Cisza.
Powoli otwieram oczy, niepewna co poszło nie tak. Widzę przed sobą Yakovicha stojącego z uśmiechem na twarzy.
Dlaczego ten walony pistolet nie wystrzelił?
Naciskam spust jeszcze raz, ale ponownie, nic się nie dzieje.
- Nie zdążyłem go jeszcze dzisiaj naładować.
Chcę mu jeszcze raz przywalić. Dobrze wiedział, że magazynek jest pusty, ale i tak nic nie powiedział. Czuję się trochę upokorzona.
W przypływie złości rzucam w niego tym pistoletem. Trafia w jego pierś i z hukiem pada na podłogę. Po chwili Yakovich wybucha śmiechem.
- Idiota. - mówię zażenowana po czym odwracam się na pięcie z zamiarem pójścia z powrotem do łóżka, ale... zapominam, że jestem ranna. Cały ciężar mojego ciała przenoszę na moją prawą nogę. Wydaję z siebie głośny krzyk i chwytam się za udo, co jeszcze bardziej zwiększa poziom bólu. Opieram plecy o ścianę i staram się nie osunąć na podłogę.
Blondas już się nie śmieje. Wygląda tak, jakby przed chwilą co sobie przypomniał, że zostawił włączone żelazko, podczas gdy w domu nikogo nie ma. Podchodzi do mnie, chwyta za ramie i zaczyna prowadzić w stronę łóżka. Przez chwilę nie rozumiem co się dzieje, ale po kilku sekundach wraca do mnie świadomość.
Odpycham go od siebie.
- Nie dotykaj mnie!
Staram się zabić go wzrokiem, ale mi nie wychodzi. Patrzy mi prosto w oczy. Wygląda, jakby był.. zły? Bo co? Pewnie zraniłam mu ego, bo żadna inna kobieta nigdy jeszcze nie odmówiła od niego pomocy.
- Nie wygłupiaj się.
Chwyta z powrotem moje ramie. Tym razem mocniej. Tak mocno, że aż zaczyna mnie to boleć.
- Puść mnie do cholery! - staram się mu wyrwać, ale bez skutku. - Najpierw do mnie strzelasz, a po tym się o mnie troszczysz. Brzydzę się tobą.
Widzę jak krew odpływa mu z twarzy. Nie rozumiem, o co mu chodzi.
Czuję, że zaciska swoją dłoń mocniej.
- Puść mnie! To boli!
Puszcza. Podnoszę wzrok, aby na niego spojrzeć i... zamieram. Wygląda, jakby chciał kogoś zabić. Nieprzytomnym wzrokiem wpatruje się w moją twarz.
Wdech i wydech. Nie daj się zastraszyć.
Odwracam się i utykając, idę w stronę łóżka. Dopiero wtedy przypominam sobie, o obecności tego lekarza. Musieliśmy odstawić nie złe przedstawienie.
Głupio mi. Staram się nie patrzeć mu w oczy i skupić się na nagle najciekawszym przedmiocie w tym pokoju: szklance wody.
- Mam nadzieję, że nie będzie już pani tak wstawała i chodziła jak się pani żywnie podoba. Musi pani leżeć w łóżku i odpoczywać, inaczej szwy mogą pęknąć.
- Oczywiście. To już się nie powtórzy.
Posyłam mu przelotni uśmiech, ale chyba go nie zauważa.
Kontem oka nadal widzę Yakovicha. Patrzy na mnie, ale nic nie mówi. Nie wiem, o co mu chodzi, przecież to ja powinnam być zła. Facet mnie postrzelił, a teraz to on się dąsa. Jest nie możliwy.
Posyłam mu równie gniewne spojrzenie.
Wzdycha.
- Mam ci coś ważnego do powiedzenia. - Z jakiegoś powodu zaczynam się bać. - Od dzisiaj nie będziesz trzymana w piwnicy.. tylko tutaj.
Co?
- Skoro i tak wydostałaś się z niej bez większego problemu, to nie widzę sensu, abyś nadal miała tam być. - nie wierzę w ani jedno słowo, które przed chwilą wyszło z ust tego człowieka. - Jedzenie nadal będzie ci przynoszone, bo powinnaś chodzić jedynie, kiedy to konieczne. Łazienka znajduję się za tymi suwanymi drzwiami, jeżeli chcesz to ktoś może przychodzić i ci pomagać w dojściu do niej.
Nie rozumiem go.
On musi mieć jakąś dwubiegunowość.
Czy ten dziwny upgrade warunków mieszkaniowych jest taką rekompensatą za to, że dosłownie mnie postrzelił? Zabawne.
- Przestań ściemniać. Jaki jest prawdziwy powód przeniesienia mnie tu?
Wygląda na zaskoczonego tym pytaniem.
- Przed chwilą ci powiedziałem.
Przewracam oczami.
- Pewnie.
Nic nie odpowiada.. po prostu mi się przygląda. Po chwili odchrząkuje i wychodzi.
Nie potrafię go zrozumieć. Chociaż.. chyba nie powinnam się nawet starać.
Co mi to da.
I tak muszę się stąd wynieść.
CZYTASZ
Gra na czas
RomanceJak do tego doszło, że Laura - zwyczajna dziewczyna - została zaangażowana z mafią , na której czele stoi niestety przystojny, błękitno oki mężczyzna? Zawsze szerokim łukiem unikała takich facetów, jednak tym razem ciężko będzie jej się wydobyć z ob...