Rozdział XII

8 3 3
                                    

Nana czuła się jakoś.. dziwnie. To znaczy, bal według niej był udany i była to najpiękniejsza noc, jaką dane jej było przeżyć, ale dziwnie przeczucie, które narastało w środku niej, nie dawało jej spokoju. Zaspana odszukała puchona w Wielkiej Sali, od razu się w niego wtulając.

–O.. witaj, krukoneczko– Cedric uśmiechną się czule w jej kierunku, delikatnie odgarniając niesforny kosmyk z jej twarzyczki. Pod jej oczami malowały się ciemniejsze worki, niż wcześniej, co świadczyło o jej niewyspaniu. Ale było warto, co czuła całym sercem.

–hej, coś się stało?– spytał po chwili ciszy, gdy ta usiadła obok niego i wtuliła głowę w jego ramie. Mruknęła coś jeszcze sennie, zaciągając się jego wspaniałymi perfumami.

–tak, wszystko w porządku, ale się nie wyspałam– wyszeptała lekko ochrypłym głosem, na co puchon zareagował cichym śmiechem. Siedząca gdzieś w oddali Cho zmierzyła go spojrzeniem, które mówiło, jak bardzo zazdrościła młodszej koleżance, ale Cedric od razu posłał jej dużo chłodniejsze spojrzenie, niż to, które podarował jego krukoneczce.

–to całkowicie normalne, ale mam nadzieje, że dobrze się bawiłaś– delikatnie ułożył dłoń na jej plecach, a przez materiał bluzy mógł wyczuć wystające kości drobnej dziewczyny. Ze zmartwieniem stwierdził, że była zbyt drobna, choć może to stres tak na nią działał.

–oczywiście! Najpiękniejsza noc w moim całym życiu– zapewniła, dłonią przeczesując niesforne kosmyki, które zaczęły wypadać z rozwalonej fryzury. Pewnie w normalnych okolicznościach nigdy nie opuściła by dormitorium w takim.. nieschludnym stanie, ale to była droga wyjątku. Przed drugim zadaniem i.. co najważniejsze, przed trzecim.

–jadłaś coś, tak w ogóle? Bo miałem po ciebie iść, jak szedłem tutaj, ale uznałem, że chciałabyś się wyspać.. w końcu masz bardzo dużo nauki i jesteś zmęczona po balu, w czym miałem racje– zaśmiał się cicho, niewidocznym gestem przyciągając ją bliżej siebie. Prócz młodszych uczniów nie było w Wielkiej Sali niemal nikogo, bo również drogą wyjątku dostali chwile wytchnienia po zabawie, na której bawili się również profesorowie.

–a.. nie, szczerze mówiąc to na nic nie mam ochoty– uśmiechnęła się niewinnie, ale widząc wzrok szatyna zagryzła lekko policzek od środka i drżącymi dłońmi chwyciła mały kawałek chleba dyniowego, smarując go masłem orzechowym. Mało kto wiedział, że Nana kochała masło orzechowe, nawet Cedric, ale teraz już to wiedział. I napewno wykorzysta to w odpowiednim momencie.

–grzeczna krukonka– zażartował, lekko mierzwiąc jej włosy, a sam nalał sobie soku dyniowego. Chyba najwiecej dań w Hogwarcie było z dodatkiem dyni, choć ciężko mówić o tym, żeby każdy ją lubił. Niemniej każdy potrafił sobie coś na tych stołach znaleźć.

–to już nie krukoneczka?– Nana lekko uniosła brew, nalewając sobie kawy, którą kochała całym sercem. Gdyby tak sprawdzić skład jej ciała, to zapewne w osiemdziesięciu procentach składałaby się właśnie z niej.. jak każdy krukon.

Zaś Cedric od razu lekko musną wargami skroń dziewczyny, powodując u niej niemałe zawstydzenie.

–a to nie ty ostatnio mówiłaś, że nie jesteś już dzieckiem?– mimowolnie parskną śmiechem, przed oczami mając minę zbulwersowanej brunetki, gdy nazwał ją właśnie w ten sposób. Następnie wyciągnął do niej dłoń, którą ta chwyciła, z jego pomocą wstając na nogi. Jednak dwójka nie ruszyła się ani o milimetr. Cedric swoimi szarymi oczami wpatrywał się w te szafirowe u Nany, widząc w nich wszystko, co tak bardzo gryzło jego ukochaną. Począwszy od lęku, kończywszy na szczerym uczuciu, jakie do niego żywiła. Uśmiechnął się na ten widok, bo to przecież oznaczało, że czuła to samo, co on i ukazywała mu to niemal każdego dnia w tych codziennych, drobnych gestach, jak wspólne śniadania, czy nocne wycieczki po Hogwarcie, których w zasadzie nauczył się właśnie od niej. To właśnie ona z zapałem opowiadała mu o nowych książkach, a on jej słuchał, każdego dnia dodając nową do już i tak długiej listy. Banał! Jeśli uda mu się je wszystkie przeczytać za życia, to będzie szczęśliwy. Za to Nana bardzo doceniała to,?że pilnował by jadła i kończył jej nocną naukę w bibliotece. Jeśli tylko to wszystko się skończy.. muszą odetchnąć. Tak. Może jakiś wypad na mecz quidditcha będzie dobrym pomysłem? Mało kto o tym wiedział, ale gdy puchoni rano mieli trening, Nana siedziała przy oknie, drżąc z zimna i równocześnie patrząc na trenującego szatyna. Coś magicznego, w tak niemagicznym zajęciu.

–jesteś dla mnie bardzo ważna, wiesz?– spytał cicho, jedną dłoń nieśmiało układając na jej talii. Nana od razu poczuła, jak w jej brzuchu zaczynają wirować motylki podekscytowania, ale drżące dłonie splotła na karku puchona. Zauważył to, jak każdy mały, drobny gest, który tak kochał. Uśmiechnął się do niej uspokajająco, jednak gdy ich wargi miały zetknąć, ktoś wpadł do Wielkiej Sali, a wtem rozległ się wysoki, kobiecy okrzyk.

–DAJ MI MAGICZNE PIÓRO!– pisnął ktoś, a Nana poczerwieniała ze złości na twarzy niemal tak samo, jak Cedric. Prychną ze złości i szybko odwrócił brunetkę tyłem do szalonej dziennikarki, która już zmierzała w ich kierunku żwawym krokiem.

–nie chce cię martwić, krukoneczko, ale uciekłabym razem z tobą– wyszeptał do jej ucha, posyłając jej rozbawiony, choć i zawiedziony uśmiech. Nana, zawstydzona, szybko musnęła jego policzek wargami, po czym dodała.

–jasne, rozumiem.. przysięgam, że znajdę na nią jakiś eliksir– odszeptała i odkręcając się na pięcie wyszła z pomieszczenia, dopiero wtedy wypuszczając z płuc głęboki oddech. Czy ta stuknięta blondi musiała im przeszkadzać właśnie w takim momencie? Ugh, w brunetce wszystko się gotowało, chociaż.. co by się stało, jeśli by im jednak nie przerwała? Z zamyśleniem przegryzła delikatnie wargę, od razu kierując się w stronę biblioteki. Najchętniej pochodziłaby po zakazanym lesie, ale, jeśli kręciło się tutaj tyle dziennikarzy to było to conajmniej ryzykowne. Szlag by to trafił! Na brodę Merlina! Czy oni nie mogli mieć chociaż chwili wytchnienia od tych wszystkich dziwactw?

Nana westchnęła ciężko, w myślach stwierdzając, że spędzała nad tym zbyt dużo czasu. I jeśli tak dalej będzie, to w wieku tych piętnastu lat zostanie siwa, faktycznie, niczym sam Merlin.

–ehhh, gdyby tylko to wszystko było takie proste– wyszeptała, a mały pies ułożył się na jej kolanach, mrucząc coś pod nosem. Pogoda zrobiła się naprawdę fatalna. Padało, a wręcz lało, jak z cebra, ale przynajmniej był to dość przyjemny nastrój na czytanie książki.

Do czasu.

Bo kilka godzin później do biblioteki wszedł sam Albus Dumbledore, który osobiście pofatygował się, by odnaleźć dziewczynę.

–dzień dobry, panno Evans– uśmiechnął się delikatnie w jej kierunku, powodując, że ta ze strachem zatrzasnęła książkę. Jednak, orientując się, cóż to za postać, odetchnęła z wyraźną ulgą.

–dzień dobry, panie profesorze– kiwnęła lekko głową i uśmiechnęła się delikatnie, odprawiając na ramiona kilka niesfornych kosmyków. Dumbeldore'a nawet to rozczuliło—w Nanie widział czystą Vivien, czyli jej matkę, która zginęła, gdy ta miała osiem lat. Ponadto Nana miała wiele cech, którymi przypominała matkę—ten sam, dumny, ale subtelny chód. Wysoko podniesiona głowa mimo problemów i ta sama, niezwykła inteligencja. Czasami jego samego zaskakiwało to, jak bardzo dzieci potrafiły być podobne do rodziców.

–szukał pan czegoś? Może mogę w jakiś sposób pomóc?– spytała z zaciekawieniem, tym samym wyrywając go z zamyślenia. Pokiwał delikatnie głową, palcami przeczesując siwą brodę.

–tak, Emily. W rzeczy samej szukałem ciebie, z dwóch powodów– przyznał, siadając na krześle naprzeciwko niej. Nastolatka spięła się, jej stres zawisł w powietrzu.

–zatem zamieniam się w słuch– wypaliła, palce zaciskając na oparciu krzesła. Albus uśmiechną się lekko, a w jego oku pojawił się swego rodzaju błysk.

–zatem te dwie sprawy tyczą się pana Diggory'ego. Po pierwsze, jak rozmawialiśmy na temat twojej wizji, turniej niestety nie może zostać przerwany. Niemniej mam nadzieje, że wymyśliłaś już jakiś sposób, by temu zapobiec– popatrzył na nią z narastającym bólem. Nane na ten widok coś ścisnęło w sercu, ale pokiwała delikatnie głową.

–druga kwestia jest taka, że jesteś nam potrzebna do jeszcze jednego zadania–

Mapa czary ognia |Cedric Diggory|ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now