Rozdział 19

8 1 0
                                    

Ślepa na to co jasno napisane


 Siedzieliśmy jak zwykle w salonie. Islaa mimo, że siedziała w pomieszczeniu razem z nami, to nie chciała się odzywać, a tym bardziej patrzeć na mnie. Może się boi tego co zrobiła. Chciałabym wiedzieć, ale nie mogę. Spojrzałam na Jonathana. Wyjmował z kieszeni kurtki szkatułkę. Podał mi ją ostrożnie. Przyjrzałam się jej. Małe pudełeczko z ciemnego drewna ze srebrnymi zdobieniami i mała dziurka na kluczyk.

 - Kluczyk. - wyszeptałam. Po chwili zerknęłam na nich. Lee zaczął grzebać w kieszeniach kurtki, a potem spodni. W końcu wyjął maleńki srebrny kluczyk, który był zawieszony na łańcuszku. Podał mi go, a ja jak najszybciej otworzyłam szkatułkę. Zajrzałam do środka. Znalazłam kilka kartek z numerami telefonów, figurkę misia i szminkę. - Nie rozumiem... Kontakty, miś i szminka? To ukrywała? - spojrzałam na Jonathana. - Przepraszam was. Naprawdę myślałam, że to będzie coś ważnego.

 - A może jest? - zaproponowała Islaa. Podeszła do mnie i wyjęła z pudełka figurkę misia. Zaczęła nią obracać w dłoniach coraz dokładniej przyglądając się jej. Spojrzała na spód. W końcu uśmiechnęła się. - Wiedziałam. - podała figurkę Sanse. - Czy to przypadkiem nie jest znak rozpoznawszy likantropów? - spytała.

 Chłopak przyjrzał się miśkowi.

 - Islaa ma rację. Tu jest wyryty znak. - oznajmił podając mi figurkę.

 Na spodzie był wyryty niewielki odcisk łapy, a nad nią gwiazdka.

 - Po co ktoś narysował znak wilkołaków na figurce misia? - dopytałam.

 - Nie wiem, ale może od kogoś się tego dowiemy. Chyba będzie trzeba skorzystać z niektórych numerów. - zaproponował Sanse.

 - Dobry pomysł. - wyjęłam komórkę, która od kilku dni była wyłączona. Włączyłam ją szybko i ukazały mi się setki nieodebranych połączeń od menadżerki. Zignorowałam je i zaczęłam wpisywać pierwszy z numerów. Przez chwilę się wahałam wcisnąć zieloną słuchawkę. W końcu się odważyłam. Przytknęłam komórkę do ucha. Po trzech sygnałach usłyszałam głos młodej kobiety.

 - Hallo?

 - Em... Witam, z tej strony córka Violett Seto. Może pani mnie nie znać.

 - Brooke, ja cię znam. Opiekowałam się tobą jak miałaś dwa latka, a twoi rodzice akurat musieli gdzieś wyjeżdżać. - oznajmiła spokojnie. - Powiedz, skąd masz mój numer?

 - Znalazłam w domu, ale mniejsza... Mogłaby pani jutro się z nami spotkać? To bardzo ważne. - nastała chwilowa cisza.

 - Zakładam, że chcesz się dowiedzieć czegoś o swoich rodzicach? Więc dobrze. Akurat jutro nic nie robię. Gdzie chcesz się spotkać? - spytała.

 - Może być sklep z komiksami na Brooklynie?

 - Oczywiście.

 - Dziękuję bardzo. Do usłyszenia. - rozłączyłam się. Wszyscy wlepili swoje ślepia we mnie.  - No co? Coś nie tak?

 Zaraz po moich słowach odwrócili wzrok. Jonathan wziął do ręki szminkę ze szkatułki. Otworzył ją i wysunął aż do końca. Przechylił i spojrzał na krwawo czerwony kolor szminki. Ktoś wyskrobał na niej "TROYE".

 - Brooke, znasz kogoś o imieniu Troye? - spytał cicho.

 - Nie, a co?

 W odpowiedzi pokazał mi szminkę. Niby to był kolor mojej mamy. Zawsze taki kolor miała na ustach. Nie poznawałam tego imienia. Nikogo takiego nie znam. Te ukryte informacje, wskazówki... Czy tylko ja ich nie dostrzegam? Ślepa na wszystko co jasno napisane. Zawsze miałam z tym problem. Mam nadzieję, że tylko ja nie potrafię rozgryźć tej zagadki. Chcę to mieć za sobą. Ona jest powoli męcząca. Nie wiem dlaczego tak naprawdę umarli moi rodzice. Może to byli Flamma, ale dlaczego. Jeszcze to, że mój ojciec nie był moim ojcem... Może nas z mamą opuścił? Albo mama miała chwile słabości? Nie chcę o tym myśleć. Te myśli są tak samo dołujące jak te, że Jonathan może być moim bratem. Lubię go, ale nie pozwolę, by moje emocje wzięły górę nade mną. To moje życie i muszę nad nim panować.

 - Brooke? - wyszeptała Jose. - Wszystko dobrze?

 - Tak, wszystko okay... Tylko jestem trochę głodna. Ale skoro jestem... No...

 Dziewczyna szybko podbiegła do mnie i położyła dłoń na moim czole, by sprawdzić temperaturę. Była mocno zdziwiona.

 - Ty masz gorączkę. Wampiry nie mają gorączki. Co dziwne kły jeszcze nie zaczęły ci rosnąć, a twój puls jest w normie. Ty w ogóle masz puls. Coś tu nie gra.

 - Jakby miała być wampirem, to byśmy musieli ją zakopać zaraz po tym jak wypiła moją krew. Nie zrobiliśmy tego. Moja krew zadziałała leczniczo. Matt dobrze wiedział, że tak będzie, dlatego nawet nie wspominał o pogrzebaniu Brooke. Nie chcę jej tak skrzywdzić jak mnie skrzywdził mój oprawca. Wampirza klątwa. To nie zbawienie. Tylko katorga. Nie chcę nikogo przemieniać. To jest nie fair wobec innych. - wypowiedziała się Islaa.

 - Dziękuję ci. - powiedziałam zdumiona. Coraz bardziej mnie zaskakuje. Nawet nie miałam pojęcia, że wampirza krew leczy. Nowych rzeczy się dowiaduję w nowym towarzystwie.

 Spojrzałam na kartkę z numerami jeszcze raz. Jeden numer kojarzyłam skądś, ale nie wiem skąd...







"Dobroć" to tylko słowo.

SpotkanieWhere stories live. Discover now