Mógłbym spędzić milion lat wylegując się na kanapie, w mieszkaniu Isabel West. Nawet więcej.
Po tym jak wróciliśmy, terapeutka mojej siostry włączyła telewizję, i zaczęła przyrządzać pięknie pachnący obiad. W powietrzu dało się wyczuć curry i bazylię.
Hailie w tym czasie poszła się przebrać i czytała książkę, a ja rozłożyłem się na kanapie i... myślałem o tym co mnie spotkało i co może się zdarzyć. Mam dziecko! Sam nie wiem co robić, oczywiście już zaproponowałem Anji, możliwe opcje, ale sam nie wiem czy chce być ojcem. Muszę nim być - upominam się w myślach.
Wolałbym odejść od całej organizacji i... pojechać do Europy lub Azji, oddałbym wszystko za możliwość takiego wyjazdu. Mój spokój przerwał telefon. Wstałem z kanapy i w pośpiechu odebrałem.
- Cześć Vincent - słyszę głos Willa w słuchawce.
- Dzień dobry, coś się stało?
Wyobraziłem sobie jak Tony lub Dylan wdał się w bójkę albo Shane miał wypadek. Szybko odepchnąłem te myśli i poczłapałem w stronę korytarza, aby nikt nie słyszał mojej rozmowy z bratem.
- Nie, ale musisz szybko wracać.
- Dlaczego? - spytałem zaniepokojony.
- Problemy w organizacji.
- Nie możesz ty ich załatwić?
- Mógłbym, ale to ty jesteś w organizacji. Nie będą mnie słuchać.
- Dasz radę - zapewniłem żarliwie brata - jeszcze jeden dzień.
To miejsce strasznie przypominało mi wymarzoną ucieczkę, od świata Monetów.
- Po co, i tak nie odwiedziliście Lei, wiem o tym, jej matka Cali do mnie dzwoniła.
- Nie będę odpowiadał, Willu musisz uczyć się władzy, może kiedyś przejmiesz po mnie stanowisko w Organizacji.
- Raczej twoje dziecko.
- Rozłączam się.
Wcisnąłem czerwony przycisk na słuchawce i wróciłem do salonu, połączonego z kuchnią. Okazało się, że Isabel i Hailie, już zaczęły jeść obiad. Usiadłem, na wolnym miejscu przy Hailie i nałożyłem sobie ryż i potrawkę z kurczaka. Obiadu nie zrobił kuchmistrz, ale był dobry i lekko pikantny. Kiedy kończyliśmy, Isabel West spytała się mnie:
- Jak będzie nazywać się dziecko?
- Nie wiem, nie jestem pewien czy jest moje - mówię.
Szczerze nawet nie zastanawiałem się nad takimi błahostkami.
- Chciałbyś, żeby było twoje czy nie?
Zamyślony spoglądam na terapeutkę mojej siostry. Jej jasne oczy błyszczą. Chciałbym, aby moje dziecko miało takie oczy. Co?
- Chciałbym, ale nie jestem pewien jak będzie wyglądać moja przyszłość razem z nim.
- Będziesz nadawać się na ojca - odezwała się Hailie.
- O tak - mruczy pod nosem Isabel.
- Miło to słyszeć - mówię, sam nie wiem czemu tak mi się zebrało na bycie miłym.
Przez resztę obiadu byliśmy cicho. Kiedy skończyliśmy Isabel West wstawiła naczynia do zmywarki i poszła do swojego pokoju. Po chwili wróciła, z jakąś grą fabularną.
Usiedliśmy przy stole, na którym jedliśmy obiad i Isabel rozłożyła planszówkę. Zaczęła żarliwie tłumaczyć zasady gry, jej przebieg i jak się wygrywa.
Zaczęliśmy. Na początku wygrywała Hailie, potem Isabel, ale ostatecznie ja położyłem pionek w miejscu wygranego. Graliśmy, tak długo, aż słońce nie zaszło i nie zaczęło nam burczeć w brzuchach. Isabel poszła do sklepu, a Hailie zaczęła czytać książkę. Zadzwonił do mnie wtedy Will i złożył raport z dzisiejszego spotkania organizacji.
Odpowiadałem tylko monosylabami, a po skończeniu połączenia rozłożyłem się na kanapie i czekałem na powrót Isabel.
Wtedy zrozumiałem.
Isabel West nie była już dla mnie tylko terapeutką Hailie.
Zakochałem się w niej.
Notka
Rozdział krótki, ale ważny. Mam szybkie pytanko. Napiszecie mi jak nazywa się córka Vincenta w orginalnej wersji rodziny Monet? (Po prostu nie czytam diamentu na Wattpadzie, a potrzebuję tego imienia).
Pozdrowienia!!!!!!!!!!!!
CZYTASZ
Zakazany owoc - Vincent Monet
Teen FictionIsabel West jest zwyczajną psychoterapeutką, pracującą w zwyczajnym szpitalu, aż pewnego dnia wpada na młodą Monet. Dziewczynie udaje się jakoś opanować atak histerii Hailie. Zaintrygowany Vincent zatrudnia Isabel jako terapeutkę swojej siostry. Sa...