Rozdział 2 Vincent

1.3K 42 7
                                    

Muszę wspominać, że obecna sytuacja z Grace mnie dobija? Jesteśmy zaręczeni! Jak do tego doszło?

 Po pierwsze wcale jej nie kochałem, po drugie była psychopatką i żadne z mojego rodzeństwa jej nie lubiło, a po trzecie powiedzmy sobie prawdę, przez nią nie mogłem mieć szansy na prawdziwą miłość.

 Po niedawnym zerwaniu z nią (nie liczyłem którym) przez chwilę spotykałem się z Elizabeth, która była przemiła. Potem znowu zeszłem się z Grace, ale tym razem poszedłem o krok więcej i jej się oświadczyłem. Co mnie do tego skłoniło? Byłem pijany? Nie. Wróciłem wtedy do domu i zastałem liścik z nazwą hotelu i godziną. Pojechałem tam i zobaczyłem Grace w olśniewającej kreacji. Wytłumaczyła mi, że małżeństwo z nią to jedyny sposób na zachowanie po ożenku stosownego autorytetu i władzy, czy jakoś tak. W tym jednym miała rację małżeństwo z nią to sposób na zachowanie tej samej władzy i autorytetu, który miałem teraz lub nawet zyskanie większego.

Obecnie wracałem razem z Hailie do mojego mieszkania w Nowym Jorku. Dojechaliśmy i od razu zaszyłem się w swojej sypialni, żeby pracować. Jednak nie mogłem się skupić, bo ciągle myślałem o tym, jak mogłem tak zaniedbać zdrowie psychiczne mojej siostry oraz o, Isabel West? O jej oczach w kolorze siana i ciemny blond włosach, o jej  ustach. Boże Vince przestań! Przecież i tak jestem skazany na Grace. Powróciłem do pracy, nie wiedząc z jakiego powodu wyczekując jutrzejszego spotkania. 

                                                                                          . . .

Przyszedłem do biura 30 minut wcześniej. Trochę dlatego że, Isabel mogła też przyjść wcześniej, trochę, bo miałem jeszcze jedną rzecz do załatwienia i, dlatego iż, nie mogłem doczekać się spotkania dziewczyny z niewyjaśnionych powodów. Kiedy Isabel weszła do mojego gabinetu dostałem telefon powiadamiający mnie o jej przyjściu co na pewno dodało mi autorytetu.

Uśmiechnęła się do mnie, była ubrana w prostą beżową sukienkę, włosy miała rozpuszczone i nie miała nałożone dużo makijażu, jedyne co rzucało się w oczy to duża ilość krwistoczerwonej szminki na ustach. Jej oczy w kolorze siana błyszczały.

 Swoim wyglądem kompletnie nie przypominała Grace. Moja narzeczona bardzo dbała o wystarczającą ilość makijażu i lakieru do włosów.

Isabel przy niej wyglądała bardzo naturalnie i, ładnie?

Mój wzrok na chwile powędrował na jej usta, jednak szybko obróciłem go. Teraz kiedy jej się przyjrzałem stwierdziłem, iż wygląda lepiej niż Grace kiedykolwiek wyglądałaby w swoich wymyślnych kreacjach. Isabel usiadła na krześle i powiedziała:

 - Dzień dobry, Isabel West.

 - Witam - powiedziałem tonem przeznaczonym dla firmowych spraw - Zakładam, że wie pani jak się nazywam?

Kiwnęła głową.

 - Poprosiłem panią o  to spotkanie z powodu stanu psychicznego Hailie. Jak pani mówiła moja siostra potrzebuje pomocy terapeuty, który będzie znał się na rzeczy. To co pani zrobiła, udało się pani powstrzymać atak. Chciałbym panią zatrudnić jako terapeutkę Hailie.

Isabel wydawała się  zszokowana. Nie umiała kryć emocji tak dobrze jak Grace, czy ja. 

 - Przepraszam nie mogę przyjąć tej posady, mam już pracę w szpitalu.

Pochyliłem się nad biurkiem i przyjąłem ton jakiego używałem, aby zachęcić kliniętów. 

  - Wie pani, że mam duże środki, a terapię z Hailie będzie pani odbywać tylko trzy razy w tygodniu, więc nie musi pani od razu rzucać pracy.

Widać było, że Isabel mocno się zastanawia. Popatrzyła mi się w oczy. Nikt nigdy nie patrzył się w moje oczy tak jak ona. W jej spojrzeniu było widać pewien rodzaj współczucia, ale nie byłem pewny czy jest on przeznaczony dla mnie czy dla Hailie. 

 - Mam pytanie, czy terapia będzie się odbywać online, czy w pańskim domu w Pensylwanii, czy może Hailie będzie przyjeżdżać do mojego gabinetu w Nowym Jorku? - zapytała sarkastycznie Isabel.

 - Wie pan, że nie jestem najlepsza? Pracuje jako psychiatra w jednym z najgorszych szpitali w NYCu. Tak między nami, dlaczego pan chce mnie zatrudnić?

To jak Isabel mnie ochrzaniła było niesamowite. Przeważnie nie przeszkadzało mi jak ludzie zwracali się do mnie per pan, ale nie chciałem, żeby Isabel do mnie tak mówiła.

 - Vincent proszę - powiedziałem.

To ją kompletnie zbiło z tropu. Nagle jej postawa i spojrzenie przybrało kompletnie inny sposób bycia. Wyglądała na strasznie zmęczoną. Spojrzała na mnie ze skruchą.

 - Wie pan, ja powinnam już wrócić do domu i co ja tu w ogóle robię...

 - 10 tysięcy dolarów - powiedziałem.

 - Co? - wyjąkała Isabel jakby to był żart - to nie jest śmieszne, jakby pan tak uważał.

 - Tyle będzie wynosić pani miesięczna pensja. - powiedziałem -  będzie łączyć się pani z Hailie dwa razy w tygodniu na online, a w sobotę będzie pani przyjeżdżać do Pensylwanii na sesję, zostawać na noc, a potem omawiać stan psychiczny Hailie i wracać do domu.

Podsunąłem do niej dokument na zgodę o pracę. Podpisała go. 

                                                                                 Notka

Cześć kochani! Dzisiaj niestety nie dam już rady napisać kolejnego rozdziału, więc widzimy się po weekendzie. Pa. ( Mam nadzieję, że podobał wam się rozdział) 


Zakazany owoc -  Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz