Rozdział 10

335 12 7
                                    


     Cisza. 

     Powoli otwieram oczy, niepewna co poszło nie tak. Widzę przed sobą Yakovicha stojącego z uśmiechem na twarzy. 

     Dlaczego ten walony pistolet nie wystrzelił?

     Naciskam spust jeszcze raz, ale ponownie, nic się nie dzieje. 

     - Nie zdążyłem go jeszcze dzisiaj naładować. 

     Chcę mu jeszcze raz przywalić. Dobrze wiedział, że magazynek jest pusty, ale i tak nic nie powiedział. Czuję się trochę upokorzona. 

     W przypływie złości rzucam w niego tym pistoletem. Trafia w jego pierś i z hukiem pada na podłogę. Po chwili Yakovich wybucha śmiechem. 

     - Idiota. - mówię zażenowana po czym odwracam się na pięcie z zamiarem pójścia z powrotem do łóżka, ale... zapominam, że jestem ranna. Cały ciężar mojego ciała przenoszę na moją prawą nogę. Wydaję z siebie głośny krzyk i chwytam się za udo, co jeszcze bardziej zwiększa poziom bólu. Opieram plecy o ścianę i staram się nie osunąć na podłogę. 

     Blondas już się nie śmieje. Wygląda tak, jakby przed chwilą co sobie przypomniał, że zostawił włączone żelazko, podczas gdy w domu nikogo nie ma. Podchodzi do mnie, chwyta za ramie i zaczyna prowadzić w stronę łóżka. Przez chwilę nie rozumiem co się dzieje, ale po kilku sekundach wraca do mnie świadomość.  

     Odpycham go od siebie. 

     - Nie dotykaj mnie! 

     Staram się zabić go wzrokiem, ale mi nie wychodzi. Patrzy mi prosto w oczy. Wygląda, jakby był.. zły? Bo co? Pewnie zraniłam mu ego, bo żadna inna kobieta nigdy jeszcze nie odmówiła od niego pomocy.

     - Nie wygłupiaj się. 

     Chwyta z powrotem moje ramie. Tym razem mocniej. Tak mocno, że aż zaczyna mnie to boleć. 

     - Puść mnie do cholery! - staram się mu wyrwać, ale bez skutku. - Najpierw do mnie strzelasz, a po tym się o mnie troszczysz. Brzydzę się tobą. 

     Widzę jak krew odpływa mu z twarzy. Nie rozumiem, o co mu chodzi.

     Czuję, że zaciska swoją dłoń mocniej. 

      - Puść mnie! To boli!

       Puszcza. Podnoszę wzrok, aby na niego spojrzeć i... zamieram. Wygląda, jakby chciał kogoś zabić. Nieprzytomnym wzrokiem wpatruje się w moją twarz. 

       Wdech i wydech. Nie daj się zastraszyć. 

       Odwracam się i utykając, idę w stronę łóżka. Dopiero wtedy przypominam sobie, o obecności tego lekarza. Musieliśmy odstawić nie złe przedstawienie. 

       Głupio mi. Staram się nie patrzeć mu w oczy i skupić się na nagle najciekawszym przedmiocie w tym pokoju: szklance wody. 

       - Mam nadzieję, że nie będzie już pani tak wstawała i chodziła jak się pani żywnie podoba. Musi pani leżeć w łóżku i odpoczywać, inaczej szwy mogą pęknąć. 

       - Oczywiście. To już się nie powtórzy. 

       Posyłam mu przelotni uśmiech, ale chyba go nie zauważa. 

       Kontem oka nadal widzę Yakovicha. Patrzy na mnie, ale nic nie mówi. Nie wiem, o co mu chodzi, przecież to ja powinnam być zła. Facet mnie postrzelił, a teraz to on się dąsa. Jest nie możliwy. 

       Posyłam mu równie gniewne spojrzenie. 

       Wzdycha. 

       - Mam ci coś ważnego do powiedzenia. - Z jakiegoś powodu zaczynam się bać. - Od dzisiaj nie będziesz trzymana w piwnicy.. tylko tutaj. 

      Co?

     - Skoro i tak wydostałaś się z niej bez większego problemu, to nie widzę sensu, abyś nadal miała tam być. - nie wierzę w ani jedno słowo, które przed chwilą wyszło z ust tego człowieka. - Jedzenie nadal będzie ci przynoszone, bo powinnaś chodzić jedynie, kiedy to konieczne. Łazienka znajduję się za tymi suwanymi drzwiami, jeżeli chcesz to ktoś może przychodzić i ci pomagać w dojściu do niej. 

      Nie rozumiem go. 

      On musi mieć jakąś dwubiegunowość. 

      Czy ten dziwny upgrade warunków mieszkaniowych jest taką rekompensatą za to, że dosłownie mnie postrzelił? Zabawne. 

      - Przestań ściemniać. Jaki jest prawdziwy powód przeniesienia mnie tu? 

     Wygląda na zaskoczonego tym pytaniem. 

      - Przed chwilą ci powiedziałem. 

      Przewracam oczami.

      - Pewnie. 

      Nic nie odpowiada.. po prostu mi się przygląda. Po chwili odchrząkuje i wychodzi. 

      Nie potrafię go zrozumieć. Chociaż.. chyba nie powinnam się nawet starać.

      Co mi to da.

      I tak muszę się stąd wynieść. 

     

Gra na czasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz