Od tamtej chwili Nana nie umiała oderwać swoich myśli od turnieju, ale również nie potrafiła nie szperać w książkach, w poszukiwaniu chociażby odpowiedzi do zadań. Było już pewne, że to właśnie Cedric będzie jednym z reprezentantów Hogwartu, jak i również, ku zdziwieniu wszystkich, Harry.
Ślizgonka, Puchonka oraz Gryfonka siedziały w bibliotece razem z krukonką, która ze zmęczeniem oraz znudzeniem przerzucała kolejne kartki w jakimś dzienniku, który znalazła starannie ukryty pomiędzy zakurzonymi książkami.
–może powinnaś sobie odpuścić..– zaczęła Lizzie, niewinnie stukając końcówką swojego pióra w biurko. Gdyby spojrzenie umiało zabijać, to Lily właśnie byłaby o krok od wylądowania w Azkabanie.
–odpuścić? Weź przestań– wymamrotała, opierając lekko policzek na nadgarstku. Nana westchnęła cicho, w duchu dając sobie solidny ochrzan za to, że po raz pierwszy nie umiała wyjaśnić przyjaciółkom swojej obsesji na tym punkcie. Ale skoro się bała, to oznaczało, że jej zależy, prawda? A przecież obiecała pomóc Cedric'owi, co było dla niej równie ważne.
–nie zmuszam was do siedzenia ze mną, Merlinie– powiedziała cicho brunetka, choć w głębi ducha zrobiło się jej nawet trochę przykro. I na jej nieszczęście każda z dziewczyn to zauważyła—Lizzie nagle spochmurniała i wbiła wzrok w ziemie, czując wyrzuty sumienia. Lily zagryzła lekko swoją wargę, wstając, by dodać swojej przyjaciółce otuchy, a Angelina niemal wyfrunęła z krzesła, biorąc od niej pożółkły dziennik.
–Nan, hej, czasami Lizzie palnie coś bez namysłu– wymamrotała Lily, pocierając lekko ramiona swojej koleżanki, która w tym momencie nawet nie chciała na nie spojrzeć. Z zaszklonymi oczami wbijała uparcie wzrok w ziemie, lekko kołysząc się na stopach.
–to ślizgonka zakochana w Malfoy'u, nie oczekuj zbyt wiele– dodała z rozbawieniem Angelina, na Lizzie zawołała Ej, bez takich! Wyciągając różdżkę w stronę Angeliny. Nan mimowolnie uśmiechnęła się blado, po chwili jednak odsuwając się od przyjaciółki.
–może i macie racje– mruknęła, wyciągając z kieszeni swoją różdżkę. –Accio!– i po chwili wszystkie przeczytane książki były w jej rękach. Bez zastanowienia schowała je do torby, uznając, że posiedzi nad tym jeszcze w pokoju. Kątem oka zerknęła na godzinę.
–w czym mamy racje?– Lizzie ze zdziwieniem uniosła brew do góry, poprawiając swoje jasne włosy.
–powinnam sobie odpuścić.. na razie. Idę się przejść– powiedziała i zanim usłyszała jakikolwiek sprzeciw ze strony koleżanek najpierw powędrowała do dormitorium, by zostawić tam książki, a następnie wyszła z budynku szkoły, swoją drogą kojarzący się z zamkiem. Chłodne, listopadowe powietrze przyjemnie łaskotało jej policzki, powodując również jej drżenie, ale jakoś za specjalnie jej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, Nana kochała jesień wraz ze wszystkimi jej urokami.
–nie jesteś w szkole?– odezwał się dziewczęcy głos za nią. Była to Cho, z którą Nan jakoś wyjątkowo nie umiała się dogadać, dlatego zazwyczaj jej unikała. Prawdę mówiąc, obydwie dziewczyny miały trochę inne wartości mimo bycia w tym samym domu.
–nie– odpowiedziała przecząco brunetka, choć jej głos zabrzmiał na pozbawiony jakichkolwiek emocji. W rezultacie Cho uśmiechnęła się kwaśno, poprawiając swój szalik.
–nie cieszysz się, że Cedric został reprezentantem? Powinnaś być duma, jesteś jego najbliższą osobą– prychnęła, a w jej głosie dało się wyczuć niezbyt dobrze skryty jad. Tym razem to Nana się pokrzywiła, biorąc głęboki wdech.
–słuchaj Cho, nie muszę ci się tłumaczyć z moich uczuć, a ciebie one nie powinny obchodzić– w niewidoczny sposób jej dłonie zacisnęły się w pięści, do tego stopnia, że knykcie pobladły. –a jeśli aż tak bardzo cię tu nurtuje to jestem z niego bardzo dumna, tyle, że mam swoje obawy– dodała poważnie, sprawnie wymijając czarnowłosą, która z lekka zszokowana stała jeszcze w tym samym miejscu. Nie było w tym nic dziwnego, że Nana jej odpowiedziała, ale zdziwił ją spokój dziewczyny, bo należała ona raczej do tego emocjonalnego grona osób. Zaś Nana powędrowała po prostu przez siebie, starając się skupić na mieniącym się wszystkimi kolorami świecie.
Do pokoju wróciła po około dwóch godzinach, zmarznięta oraz zmęczona. Jej piegowata twarzyczka oraz dłonie różowiły się z zimna, a oczy zamykały się bez jej kontroli.
–Ej, krukoneczko, gdzie ty byłaś?– zdziwiony Cedric wyrósł przed nią znikąd, a przynajmniej tak jej się wydawało. Chłopak złapał ją za ramiona, widząc, jak zmarznięta była, a następnie przytulił do siebie ze zmartwieniem.
–niiigdzie, Ced– uśmiechnęła się sennie, czując ogarniające ją ciepło. Nie, nie, Ced, ja za chwile zasnę, pomyślała, wtulając buzie w jego miękką szate. Cedric widząc to uśmiechną się mimowolnie, w myślach stwierdzając, że Nana była naprawdę uroczą dziewczyną. Do tego mądrą, zdolną, troskliwą.. w jego oczach idealną. Jednak bał się jej o tym powiedzieć, w obawie, że to wyznanie mogłoby zniszczyć to wszystko, co budowali razem od lat.
–byłaś na dworze, zmarźluchu– bardziej stwierdził, niż zapytał, zaczynając czuć przyjemny zapach jej słodkich, waniliowych perfum oraz orzechowej odżywki do włosów. Nan niemal niewidzialnie skinęła głową, cichutko przy tym ziewając.
–Mhm, byłam na dworze, Ced.. kocham jesień– uśmiechnęła się ciepło, na co chłopak parskną śmiechem, powoli odgarniając z jej twarzyczki rudawe kosmyki. Następnie, jak gdyby nigdy nic zdjął z siebie szalik i owiną go na ramionach dziewczyny, nad czym też ona zbytnio nie myślała.
–leć i się wyśpij– wyszeptał, delikatnie całując jej czoło, co sprawiło, że mimowolnie zarumieniła się mocniej. Jednak, jak powiedział, tak zrobiła. W pokoju okryła się szczelnie kołdrą i zasnęła, głowę wtulając w swojego kochanego pocztowego psa, który czując jej głowę prychną cicho, jednak grzecznie poszedł spać.
Od samego początku Nanie śniły się jakieś głupoty. Najpierw była pod wodą i kłóciła się z jakimiś istotami, których nie umiała rozpoznać przez mętną wodę. Później jednak sceneria przeniosła się do jakiegoś mrocznego miejsca. Nie mniej, był to sen dość świadomy. Wiedziała, że był to tylko sen, ale nie umiała nad tym zapanować i się obudzić. Chwile jej, albo jej postaci zajęło, by domyśliła się, że była na cmentarzu, który wydawał się jej dość znany. Nagle pojawił się w tym śnie Cedric oraz Harry—obaj dość mocno poobijani, ale żywi. Ktoś wyszedł zza nagrobka, szarpiąc za ramie brunetki.
–to nie jest sen, dziecko.. nie obudzisz się z niego– ku jej przerażeniu wyszeptał, zaciskając palce na jej szacie.
–zabij niepotrzebnego!– krzykną drugi głos, a później jej oczom ukazała się wiązka zielonego światła. Dostał nią Cedric.
Nana niespokojnie przekręciła się na łóżku, a później od razu poderwała się do siadu. Jej serce waliło , jak oszalałe, a ręce drżały. Dłuższą chwile jej zajęło, by zorientowała się, że.. już nie śniła. Jakkolwiek to brzmiało.
–Merlinie– wyszeptała, przykładając lekko dłoń do swojej klatki. Cokolwiek to było, to z pewnością zostanie w jej pamięci. Nana była tego bardziej, niż pewna.
–co to było?– spytała cicho samą siebie, spod poduszki wyciągając swoją różdżkę. Mikuś, bo tak nazywał się jej pies, popatrzył na nią z miną typu „nie wiem", od razu krzyżując swoje łapki.
–Lumos– wymamrotała, a po chwili jej różdżka zadziałała, niczym latarka. W pomieszczeniu zrobiło się znacznie jaśniej. Dopiero Nana doznała szoku! W lusterku naprzeciwko siebie zauważyła, że miała na sobie szalik swojego kochanego puchona. W dodatku nadal pachniał jego perfumami, które o zgrozo, zdążyła już pokochać.
–nowy dzień, nowe kłopoty– westchnęła cichutko, jednak mimowolnie się uśmiechając. Nocne wycieczki po Hogwarcie były czymś, co uwielbiała.
YOU ARE READING
Mapa czary ognia |Cedric Diggory|ZAKOŃCZONE
FanfictionCztery dziewczyny-cztery pseudonimy na mapie. Jeśli wydaje wam się, że najbardziej przebojową czwórką byli wysławieni Huncwoci, to niestety, ale muszę was z tego błędu wyprowadzić. Piąty rok nauki zaczęła właśnie czwórka dziewczyn, która mimowolnie...