Rozdział 12 Vincent

880 37 20
                                    

Mógłbym spędzić milion lat wylegując się na kanapie, w mieszkaniu Isabel West. Nawet więcej. 

Po tym jak wróciliśmy, terapeutka mojej siostry włączyła telewizję, i zaczęła przyrządzać pięknie pachnący obiad. W powietrzu dało się wyczuć curry  i bazylię. 

Hailie w tym czasie poszła się przebrać i czytała książkę, a ja rozłożyłem się na kanapie i... myślałem o tym co mnie spotkało i co może się zdarzyć. Mam dziecko! Sam nie wiem co robić, oczywiście już zaproponowałem Anji, możliwe opcje, ale sam nie wiem czy chce być ojcem. Muszę nim być - upominam się w myślach. 

Wolałbym odejść od całej organizacji i... pojechać do Europy lub Azji, oddałbym wszystko za możliwość takiego wyjazdu. Mój spokój przerwał telefon. Wstałem z kanapy i w pośpiechu odebrałem.

 - Cześć Vincent - słyszę głos Willa w słuchawce.

 - Dzień dobry, coś się stało?

Wyobraziłem sobie jak Tony lub Dylan wdał się w bójkę albo Shane miał wypadek. Szybko odepchnąłem te myśli i poczłapałem w stronę korytarza, aby nikt nie słyszał mojej rozmowy z bratem.

 - Nie, ale musisz szybko wracać.

 - Dlaczego? - spytałem zaniepokojony. 

 - Problemy w organizacji.

 - Nie możesz ty ich załatwić?

 - Mógłbym, ale to ty jesteś w organizacji. Nie będą mnie słuchać.

 - Dasz radę - zapewniłem żarliwie brata - jeszcze jeden dzień.

To miejsce strasznie przypominało mi wymarzoną ucieczkę, od świata Monetów.

 - Po co, i tak nie odwiedziliście Lei, wiem o tym, jej matka Cali do mnie dzwoniła.

 - Nie będę odpowiadał, Willu musisz uczyć się władzy, może kiedyś przejmiesz po mnie stanowisko w Organizacji.

 - Raczej twoje dziecko.

 - Rozłączam się.

Wcisnąłem czerwony przycisk na słuchawce i wróciłem do salonu, połączonego z kuchnią. Okazało się, że Isabel i Hailie, już zaczęły jeść obiad. Usiadłem, na wolnym miejscu przy Hailie i nałożyłem sobie ryż i potrawkę z kurczaka. Obiadu nie zrobił kuchmistrz, ale był dobry i lekko pikantny. Kiedy kończyliśmy, Isabel West spytała się mnie:

 - Jak będzie nazywać się dziecko?

 - Nie wiem, nie jestem pewien czy jest moje - mówię. 

Szczerze nawet nie zastanawiałem się nad takimi błahostkami.

 - Chciałbyś, żeby było twoje czy nie?

Zamyślony spoglądam na terapeutkę mojej siostry. Jej jasne oczy błyszczą. Chciałbym, aby moje dziecko miało takie oczy. Co? 

- Chciałbym, ale nie jestem pewien jak będzie wyglądać moja przyszłość razem z nim.

- Będziesz nadawać się na ojca - odezwała się Hailie.

 - O tak - mruczy pod nosem Isabel.

 -  Miło to słyszeć - mówię, sam nie wiem czemu tak mi się zebrało na bycie miłym.

Przez resztę obiadu byliśmy cicho. Kiedy skończyliśmy Isabel West wstawiła naczynia do zmywarki i poszła do swojego pokoju. Po chwili wróciła, z jakąś grą fabularną. 

Usiedliśmy przy stole, na którym jedliśmy obiad i Isabel rozłożyła planszówkę. Zaczęła żarliwie tłumaczyć zasady gry, jej przebieg i jak się wygrywa. 

Zaczęliśmy. Na początku wygrywała Hailie, potem Isabel, ale ostatecznie ja położyłem pionek w miejscu wygranego. Graliśmy, tak długo, aż słońce nie zaszło  i nie zaczęło nam burczeć w brzuchach. Isabel poszła do  sklepu, a Hailie zaczęła czytać książkę. Zadzwonił do mnie wtedy Will i złożył raport z dzisiejszego spotkania organizacji. 

Odpowiadałem tylko monosylabami, a po skończeniu połączenia rozłożyłem się na kanapie i czekałem na powrót Isabel. 

Wtedy zrozumiałem. 

Isabel West nie była już dla mnie tylko terapeutką Hailie. 

Zakochałem się w niej.


                                                  Notka

Rozdział krótki, ale ważny. Mam szybkie pytanko. Napiszecie mi jak nazywa się córka Vincenta w orginalnej wersji rodziny Monet? (Po prostu nie czytam diamentu na Wattpadzie, a potrzebuję tego imienia).

Pozdrowienia!!!!!!!!!!!!

Zakazany owoc -  Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz