzbudzały w Nanie niemały dreszczyk emocji. Mimo tego, że została prefektem. Przemierzając długie, ciemne korytarze, oświetlane jedynie przez blade światło księżyca, w duchu modliła się, by puchon jeszcze nie spał. W między czasie wsłuchiwała się w dudniący o szyby deszcz, który z niewiadomych powodów ją uspokajał. Na jej szczęście, to właśnie Cedric miał dzisiaj nocny dyżur.

–a krukoneczka to nie powinna jeszcze spać? Chyba, że planujesz sobie nocne nauki w bibliotece, to niestety muszę cię zmartwić– skrzyżował ramiona na klatce, a brunetka podskoczyła wystraszona, dokładnie lustrując wzrokiem jego sylwetkę. Blade, chude palce zaciskała na jego żółtym szaliku w czarne paski, na którym widniało logo hufflepuff'u.

Nana nerwowo przełknęła ślinę, biorąc głęboki wdech. Kurczę, naprawdę, akurat przy nim zapomniała języka w gębie? Cedric roześmiał się z rozczuleniem, widząc to, po czym serdecznie otoczył przyjaciółkę ramionami. Chociaż.. dla Cedrica była ona kimś więcej, niż tylko przyjaciółką. Mógł na niej polegać, nawet, gdy cały świat zwracał się przeciwko niemu.

–chciałam ci tylko oddać szalik– wyszeptała z zawstydzeniem, od razu wtulając policzek w jego ciepłą klatkę piersiową. W głowie stwierdziła, że miała niebywałe szczęście, mając właśnie Cedrica blisko siebie. Merlinie! Czemu ta cała czara ognia musiała wszystko tak mocno komplikować? Ugh. Tak, wszyscy już wiedzieli, że młody czarodziej został jednym z reprezentantów i oczywiście Nana była z niego dumna, ale im bliżej było pierwszego zadania, tym bardziej miała złe przeczucia—jej żołądek skręcał się za każdym razem, gdy o tym myślała, a przecież nie chciała go zostawiać. Nie w momencie, gdy jej najbardziej potrzebował.

–i naprawdę zrywałaś się tylko po to, by mi go oddać? I wcale nie idziesz do biblioteki? O Merlinie, czuje się zaszczycony– Ced teatralnie złapał się za serce, już chcąc jej powiedzieć, że przecież wcale nie musiała mu tego oddawać, ale przerwał mu uroczy chichot brunetki. Z rozczuleniem wypisanym w oczach delikatnie złożył luźny kosmyk pokręconych włosów za jej ucho, przy czym uśmiechną się ciepło w jej kierunku. Padający deszcz tworzył między nimi naprawdę przyjazną, jesienną aurę.

–szczęśliwego Halloween, Nana– wyszeptał chłopak, delikatnie głaszcząc plecy dziewczyny.

***

Ten ranek był dla Nany jakiś wyjątkowo cięższy, niż którykolwiek do tej pory. Od samego rana dopadały ją migreny, w dodatku nie miała apetytu, więc wciśnięcie w nią śniadania, czy chociażby kawałka ciasta dyniowego wręcz graniczyło z cudem. Tfu! Z cudem graniczyło, żeby wstała z łóżka, a to okazało się nie lada wyzwaniem. Głowa bolącą przy każdym ruchu zdecydowanie nie była jej sprzymierzeńcem—Nana czuła się, jak wiedźma, skazywana na smierć przez utopienie.

–wszystko w porządku?– Cedric uniósł brew, nachylając się nad uchem brunetki, gdy przechodził przy jej stoliku. Z całą pewnością nie było w porządku, co widział po jej bardziej bladej buzi, niż zazwyczaj, ale niestety Nana miała to do siebie, że rzadko kiedy przyznawała się do bolączek.

–głowa..mi..pęka..– wymamrotała z chwilowymi przerwami, jakby zastanawiała się nad doborem odpowiednich słów. Cedric ze zmartwieniem rozejrzał się najpierw po całym stoliku, a później po gronie profesorów, którzy co jakiś czas czujnym wzrokiem otaczali uczniów, żywo o czymś rozmawiając. Puchon westchnął ciężko—było Halloween, ich bal, a on chciał spędzić te noc właśnie z nią, ale póki co wyglądało na to, że dziewczyna ją spędzi w skrzydle szpitalnym.

–chodź, Nan– wyszeptał, delikatnie oplatające jedną dłoń wokół jej talii, a następnie bez namysłu ją podniósł. Szafirowooka w szoku popatrzyła na niego z lekka zamglonym wzrokiem, ale nic nie mówiąc mruknęła coś z bólem i wtuliła głowę w jego ramie, gdy ten powędrował w stronę skrzydła szpitalnego. Oczywiście pani Promfrey powinna tam być, jak zawsze.

–dzień dobry pani– Cedric uśmiechną się w stronę czarownicy-pielęgniarki, która od razu do nich podbiegła i kazała ułożyć drobną krukonkę na łóżku, co ten posłusznie zrobił. W tej dużej, jak dla olbrzyma pościeli wydawała się jeszcze drobniejsza.

–dobry, dobry, co jej się stało? Oj, ci uczniowie! Ostatnio panują jakieś porażki, szkoda, że dziewczynę akurat na bal porozkładało– mruknęła delikatnie starsza pani, dotykając od razu policzków oraz czoła dziewczyny. –gorączkuje.. dobrze, dziękuje ci, kochanieńki, zajmę się nią– uśmiechnęła się ciepło i pokazała ruchem dłoni, by poszedł do drzwi, co ten od razu wykonał.

I tak właściwie, Nana cały dzień przeleżała w białej, wielkiej i ciepłej pościeli, która kojarzyła się jej z kochanymi wakacjami u babci. Uśmiechnęła się błogo, odkładając na stolik jedną z książek, po czym westchnęła ciężko. Zaczynała się już czuć lepiej, ale pani Promfrey oraz opiekun domu Ravenclawu, Filius Flitwick, zdecydowali, że najlepiej by było, gdyby została tam na chociaż jedną noc. Tak dla pewności, że wszystko było już w porządku. Tak więc Nana, zamiast bawić się z przyjaciółkami i.. przyjacielem na kolorowym, strasznym balu, właśnie leżała w skrzydle szpitalnym, uciekając w książki i zajadając się ciastkami, które przyniosła jej Lily. I całym sercem miała nadzieje, że dziewczyna te niezwykłą noc spędzi z Georgem, który był jej obiektem westchnień od dłuższego czasu.

–witaj, śpiąca królewno– po sali rozległ się przyjemny, ciepły dla ucha głos, który sprawił, że serce Nany od razu zabiło mocniej. Odwróciła głowę w stronę znanego głosu, który należał do nikogo innego, jak Cedrica, po czym uśmiechnęła się lekko. W myślach Cedric stwierdził, że nabrała ona trochę kolorów i zrobiła się żywsza, co było dobrym znakiem.

–witaj, prefekcie bezczelny– zachichotała cicho, nawiazując tym do kultowego żartu bliźniaków, którzy podmienili napis na naszywkę ich starszego brata. Cedric z dezaprobatą pokręcił głową, ze zmartwieniem łapiąc jej dłoń.

–prefekt bezczelny przyszedł sprawdzić, jak się czuje jego bezczelna– puścił do niej oczko, wywołując u niej urocze rumieńce. Nana delikatnie zmarszczyła nosek, a Cedric uśmiechną się czule w jej kierunku, muskając ustami wierzch jej dłoni.

–już jej lepiej i.. nie powinieneś się bawić z innymi? Wiesz, nie chce ci zabierać ostatniego balu przed pierwszym zadaniem i..– urwała, czując jego palec na swoich ustach. W szoku uniosła lekko brew.

–shiii, Emily.. naprawdę jest w porządku, wole siedzieć tutaj z tobą, niż tam bez ciebie... poza tym ostatnie chwile przed zadaniem wole spędzić z tobą, wiesz o tym– dodał ciszej, wbijając wzrok w podłogę. Nana popatrzyła na niego z bolącym sercem, rozpadającym się na kawałki—widok Cedrica, który nagle nabierał takiej bezradności był dla niej straszny. Nawet, jeśli nie popierała tego całego turnieju.

–hej, Ced, popatrz na mnie– powiedziała stanowczo, zabierając mu swoje dłonie i opadając je na jego policzkach. Uniosła delikatnie jego głowę. –ja w ciebie wierze, tak? Nie popieram turnieju, ale wiem, że wybierają do niego tylko najzdolniejszych, a to dużo o tobie świadczy.. cieszę się, że mogę być akurat twoją przyjaciółką i towarzyszyć ci w tym wszystkim i.. nawet jeśli przegrasz, to dla mnie będziesz wygranym– lekko musnęła jego czoło wargami, z szybciej bijącym sercem wracając do poprzedniej pozycji. Naciągnęła nadmiar kołdry do boku głowy, wtulając w tak uformowaną kulkę głowę. Było jej wyjątkowo zimno, może to stres, przed pierwszym zadaniem. Cedricowi za to spadł z serca ogromny ciężar, jakby dziewczyna rzuciła na niego jedno z tych swoich zaklęć, które trzymała w tajemnicy. Sam wziął sobie ciasteczko w kształcie dyni, po czym przytulił ją do siebie, równocześnie zajadając się słodkością. Nana zachichotała po raz kolejny, dotykając lekko jego pleców.

–a ja się cieszę, że mam ciebie, Nan.. jesteś naprawdę najlepszą osobą, jaka stanęła mi na drodze w Hogwarcie– wyszeptał wprost do jej ucha, kątem oka zerkając w jedną z dużych okiennic—jak na zawołanie nad ich głowami przemknęła spadająca gwiazda, a oni oboje pomyśleli życzenie. Ta noc była wyjątkowa, bez dwóch zdań. Ale naprawdę wyjątkową czyniły ją osoby, z którymi ją spędzali.

Mapa czary ognia |Cedric Diggory|ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now