Rozdział 10 Hailie

840 37 2
                                    

Dziwnie mi było wsiadać do limuzyny, mojego brata Vincenta razem z Isabel West. Moja terapeutka zawsze zachowywała się bardzo naturalnie i przyjaźnie, ale zauważyłam, że w aucie mojego brata trochę się stresuje. Uśmiechnęła się bardzo pogodnie, ale widać było, iż jest to wymuszana mimika twarzy. 

Ja i Isabel West usiałyśmy na przeciwko Vincenta. Mój brat głównie siedział na komputerze i pracował, jednak przez jego obecność atmosfera nie była pogodna ani przyjazna (jaka zazwyczaj jest na naszych sesjach razem z Isabel), ale chłodna i pełna milczenia. W końcu moja terapeutka wyjmuje swoją książkę i zaczyna ją czytać. Sama też się przygotowałam, więc podróż minęła mi na nadrabianiu zaległości z czytania. 

                                                               . . .

Dojechaliśmy około 19. Limuzyna dowiozła nas pod blok, w którym mieszkała Isabel, bo najbliższe dwie noce mam spędzić u niej. Vincent miał, za to spać w jakimś bardzo luksusowym hotelu. Sama nie dowierzam, że tak po prostu zgodził się na te odwiedziny. Może Isabel ma niezwykły dar do przekonywanie ludzi? 

 - Powinniśmy zjeść kolację - odzywa się znikąd Vincent. 

Dopiero teraz zauważam jak bardzo jestem głodna. 

- Zdecydowanie - mówię.

- Możemy zjeść w polskiej knajpce "U babci". Mają naprawdę przepyszne pierogi. Tylko dziesięć minut piechotą - oponuje Isabel West. 

Nikt nie odpowiada, więc moja terapeutka stara się rozluźnić atmosferę.

- Propozycje, może przemyślenia? - mówi półżartem.

- Dobrze pojedziemy tam zjeść, ale najpierw odniesiemy walizki Hailie i twoje - odpowiada mój opiekun prawny.

Szofer wyjmuje walizki i nam je podaje, a my idziemy je zanieść do mieszkania mojej terapeutki. 

- Na, którym piętrze mieszkasz? - pyta Vincent, w mało oficjalny sposób, co jest do niego nie podobne.

- Trzecie - mówi Isabel West.

Targaliśmy te walizki, tak długo jakbyśmy szli na siódme piętro, a nie na trzecie. Kiedy wreszcie znaleźliśmy właściwe drzwi, Isabel je otwiera i zaprasza nas do środka.

Mieszkanie mojej terapeutki jest utrzymane w barwach, beżu, jasnobrązowego i białego. Jest bardzo przytulne i czuć się w nim jak w domu, nawet jeśli widzi się je pierwszy raz. W holu znajduje się mała szafa na ubrania i wycieraczka, na której można położyć buty. Z holu jest przejście do salonu i kuchni. 

Kuchnia jest przytulna, i zdecydowanie nie przypomina tej, która znajduje się w naszej rezydencji. Blaty i szafki są troszkę staromodne, ale bardzo pasują do wnętrza. Salon, jest dość prosty. Znajduje się w nim duża szara kanapa, a na przeciwko niej, średniej wielkości telewizor, postawiony na niskiej półeczce. 

Za kuchnią znajduje się krótki korytarz z trzema drzwiami, które zakładałam, że należą do Isabel, jej współlokatorów, a trzeci to łazienka. Odkładamy walizki w holu i wychodzimy z mieszkania. 

Kiedy znajdujemy się na dworze, przed blokiem, w którym mieszka moja terapeutka, Isabel West prowadzi nas do knajpki, gdzie zamierzamy zjeść kolację. Idziemy w milczeniu, kiedy moja psycholożka pyta nas:

- Wiecie w ogóle czym są pierogi?

Nikt nie odpowiada.

- A ktoś chce wiedzieć? - pyta znowu.

- Ja - mówię byleby tylko przerwać nużące milczenie.

Tak Isabel rozgaduje się, o polskim jedzeniu i, że jest w połowie polką, aż docieramy do małej restauracji, przesączeni informacjami.

                                                               . . .

Wróciliśmy już do mieszkania Isabel. Vincent już pojechał do ekskluzywnego hotelu. Przyjedzie po nas o 8:50, i obiecał, że ustali wszystko z mamą Lei. Isabel pyta się mnie czy smakowała mi kolacja, a ja mówię:

- Było przepyszne. 

- Chcesz spać w salonie na kanapie, czy w moim pokoju na materacu? - znienacka zadaje pytanie Isabel.

Wcześniej o tym nie myślałam, ale mówię tylko:

- Mogę na materacu.

Wieczór minął w oka mgnieniu. Zajęta wieczorną toaletą, nawet nie zauważyłam kiedy Isabel rozłożyła  dla mnie materac, kołdrę i poduszkę. Potem ona sama poszła do łazienki, a ja poczytałam książkę. Zastanawiałam się czy w mieszkaniu są inne osoby niż ja i moja terapeutka, kiedy słyszę głośną kłótnię, zza pierwszych drzwi w korytarzu.

- Martin! - mówi ktoś o damskim głosie.

- Co!? - odpowiada mężczyzna o głębokim tonie.

- Nie zostawiaj tych cholernych bokserek, na mojej szafce nocnej!

- Angel, nie wiesz, że Isabel ma gościa!? - pyta facet, a ja już chichoczę jak szalona.

 - Faceta? - mówi Angela.

 - Zresztą nie rozpraszaj mnie - krzyczy po chwili.

 - Nic takiego nie robię - wrzeszczy facet.

 - W tym domu naprawdę jest gość Isabel - dopowiada Martin.

 - Facet??? - pyta Angela.

- Skąd mam wiedzieć, sama zajrzyj!

 Po chwili milczenia dziewczyna Martina krzyczy:

 - Fuuuuuuuuuj Martin!!  - wrzeszczy po czym wybiega na korytarz.

 - Tylko nie zapomnij zapłacić za prąd - odpowiada jej współlokator Isabel, kiedy Angela zamyka drzwi. 

Kompletnie nie mogę powstrzymać śmiechu. Śmieję się tak intensywnie, że aż poleciało kilka łez. Potem do pokoju wchodzi Isabel, z miną jakby też usłyszała kłótnię Martina i Angeli.

- Z nimi to tak zawsze - mówi. 

Gasimy wtedy światło i kładziemy się spać. Dziwnie mi się tu zasypia, głównie z powodu jutrzejszego dnia. Stresuje się jak to będzie wyglądać. 


                                                    Notka

Cześć, będę wstawiać zdjęcie pusheena, co dziesiąty rozdział. Dziękuję wam za ponad tysiąc wyświetleń. Rozdział mało ważny, ale kolejna część będzie lepsza. Pozdrawiam was!




Zakazany owoc -  Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz