Rozdział III

16 6 14
                                    

Dla krukonki ten dzień był jakiś wyjątkowo ciężki. Pomimo tego, że kochała jesień i jej uroki, to czasami panujący za oknem mrok ją przytłaczał i powodował zmęczenie, a raczej ten jego rodzaj, którego szczególnie nie lubiła, zwany jesienną chandrą. Cóż, najwyraźniej nawet największa jesieniara mogła ją złapać.

–w końcu koniec– odetchnęła z ulgą do swojej przyjaciółki, ze zmęczeniem przecierając swój prawy policzek. Ostatnia lekcja dłużyła się jej tak samo, jak ta pierwsza. Całe szczęście, nie jej jedynej—Lily, Lizzie oraz Angelina również wydawały się zmęczone. Równie, co Nana. Tymczasem w Hogwarcie zaczynały krążyć pogłoski o nadchodzącym balu Halloweenowym oraz turnieju trójmagicznym, który przecież miał się rozpocząć lada moment. Prawdę mówiąc, Nanie nadal nie wydawał się on dobrym pomysłem, biorąc pod uwagę wszystkie wydarzenia z ostatnich lat, ale najwyraźniej były to tylko jej zmartwienia.

–hej, Nan– odezwał się ten sam ciepły, znajomy głos, który wywoływał u niej szybsze bicie serca. Tym razem sprawił, że również szybko ją rozbudził. Przeczesała one pofalowane kosmyki dłonią, uśmiechając się sennie w jego stronę.

–hejka, Cedric– jej głos był, jak zwykle, łagodny i śpiewny, choć brzmiał również na zmęczony. Cedric od razu to wyłapał, bo w końcu na śniadaniu wydawała mu się ledwo co stać na nogach, a poprzedniego wieczora przecież oprócz nauki oraz ich rozmowy miała jeszcze dyżur. Dla niego nie trudno było wyciągnąć z tego wszystkiego wnioski.

–nie przeszkadzam? Wydajesz się zmęczona– szarooki ze zmartwieniem przechylił lekko głowę w bok, lustrując młodszą koleżankę uważnie spojrzeniem. Lekko się ona pokrzywiła, poprawiając odrobine za dużą szatę, po czym westchnęła cicho, biorąc książki w drugą rękę.

–ależ skąd! Nigdy mi nie przeszkadzasz– odpowiedziała nieco ciszej, z rozczulającym speszeniem, co odczuła w delikatnie szczypiących policzkach. Za to Cedric zauważył to wizualnie, jak i jej przyjaciółki, które odsunęły się na bok, by dać tej dwójce odrobine prywatności. Ewidentnie byli oni ciekawym tematem, czego nigdy nie przyznały.

–to.. naprawdę dobrze wiedzieć, wiesz?– chłopak parskną śmiechem, ukazując jej szereg swoich białych i równych zębów, a Nana? Czarownicy nie wiele trzeba było do szczęścia. Albo przynajmniej do maślanych oczu.

–wiesz, tak właściwie to chciałem zapytać, czy pomożesz mi z eliksirami– dodał po chwili, a w jego oku pojawił się zaciekawiony błysk. Co prawda nie miał z tym problemów, ale był to tylko jeden z jego sposobów, by spędzić czas z ciekawą dziewczyną. Z resztą, wzajemnie—mimo, że Nana widziała, że nie miał z większością rzeczy problemów, to lubiła mu w nich niby pomagać. Inaczej mówiąc, po prostu lubiła spędzać z nim czas, dlatego niemal od razu pokiwała energicznie głową w ramach zgody.

–pewnie, ale.. nie wolałbyś poprosić o to kogoś z twojego roku? Jestem niemal pewna, że znają się na rzeczy bardziej, niż ja– przyznała nieśmiało, zakładając z zamyśleniem kosmyk włosów za ucho. Cedric w odpowiedzi uniósł lekko brew ku górze, w głębi serca mając ochotę jej powiedzieć, że dla niego zawsze będzie tą najzdolniejszą i dużo bardziej woli przesiadywać z nią wśród książek oraz świeczek, słuchając jej miłego tonu głosu, wdychając jej słodkie perfumy, które poznał by wszędzie, ale w porę ugryzł się w język, czując jedynie, jak jego serce przyspieszyło. Przeczesał delikatnie swoje kosmyki, odwracając wzrok od jej szafirowych oczu.

–żartujesz sobie? Jesteś.. jedną z najzdolniejszych osób, a poza tym jesteś wspaniałą nauczycielką– powiedział ostrożnie, pilnując, by przypadkiem nie wypaplać dziewczynie zbyt dużo. Po raz kolejny uśmiechną się do niej z lekkim stresem, widząc, jak ta minimalnie szerzej otworzyła oczy, robiąc się koloru dojrzałej wiśni.

–u-um, jasne.. m-miło mi, że tak uważasz– wyszeptała w jego kierunku, zaciskając palce na okładce grubych ksiąg. Wzrokiem zaś wędrowała po swoich butach, niczym zagubiona owieczka, w sercu dokładnie analizując jego słowa. Jesteś jedną z najzdolniejszych osoba, a poza tym jesteś wspaniałą nauczycielką. Naprawdę tak uważał? To chyba dobrze, prawda? O Merlinie. Diggory naprawdę kompletnie zawrócił jej w głowie! Bardziej, niż spadające ciśnienie.

–ja tylko mówię ci prawdę, krukoneczko–

Rudawa brunetka odkasłała cicho, równocześnie przerywając ciszę między nimi.

–wracając.. za pól godziny w bibliotece?– spytała, przechylając delikatnie głowę w bok. Cedric, zapatrują się w całą postawę dziewczyny, całkiem nieświadomie lekko pokiwał głową w ramach zgody. Wzrokiem przeskakiwał z jej rumianej, piegowatej i dziecinnej buzi na bystre, choć rozmarzone w tym momencie oczy. Zawsze uważał, że wyglądała nieco dziecinnie, ale zdecydowanie była najmądrzejszą osobą, jaką znał.

–to do zobaczenia– zachichotała, po krótkiej chwili oddalając się razem z trzema innymi dziewczynami. Cedric został razem ze swoimi myślami. Również jego serce biło zdecydowanie szybciej, niż przed spotkaniem z dziewczyną, choć sam nie do końca wiedział czemu. Do tej pory uważał ją raczej za młodszą siostrę, albo osobę, której trzeba było pilnować przed starszymi, niezbyt miłymi osobnikami, którzy chcieli by sobie pożartować z jej pochodzenia. Nim się obejrzał, jego młodsza siostra, od innej matki oczywiście, stała się bardzo mądrą, młodą krukonką, która owinęła go sobie wokół palca.

–Cedric, stary!– znajomy głos wyrwał go z zamyślenia, a był to właśnie jeden z jego kumpli. Puchon poklepał go po ramieniu w przyjacielskim geście, uśmiechając się szeroko.

–to jak, stary? Zgłaszasz się do turnieju?– spytał z zaciekawieniem, od razu lekko unosząc brew ku górze. Niezbyt wiele myśląc, Diggory pokiwał lekko głową, z niemałym podekscytowaniem. Była to jego szansa! Nawet jeśli, to przecież miał coś dużo cenniejszego. Miał kogoś, kto bez względu na jego decyzje mu pomoże, prawda? Choć wtedy jeszcze nie wiedział, jak bardzo narazi na niebezpieczeństwo również najważniejszą dla niego osobę. Po prostu nie mógł tego przewidzieć, tak samo, jak rekacji dziewczyny na tą decyzje.

Jak wiadomo, Nana nie pochwalała tego pomysłu. Dlatego siedząc z chłopakiem w bibliotece, wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, mając nadzieje, że to, co właśnie usłyszała to jakiś głupi żart.

–Cedric.. ty sobie żartujesz ze mnie, prawda?– spytała, zamykając powoli książkę, którą miała na kolanach. Cedric pokiwał delikatnie głową na nie, wstając powoli ze swojego miejsca, tylko i wyłącznie po to, by zamknąć drobną dziewczynę w swoich ramionach.

–nie żartuje, Nan.. obiecuje, że nic mi się nie stanie– wyszeptał kojąco do jej ucha, ale Nany to nie uspokoiło. Niepewnie odwzajemniła ona uścisk, biorąc głęboki wdech. Palce zacisnęła na jego koszuli, w głowie dobierając odpowiednie słowa.

–może lepiej nie kusić losu..– zaczęła niepewnie, domyślając się, że musiało to brzmieć nad wyraz dziwnie z ust dziewczyny, która na drugie imię miała kłopoty. Jednak ciągnęła dalej. –dużo, tak jak ty, zdolnych czarodziei brało udział w turnieju i.. i jeszcze więcej ich umarło.. nie chce cię stracić..– wyszeptała, przylegając do niego jeszcze mocniej, o ile było to możliwe. Cedric również mocniej ją przytulił i westchną głęboko, brodę opierając na czubku jej głowy. Rozumiał jej obawy, bo przecież tak samo martwił by się o nią, ale przecież miał ją u boku. Więc, Merlinie, co mogło pójść nie tak?

–Mam to potraktować jako troskę? Czy to oznacza, że malutka Nana martwi się o kolegę puchona? Awww– powiedział śmiesznym tonem, chcąc trochę rozluźnić atmosferę między nimi. Mimowolnie Nana parsknęła śmiechem, odsuwając się od niego powoli. Całkiem zdezorientowana oparła się o stolik, odchylając głowę, by po chwili znowu wybuchnąć śmiechem.

–oj Cedric, kiedyś tą swoją krukonke wprowadzisz do grobu, wiesz o tym?– spytała, odwracając wzrok w jego stronę. Młody Diggory, jakby z zadowoleniem, wypiął pierś do przodu.

–cóż, myśle, że to lepiej, niż widzieć cię z jakimś przypadkowym chłopakiem–

Mapa czary ognia |Cedric Diggory|ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now