Rozdział 17

8 1 0
                                    

Czas utraty

 Może to zabrzmi dziwnie, ale czułam się bardzo przyjemnie w kawiarni na rogu. Najczęściej czułam tam wenę. Uwielbiałam tam przychodzić z Sebastianem i z moimi innymi przyjaciółmi. Co dziwne, tak, miałam innych przyjaciół poza Sebastianem. Zaczęłam mieć własne zdanie, a oni odwrócili się ode mnie, co wyszło na dobre. Poznałam Sebastiana... Jonathana...

 - Brooke, wszystko w porządku? - spytał Jonathan troskliwym głosem. Spoglądał na mnie zmartwiony. Lubiłam gdy tak na mnie patrzył, czułam się wtedy jakby ktoś nade mną czuwał.

 - Tak. Wszystko okay. - odpowiedziałam szybko.

 - Jesteś blada. I to bardzo. - rzuciła Jose. Spojrzała przerażona na Sanse. Ten za to założył ręce na piersi ze zdenerwowania.

 Znowu czułam się niedoinformowana. Mają przede mną tajemnice. Coś jest nie tak.

 - Okay, mam dość! - wycedziłam w końcu. - Nie zniosę dłużej tego, że coś przede mną zatajacie. Możecie mi ufać. Jeśli chodzi o to co Islaa, to...

 - Nie. Brooke, faktycznie powinna wiedzieć. - powiedział Jonathan.

 - No dobra. Słuchaj, nie powiedzieliśmy ci wszystkiego. Zatailiśmy jeden mały szkopuł... - mówiła Jose. - Bo jak Islaa cię ugryzła, to ledwo przeżyłaś. Musieliśmy coś zrobić. Ona przegryzła swoją skórę na palcu i dała ci wypić swoją krew. - głos dziewczyny zadrżał.

 - Ale po co? - spytałam.

 - Jak wampiry chcą przemienić kogoś w postać równą sobie, muszą wypić jej krew, jednakże potem dać im wypić swoją krew. Dla wampirów oddawanie swojej krwi to jak oddawanie kawałka swojej duszy. - tłumaczył Sanse.

 - Czekaj, czekaj... To ja jestem wampirem? - osłupiałam.

 Milczeli, ale z ich min można było z łatwością wyczytać potwierdzenie. Więc jestem wampirem. Świetnie.

 Wstałam zdenerwowana.

 - Moim zdaniem możemy już wracać. Matt pewnie już na nas czeka. - skrzyżowałam ręce na piersi i patrzyłam na nich wyczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.

 - Brooke, nie bądź zła za to, że stałaś się... No wiesz...

 Opuściłam ręce i odetchnęłam głęboko.

 - No dobra... Przepraszam. To i tak nie była wasza, czy Islii wina. Tylko moja. Sama zaproponowałam jej, że może się napić mojej krwi. Nie patrzyłam na to, że mogę umrzeć. Przynajmniej tak jakby uratowała mi życie. - otarłam policzki. - Dziękuję.

 - Za co? - spytała Jose, która najwidoczniej troszeczkę się wzruszyła.

 - Za to, że was mam... Przyjaciół.

 Elfka wstała i przytuliła mnie. Zaraz po tym wstał Jonathan, a później Sanse. Przyłączyli się do uścisku. To było miłe. Czas samotności przeminął.





Czasami warto się zatrzymać i przemyśleć "czy warto?".

SpotkanieWhere stories live. Discover now