Rozdział 3

27 7 1
                                    

Dom wspomnień


No i jesteśmy przed moim starym domem. Spojrzałam na frontowe drzwi a przed oczami mignęła mi scena sprzed trzech lat. Drzwi umazane krwią, lekko uchylone. W przejściu z kuchni do salonu dwa zakrwawione ciała. Ciała rodziców.

 Zorientowałam się, że z moich oczu płynął łzy. Szybko otarłam oczy i policzki, by Jonathan nie zobaczył mojej słabości. Jednak nieudało mi się to, ponieważ chłopak spojrzał na mnie z tęsknotą i swoim uśmiechem starał się poprawić mi humor.

 - Wiem, że teraz przypominają ci się najgorsze wspomnienia, ale zaufaj mi. Kiedy tam wejdziemy znajdziemy wskazówkę, dzięki której dowiesz się całej prawdy. Ja znam tylko cząstkę twojego życia i wyjawię ci ją kiedy nadejdzie czas.

 - Co wiesz? – spytałam.

 - Maleńki szczegół, który zaskoczy cię niebawem. – rzucił.

 Spojrzałam jeszcze raz w stronę drzwi frontowych. Były lekko zniszczone.

 - Jonathanie...

 - Tak?

 - Boję się tam wejść. Nikogo oprócz policji tam niebyło od ich śmierci.

 - Był tu ktoś. – powiedział. – Dokładnie dwa lata temu. Ten ktoś zostawił tu wiadomość, a my musimy ją znaleźć.

 - Kto to był?

 - Nie wiem. Tak mi mówili państwo Lee. – odparł.

 - Czyli, tak właściwie nie wiadomo, czy cokolwiek tam znajdziemy?

 - Coś na pewno znajdziemy. Może to być wskazówka, zdjęcie, skrzynia z pamiątkami... Wszystko.

 Nadal byłam w rozterce. Pójść tam, czy nie? „Właśnie po to tu jestem. Po to by cię chronić". Skoro jest tu by mnie chronić...

 - Dobra, to wchodzimy. – rzuciłam.

 Odsunęłam bramkę od ogrodzenia i ruszyłam przez gąszcz trawy. Chłopak ostrożnie szedł za mną.

 Po chwili znaleźliśmy się przed głównym wejściem. Pchnęłam drzwi, a gdy odsuwały się mocny podmuch zgnilizny, wilgoci i kurzu dmuchnął nam w twarze.

 Natychmiastowo zgięłam się wpół i zaczęłam kaszleć. Kurz i pyłki mnie drażnią od dziecka. Zawsze miałam z tym wielki problem. Poczułam czułą dłoń na moich plecach. Domyśliłam się, że to Jonathan. Spojrzałam na niego.

 - Dobrze się czujesz? – spytał.

 - Tak... - kaszlnęłam. – Po prostu nie znoszę kurzu.

 Zdjął z mojej szyi arafatkę i obwiązał lekko wokół ust i nosa, tak by niewielka ilość powietrza dostawała się do moich płuc. O wiele lepiej mi się oddychało. Przez chwilę chciałam go uściskać, ale zdusiłam w sobie to pragnienie.

 Jeszcze raz na niego spojrzałam, a potem ruszyłam w głąb domu.

 - To coś powinno znajdować się, albo w sypialni, albo w salonie. – rzucił.

 - A więc wiesz co to jest? – spytałam ponownie. Mój głos był lekko stłumiony przez hustę.

 - Mówiłem, że nie wiem. – odparł.

 - To jak mamy to znaleźć?

 - To będzie jedyna niezniszczona rzecz w tym domu.

 Faktycznie, dom był w opłakanym stanie, a wnętrze nie do opisania. Szyby potłuczone, tak samo jak lustra. Ze ścian schodziły tapety odkrywając pleśń. Na podłodze walał się tynk i potłuczone przedmioty, takie jak wazony i ramki na zdjęcia. Schyliłam się, bo zauważyłam zdjęcie, na którym byłam ja kiedy miałam dwa miesiące. Nie przypominałam sobie tego zdjęcia. Niebyło takie jak reszta. Inne były lekko podpalone, pogniecione, podarte, albo tak zniszczone, że nie dało się rozszyfrować kto na nim jest. To było czyste i jakby dopiero co wywołane.

SpotkanieWhere stories live. Discover now