Rozdział 1

1.1K 19 0
                                    


     Kolejna róża spadła na scenę. Szybko ją podnoszę i przerzucam z prawej ręki do lewej. Wiem, że od zbierania ich są ludzie, lecz ja lubię zebrać se kilka na pamiątkę. Mam już w domu takich dziesiątki, gdyż dostaje je po każdym moim występie.  

     Eleganckim krokiem schodzę z punktu widzenia publiczności i jak za każdym razem czekają już tam na mnie ludzie, gotowi mi pogratulować. Czuję na sobie spojrzenie wszystkich. Część do mnie podchodzi i mi gratuluje, natomiast druga część jedynie się do mnie uśmiecha. W tym tłumie nie widzę jednak jednej osoby co sprawia, że mój dobry humor od razu się psuje. 

     - Ty powinnaś się teraz cieszyć i skakać z radości a zamiast tego wyglądasz jakby przed chwilą zmarła ci babcia.

     Szorstki głos Elizy od razu budzi mnie z rozmyśleń.  Stoi i patrzy na mnie jakbym była najgłupszą dziewczyną na świecie, a przecież mam dobry powód żeby nie być w dobrym nastroju.

     - Nie widzę tu Michała... obiecał mi, że będzie na moim występie. 

     - Dziewczyno. Nie pierwszy i nie ostatni raz ci to obiecywał. Ja to na twoim miejscu dawno bym takiego przegoniła! Chłop nie zdaje sobie sprawy co traci nie będąc na twoim występie. No do jasnej cholery przecież ty jesteś Laura Krymczuk! Najzajebistrza primabalerina we wszechświecie! A on to skończony idiota. 

     - Dzięki Liz, może i naprawdę masz rację.. ale to nie takie proste kogoś wyrzucić gdy się go kocha. 

     Zauważyłam jak twarz Elizy nagle spoważniała. 

     - Laura serio ci mówię. Ten facet traktuje cię jak gówno a ty mu na to pozwalasz. Martwię się o ciebie. Powinnaś się cieszyć takimi chwilami, a zamiast tego przejmujesz się chłopem, który nie jest ciebie wart.

     To co mi mówi serio ma sens. Faktycznie Michał nie jest dla mnie najlepszy ale jednocześnie wiem, że on ma też swoje problemy. Może to go po prostu przerasta i musi na kimś wyładować swój stres i frustrację... a ja akurat jestem pod ręką. 

     - Eh, ty zawsze trafiasz w sedno. Dzięki Liz za rady, ale ja muszę już iść. Widzimy się jutro. 

     Pomimo przesłanego przeze mnie uśmiechu Eliza nie uśmiechnęła się z powrotem. Nadal ma na sobie ponury wyraz twarzy. Wygląda na zmartwioną. 


     Wreszcie jestem już pod domem. Dzisiaj był ciężki dzień i bardzo bolą mnie stopy, a jedyne o czym marzę to o ciepłej kąpieli. Takiej z masą bąbelków, świeczkami i kieliszkiem czerwonego wina. 

     Gdy podchodzę do drzwi zauważam, że są otwarte. Na początku denerwuję się, że Michał znowu nie zamknął drzwi, jednak po chwili przypominam sobie, że przecież wczoraj pojechał do swojej matki do Gdańska. Krew we mnie zamiera. 

      Może przyjechał wcześniej?.... O jedyne cztery dni...

      Postanawiam, że wejdę do środka. Próbuję sama siebie przekonać, że jestem przewrażliwiona i że naoglądałam się za dużo filmów. Gdy zapalam światło w wejściu nie zauważam żeby coś wybiegało od normy. 

      Po chwili kontem oka zauważam coś czarnego w rogu pokoju. Zastygam w miejscu. 

      To jest człowiek.

      Nie odwracam się w jego stronę. Wiem, że to nie może być Michał ponieważ osoba, która za mną stoi jest tak wysoka i wielka, że aż staram się nie poszczać. 

      W pewnym momencie widzę jak gwałtownie się poruszył, ale za nim zorientowałam się co się stało przyłożył mi do twarzy chustę. 

      No i tak umarłam. 

      Chociaż przynajmniej tak przez chwilę  pomyślałam. Tak naprawdę to musiała być nasiąknięta chloroformem bo tak trochę mi się przysnęło. 

Gra na czasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz