Rozdział IX

6 2 0
                                    

Można powiedzieć, że turniej to był sprawdzian umiejętności dla wszystkich. I nie tylko tych magicznych, ale też zwykłych, ludzkich cech charakteru—wytrwałości, spokoju i zapewne wielu innych.

Cedric od rana kręcił się po dormitorium, jak struty, nie umiejąc wyrzucić z głowy obrazu ciągle zamyślonej czymś krukonki, jak i Cho, która uczepiła się go, jak rzep psiego ogona. I na nic szły jego wytłumaczenia, że nie był zainteresowany niczym więcej, niż tylko znajomością—niestety. Z buzujących w nim przegryzł swoją dolną wargę, nawet trochę mocniej, niżeli chciał, ale było to mało istotne. Turniej wykańczał go trochę bardziej, niż się spodziewał—owszem, znał odpowiedz na większość zadań, a także pomoc jego przyjaciółki była w tym nieoceniona, ale czy było to porównywalne do smoka, który rzucał nim o dachówki? I pytanie, które zadawał sobie od samego początku.. czy było warto, by widzieć zmartwienie na jej twarzyczce niemal każdego dnia?

–zbyt bardzo się przejmujesz, stary– jeden z jego kumpli po przyjacielsku uderzył go w bark, powodując, iż Diggory pokrzywił się z bólu. Teoretycznie Nana oraz Pani Pomfrey uleczyły większość jego ran, ale nie zmieniało to faktu, że czuł się psychicznie obity.

–weź, nie mogę się nie przejmować, skoro po kątach się dowiaduje, że mdleje i jest nieswoja przez większość czasu– wymamrotał, biorąc łyk zimnej już herbaty, którą poprzedniego dnia wziął ze sobą, tak na wszelki wypadek. Kto wie, co jeszcze planowała wymyślić Czara? Co gorsza miał do rozwikłania jeszcze zagadkę ze słowami podwodnego jaja, ale co do tego nie musiał się martwić. Miejscami tylko zastanawiał się, co by zrobił bez swojego anioła stróża.

–jejku, ona też się tym zbyt bardzo przejmuje, może weź zaparz dziewczynie jakiejś melisy, bo jej siedzenie po nocach nad książkami napewno nie sprzyja dobremu samopoczuciu– szatyn lekko pokręcił głową, a Cedric założył ramiona na klatce, niemal miażdżąc go przy tym wzrokiem.

–żebym ja zaraz z ciebie nie zaparzył melisy– wymamrotał, szybkim krokiem opuszczając dormitorium.

Tymczasem Nana wróciła do miejsca umówionego z przyjaciółkami, z głowy ściągając kaptur od czarnej szaty, z wykończeniami typowymi dla krukonów. Spod kaptura niemal natychmiast wysypały się ciemne włosy z rudawymi pobłyskami, a w starym domku na drzewie, gdzieś na skraju zakazanego lasu, pojawił się dziwnie znajomy zapach kawy, wanilii, cynamonu, a nawet orzechów! Znak rozpoznawczy Emily Nany Evans, która w dłoni dzierżyła również elegancko zgiętą kartkę razem z różdżką. Na widok pozostałych trzech dziewczyn uśmiechnęła się lekko, choć pod jej oczami rysowały się wyraźne worki.

–jak Cedric miał dyżury to chociaż pilnował, byś spała, jak normalna czarownica, a nie jakiś lump– mruknęła z przekąsem ślizgonka, mierząc przyjaciółkę dość rozbawionym spojrzeniem. Lily od razu uderzyła ją w ramie, piorunując ją również spojrzeniem.

–dowiedziałaś się czegoś ciekawego?– rzuciła szybko puchonka, chcąc przerwać panującą w domku atmosferę. Mimo coraz mroźniejszej pogody, każde spotkanie w ich kryjówce wydawało się być duszne. Z minuty, na minutę, wręcz coraz bardziej.

–oczywiście! Nawet wielu, bardzo, bardzo ciekawych rzeczy– mruknęła w odpowiedzi, lekko przecierając twarz dłońmi, a następnie rozwinęła kawałek pergaminu, stukając w niego różdżką. Jeśli chodziło o zaklęcia niewerbalne, to Nana mogłaby zostać ich mistrzynią. Całe szczęście nie dało się tak wymówić tych niewybaczalnych.. nie, żeby kiedykolwiek chciała je na kogokolwiek rzucić.

–konkrety, Evans, konkrety– Lizzie lekko klasnęła w dłonie, zeskakując ze starej skrzyni, powodując tym samym okropne skrzypienie starej podłogi. Angelina od razu zmroziła ją spojrzeniem, podzielając co do tego zdanie Lily.

Mapa czary ognia |Cedric Diggory|ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now