Rozdział 24

237 5 3
                                    


     - Przejdź do rzeczy albo się rozłączam. 

     Zastanawiam się po co w ogóle do mnie zadzwonił. Dziwak.

     - Auć, myślałem, że może porozmawiamy trochę. Nie widziałem cię całą wieczność.. kiedy to ostatnio było? Ah tak, wczoraj.

     Słyszę jakieś śmiechy w tle. Ależ on jest zabawny, nic tylko boki zrywać. 

     - Żegnaj-

     - Nie!.. nie rozłączaj się, już przechodzę do konkretów. - nastaje krótka cisza. - Chcę z tobą zawrzeć układ. 

     Ciekawe. 

     Przerzucam wzrok na Elizę, która posyła mi pytające spojrzenie. 

     W odpowiedzi wyszeptuję jej:

     - Nie mam bladego pojęcia. 

     Odwracam teraz wzrok na Yakovicha, który nadal na mnie patrząc, popija se szampana. 

     - Co masz przez to na myśli? 

     Odstawia kieliszek na bok.

     - Nadal nie wiesz pewnych rzeczy o tej kupie gówn- znaczy, twojego Michałka... na przykład, że wywodzi się z bogatej rodziny. 

      Przyznam, że jestem lekko zaskoczona. Ale do czego on zmierza?

     - Mów dalej.

     Słyszę jak odchrząkuje.

     - Jego rodzina odwróciła się od niego, gdy doszedł do wniosku, że chce zostać... hipisem? Chociaż w pewnym sensie nie odrzucili go tak całkowicie. Czasami przyjeżdża na większe zebrania rodzinne, lub różne imprezy. W każdym razie nic o nim nie wiedzą, na przykład tego, że ma żonę i dziecko na drugim końcu kraju. 

     Podświadomie zaczynam trochę zwalniać.

     - Dobra, ale jaki ma to związek ze mną? 

     - Za sześć dni w Krakowie, z okazji siedemdziesiątych drugich urodzin jego babki, odbędzie się bal. Będzie on na jednej z wielu posesji, które ta rodzina posiada. Teraz do czego zmierzam. - słyszę, że bierze głębszy wdech. - Chcę abyś tam z nim poszła i ukradła wszystko co uznasz za najcenniejsze. 

     Przez chwilę siedzę w bezruchu. 

     - Co ty przed chwilą powiedziałeś? Ty... Ty chcesz żebym kogoś okradła!? 

     - Dokładnie tak. 

     Uderzam się dłonią w czoło. 

     - Pojebało cię! A co jak się nie zgodzę!? 

     Następuje chwila ciszy.

     - No cóż..

     I nagle gdy wyjeżdżam zza zakrętu, zauważam rozstawione na wszystkich pasach czarne range rovery. Na szczęście nie stoją za blisko więc zdążam w porę zahamować. 

     Słyszę głos Elizy. 

     - Japierdole Laura mało przed chwilą nie umarłyśmy!

     Ciężko dyszę.

     - Miałaś się nie odzywać. 

     - A pierdolić nie odzywanie się i tak przed chwilą przypadkowo się rozłączyłam!

     Zauważam, że wychodzi pełno minionów Yakovicha z samochodów. 

     - Dobra... Laura, co my teraz zrobimy. Ci faceci nie wyglądają na przyjaznych.

     Biorę głęboki wdech. 

     - Wychodzimy. 

     Eliza przykłada rękę do twarzy.

     - No chyba cię pojebało! 

     - Nie mamy wyjścia. 

     Patrzę jej prosto w oczy. Jest wyraźnie zestresowana, ale co ja poradzę. Też nie chcę tam wyjść.

     - Nie wierzę... dobra. Chodźmy. 


     ~~~

     Stoję oparta plecami o samochód, podczas gdy Eliza nerwowo chodzi w tą i z powrotem przede mną. 

     Czekamy. 

     I w pewnym momencie zauważam, że drzwi mercedesa się otwierają, a z samochodu wychodzi Yakovich. Eliza staje w miejscu. 

     Psychol nie trzyma już kieliszka w dłoni, oraz nie wygląda na rozbawionego. 

     Ma na sobie czarny golf, a na niego zarzucony jest równie ciemny, długi płaszcz. Oczywiście musiał również założyć czarne spodnie w kant oraz swoje pantofle. 

     Podchodzi do nas bliżej, z dziwnym spojrzeniem skierowanym na Elizę. 

     - Ty musisz być Elizabeta Skovronov. 

     Gdyby spojrzenie mogło zabijać, to Yakovich leżałby teraz martwy.

    - A ty musisz być dupkiem, który porwał Laurę. 

    Psychol w odpowiedzi się uśmiecha. 

    - Tak, to ja. 

    Postanawiam się odezwać. 

   - Wracając do tej twojej propozycji. Co jeżeli ja się nie zgadzam? 

   Przerzuca wzrok na mnie. 

   - Cóż... albo cię zabiję, albo będziesz więziona przez następne pół roku, aż twój hipis nie odda pieniędzy. Ah i spokojnie, tym razem byłabyś o wiele lepiej pilnowana. Oczywiście przy okazji warunki byłyby również gorsze. 

     Przechodzi mnie dreszcz. 

     - ... Powiedziałeś, że masz do zaproponowania mi układ. W takim razie co ja będę z tego miała... z okradnięcia ludzi. 

     Yakovich przez chwilę udaje, że się zastanawia.

     - Hm.. no cóż.... wolność? 


     Te ostatnie słowo uderzyło mnie z liścia. 

     Wolność.... 

     Wolność.

     Wolność? 

    

     

     

     

     


Gra na czasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz