Rozdział 5 Isabel

1K 35 2
                                    

 - Hailie Monet przeżyła bardzo poważną operację jelita, jest teraz w śpiączce farmakologicznej. Muszę zostać z jej braćmi. Martin to bardzo poważna sytuacja. Są załamani. Wszyscy. 

Kilka godzin po udanej operacji Hailie zadzwonił do mnie wreszcie Martin. Zdziwił się moim nagłym wyjazdem. Stwierdził, że takim ludziom jak Monetowie nie jest potrzebna moja obecność. Chyba tylko psycholodzy i psycholożki rozumieli w jak straszliwej sytuacji znaleźli się bracia Hailie.

 - Jak chcesz, ale musisz przelać mi za rachunki - odpowiedział burkliwie Martin.

 Cały on, z nieprzyjemnych tematów przechodzi w, przyziemne. Mój współlokator jest specyficznym człowiekiem. W dobrym humorze jest miłym, troskliwym i empatycznym mężczyzną, a w złym lubi krzyczeć, jest humorzasty i złośliwy, jest on jednak moim najlepszym przyjacielem, znam go już od 10 lat i muszę przyznać, że podziwiam Angelę, która jest jego dziewczyną już od dwóch.

 - Jasne za chwilę to zrobię, pa pa - mówię przez słuchawkę. 

Wzdycham, szybko przelewam Martinowi pieniądze. Siedzę teraz w pokoju Hailie razem z Dylanem i Shanem. Na podłodze sali, przypisanej Hailie znajduje się mnóstwo bukietów stokrotek. Całe mnóstwo, kilkadziesiąt, jeśli nie setka. Pomysł był mój, ale to Vincent wcielił go w życie. 

Dylan pisze ze swoją dziewczyną, a Shane gra w jakąś grę na kompie, na uszach ma gigantyczne, czarne  słuchawki. Czuje się zaakceptowana przez braci Monet. Tolerują mnie, ale rozmawiają ze mną tylko w razie potrzeby. Powoli odpływam. Dziwnie mi spać przy najbogatszej rodzinie w Pensylwanii, ale chyba się przyzwyczję, chyba. 

                                                                                        . . . 

Budzi mnie cichy szelest. Otwieram oczy. Dylana i Shane'a już nie ma w pokoju, za to w jego progu stoi, Vincent. Ma na sobie czarny garnitur, bez krawata, chyba po ogłoszeni udanej operacji Hailie się przebrał. Spałam w pozycji siedzącej, ale dopiero teraz zauważyłam, że po moim prawym policzku spływało trochę śliny, szybko ją przecieram. Patrzę zawstydzona na Vincenta. 

Przypomina mi się jego reakcja na wieść, że Hailie przeżyła. Wpatrywał się tak intensywnie w lekarza, iż ten zaczął się jąkać. Moim zdaniem było to po nie kąt zabawne. Przypomina mi się też jego spotkanie po tym jak zadzwoniłam i powiedziałam mu, że znalazłam Hailie oraz jak spotkaliśmy się w jego biurze i mnie zatrudnił. Sama nie wiem dlaczego to mi się przypomniało. 

 - Jeśli pani chce może pani iść się przebrać i umyć - powiedział niepewnie Vincent.

 - Nie ma potrzeby posiedzę tu jeszcze chwilę i...- wtedy zdaje sobie sprawę, że nie mam gdzie nocować ani choćby się umyć.

 - Jeśli pani chce może pani zanocować u nas...

 - Bardzo dziękuje, to bardzo miły gest  -  mówię i uśmiecham się do mojego pracodawcy.

- Na pewno mniej miły od pani odwiedzin.

Przez chwilę wydaje mi się, że to co mówił było powiedziane z sarkazmem, ale potem zdałam sobie sprawę, że to było po prostu szczere, chociaż powiedział to mężczyzna z pokerową twarzą i lodowatymi oczami. Próbuje zagaić rozmowę z Vincentem Monetem.

- Jak pan sobie radzi, po operacji Hailie i w ogóle tym zdarzeniu na pana przyjęciu zaręczynowym?

- Nie wiem czemu pani pyta, ale zakładam że z czysto psychologicznych powodów - powiedział Vincent.

 - Proszę pana, pańska siostra o włos nie zginęła i została zgwałcona, nawet się jeszcze nie wybudziła, a pan się pyta dlaczego chcę z panem porozmawiać o nowo nabytych traumach?

 - Tak, chce się dowiedzieć dlaczego pani  o to pyta.

 - Zasada 72 godzin. W tyle czasu należy oswoić się z traumą, bo inaczej będzie ona o wiele bardziej uciążliwa niż teraz.

Patrzy się na mnie, po czym mówi:

 - To proszę mnie z moją oswoić.

Bardzo mnie to zdziwiło, ale w końcu powiedziałam:

 - Proszę, żeby pan opisał co wtedy czułeś kiedy się dowiedziałeś.

Na twarzy Vincenta pojawił się cień smutku i bólu.

 - Siostra mojej matki chciała ją zabić. Nie, chciała aby Hailie zginęła w ten sam sposób co jej siostra. Najpierw zgwałcono moją matkę, dopiero później zabito. Więc to samo stało się Hailie, tyle że zamiast śmierci zraniono ja w brzuch. Czułem wtedy ten sam rodzaj rozpaczy kiedy straciłem matkę. 

 - Ile miałeś wtedy lat? Kiedy ją straciłeś? - pytam bardzo zasmucona jego historią.

- Trzynaście.

Wtedy zauważam, ze po jego policzku spływa łza. Maluteńka, wręcz przezroczysta łza. Nagle zrozumiałam, że Vincent Monet nie jest tylko bogatym biznesmenem bez uczuć, który dba tylko o rodzinę, jest człowiekiem. Z emocjami, które bardzo trudno odnaleźć, ale są. 


                                                                   Notka

Hejo. Mam nadzieję, że podobał się rozdział?? Na początku nie wiedziałam o czym będzie, ale potem samo przyszło. Do zobaczenia :D :D



Zakazany owoc -  Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz