Rozdział 13

14 2 0
                                    

Pełnia

Siedziałyśmy z Jose na kanapie. Islaa przebywała w kuchni, a chłopaki wyszli z domu. Nie dało się wyciągnąć informacji dokąd idą. Powiedzieli tylko że muszą wyjść w jakiejś ważnej sprawie.

- Miałaś mi opowiedzieć tą historię... - przypomniałam.

- Ach no tak... Za czasów panowania króla Artura, pewne trzy elfki były jego służkami. Król Artur nie ufał wampirom, ani wilkołakom. Tylko elfom. Uwielbiał je, bo były bardzo miłe i pomocne. Były też siostrami. Jednego pechowego dnia zginęła jedna z nich. Artur lubił ją najbardziej. Jeszcze tego samego dnia przyszła wieść, że niebezpieczna wampirzyca grasuje po wiosce. Artur był pewien, że to ona zabiła Holię - elfkę. Następnego dnia umarła druga siostra - Kiori. Król obiecał chronić ostatnią siostrę jak tylko mógł. Nie udało mu się to. Olia też umarła. Po żałobie trwającej kilka miesięcy Artur udał się w środku nocy do lasu, by zapolować na wampirzycę. Spojrzał w świecący nad jego głową księżyc w pełni i wiedział, że kobieta stoi za nim. Odwrócił się i zauważył, że ma kaptur na głowie zasłaniający całą twarz. Wyciągnął miecz. Zaczęła się walka. Zabił wampirzycę, a gdy zdjął kaptur z jej głowy spojrzał na jej twarz i zamarł. To była Holia. - opowiedziała.

- Co? Ale przecież Holię zabiła ta wampirzyca... - odparłam z niedowierzaniem.

- Tamta wampirzyca była przeklęta i zarażała innych, a nie zabijała. Holia zabiła swoje siostry, bo była zazdrosna o Artura. On właśnie ją kochał i uwielbiał, ale ona tego nie dostrzegała. - wytłumaczyła.

- Niewiedza może skończyć się tragicznie... - wyszeptałam.

- Brooke, rozglądaj się kilka razy, spoglądaj tam gdzie nikt nie spogląda, chodź ścieżkami, którymi nikt nie chodzi... Nie bądź taka jak Holia. - doradziła poważnie.

- Ale o co ci chodzi z tym, że nie...

Do pokoju nagle wszedł Jonathan, a za nim Sanse i Matt. Wyglądali na zdenerwowanych. Spoglądałam na całą trójkę z troską. Było mi ich szkoda.

Podwinęłam nogi i objęłam je ramionami.

- I jak było? - spytałam cicho.

Jonathan spojrzał na mnie i się lekko uśmiechnął.

- Próbowaliśmy zdobyć krew dla Islii, ale nic z tego. - odparł.

- Od tygodnia nic nie jadła, ani nie piła. Jest na głodzie, więc radzę uważać. - dodał Matt sięgając do stołu po komórkę. - Nie było nas godzinę. - wyszeptał.

Sanse spojrzał na czarownika i podszedł do niego. Zerknął mu w komórkę.

- To musieliśmy dojść do granicy... - powiedział z przejęciem.

- Jakiej granicy? - spytałam.

Likantrop zwrócił się ku mnie.

- Granica, to miejsce, w którym czary ochronne nie działają. Jak spaliście Matt rzucił zaklęcie na dom i jego obręb. Dzięki temu pani Lee nie może nas namierzyć. - wyjaśnił.

- Przecież ona też może poprosić jakiegoś czarownika o rozbrojenie tego zaklęcia, nie?

Matt spojrzał na mnie przerażony. Potem zerknął na Sanse.

- Tego nie uwzględniliśmy... - odłożył komórkę i wyszedł z pokoju.

Nie wiedziałam jak zareagować. Bałam się już cokolwiek powiedzieć.

Nagle z kuchni wyszła Islaa. Miała lekko potargane włosy. Usiadła przy stole i spojrzała na Sanse.

- Znaleźliście coś? - spytała.

- No właśnie nie. - odparł siadając obok Jose.

- Sanse, mówiłeś, że Islaa nie je, ani nie pije od tygodnia. Czym to się różni u wampirów? - spytałam.

Wampirzyca wstała z krzesła i syknęła na mnie.

- Pić można z kubka, butelki, albo nieżywego człowieka, bądź zwierzęcia. Jedzeniem nazwali spożywanie krwi z jeszcze żyjących stworzeń. - rzuciła.

- Wczoraj była taka żywa, bo daliśmy jej odżywki. Młode wampiry nie powinny tego pić, ale już ledwo chodziła. Faktycznie wystąpiły u niej skutki uboczne, ale przynajmniej nie te najgorsze. - dodał Sanse.

W pewnym momencie spoglądania na wygłodniałą wampirzycę wysunęłam rękę przed siebie. Usiadłam prosto i spuściłam nogi.

- Jeśli potrafisz się powstrzymać, możesz wypić moją krew. - wyszeptałam.

- Ale ona nie potrafi, dlatego jeszcze jej nie daliśmy swojej krwi. - powiedział ostrzegawczo Jonathan podchodząc do mnie.

- Jonathanie, mogę się powstrzymać, ale będziesz musiał mnie trzymać i w pewnym momencie odseparować od niej. - rzuciła Islaa.

Wstałam z kanapy i podeszłam do chłopaka. Chwyciłam go za koszulkę i spojrzałam mu w oczy.

- Mogę ci ufać?

- Zawsze. - odparł.

Razem podeszliśmy do dziewczyny.

On podwinął mi rękaw i złapał mnie na wolną rękę.

- Nie chcę byś głodowała... - powiedziałam.

- Ja nic nie piłam, ani nie jadłam przez tydzień. To tak jakbyś ty nie jadła przez miesiąc. - odparła.

- Wtedy byłabym martwa.

- A ja już jestem więc mi to nie grozi. - rzuciła ozięble.

Miała zamknięte oczy. Kiedy je otworzyła nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Jej źrenice się tak rozszerzyły, że pochłaniały prawie całą tęczówkę. Oszczędziły tylko kawałek.

Miałam wysunąć jej dłoń, ale nie zdążyłam. Wgryzła mi się w szyję i zaczęła kosztować moją krew. Słyszałam szum w jej ustach. Słyszałam też jak wszyscy dookoła mnie krzyczą, jednak szum krwi wydawał się głośniejszy i kojący.

Jonathan nagle odciągnął mnie od niej tuląc do siebie. Widziałam jego rozmytą twarz. Spojrzałam na Islee. Miała łzy w oczach i czerwoną ciecz na ustach. Była przerażona. Jose stała obok kanapy ściskając rękaw Sanse. On natomiast obejmował ją jakby chciał ją obronić.

Przytuliłam się do chłopaka powoli zsuwając się na ziemię.

- Na szczęście nie wypiłaś jej całej krwi... - wyszeptał.

- Nie chciałam! - krzyknęła przez łzy dziewczyna zasłoniła usta i się odwróciła. - Nie chciałam! - ponagliła.

Nagle do pokoju wbiegł Matt.

- Co tu się do cholery... - zerknął na mnie. - Brooke...

Islaa zaczęła się cofać, aż wpadła na czarownika. Ze strachu odskoczyła.

- Przepraszam! - krzyknęła z zaciśniętymi powiekami i wybiegła z pokoju.

Matt puścił się biegiem w jej stronę.




                                                         Poświęcenie, to coś więcej niż skutki i obrażenia.


SpotkanieWhere stories live. Discover now