Rozdział 15

278 12 4
                                    


     - Czyli ja jestem... po prostu twoją kochanką? 

     Blondas nadal się śmieje.

     - Laura, ty jesteś więcej niż jakąś kochanką! Ja cię kocham! Bardziej niż swoją własną żonę!

     W dupie mam kogo bardziej kochasz. 

     - Przez cały ten czas prowadziłeś podwójne życie. Jak ty tak kurwa mogłeś Michał. - staram się nie płakać - Za każdym razem gdy jeździłeś do Gdańska odwiedzić matkę, to tak naprawdę jeździłeś do swojej żony i dziecka? 

     - Ja... przepraszam Laura. Ja nie chciałem cię nigdy okłamywać. Nie wiedziałem co mam zrobić.

     Nie mogę tak dłużej. Gdy mnie przeprasza to z każdą chwilą chce mi się co raz bardziej ryczeć.

     - Nie chcę tego słuchać. Po prostu oddaj te pieniądze i o sobie zapomnijmy. Wróć do swojego życia w Gdańsku. Do swojej żony i syna. Tak będzie najlepiej dla nas obu. 

     Dlaczego moje życie musi tak wyglądać?

     - Laura proszę... ja cię kocham.

     Yakovich nie przestaje się śmiać. Trzymajcie mnie. 

     - Michał mógłbyś zaczekać chwilkę? 

     Nie czekając na odpowiedź, odsuwam słuchawkę od ucha i zatykam jej dolną część dłonią. 

      - Blondasie jak matkę kocham, jeżeli zaraz nie zamkniesz mordy to ci przywalę.

     Od razu przestaje się śmiać. Wygląda na zaskoczonego. 

     No tak. Znowu to powiedziałam na głos. 

    Tym razem jednak, mnie to nie obchodzi.

     - Czy ty mnie nazw-

     - Tak a teraz siedź cicho.

     Przysuwam z powrotem słuchawkę do ucha i biorę głęboki wdech.

     - Michał, jak już mówiłam, spłać tą waloną pożyczkę i idź żyj własnym życiem. Nie widujmy się już. To koniec z nami. 

     Myślałam, że ciężej mi pójdzie powiedzenie tego nagłos, ale z jakiegoś powodu nie poczułam się z tym aż tak źle.

     - Nie rób mi tego... Laura.. słońce.. proszę cię. 

     Nie mogę.

     - Oddaj pieniądze jak najszybciej bo nie wytrzymuję tu. A teraz żegnaj Michał. 

     Od razu odkładam słuchawkę. 

     Nie płacz. Nie upokarzaj się przed tym facetem na kanapie. 

     Muszę stąd jak najszybciej wyjść zanim się rozkleję. 

     Lekko wzdycham i zaczynam iść w stronę drzwi. Nie zerkam nawet na Yakovicha. Nie chcę teraz na niego patrzeć. 

     - Laura, poczekaj! 

     Zatrzymuję się. Odwracam się w lewo by na niego spojrzeć. Od razu jak to robię to wstaje z kanapy i do mnie podchodzi.

      Ponownie stoimy blisko siebie. 

     Facet powinien poduczyć się trochę na temat przestrzeni osobistej. 

     - Powinienem był ci powiedzieć na początku. Nie chciałem abyś dowiedziała się w taki hujowy sposób. 

     - Nie powinno cię to obchodzić.. 

     Lekko spuszcza wzrok. 

     - Masz rację... nie powinno.

     Naprawdę go nie rozumiem. Dlaczego on się tak dziwnie zachowuje?

     - Ja już powinnam iść.. Nie czuję się najlepiej.

     Z powrotem podnosi wzrok.

     - Źle się czujesz? Może chcesz jakieś tabletki? Mogę powiedzieć pani Ja- w sensie Rejowi aby ci coś przyniósł.

     Dziwak. Troskliwy, ale nadal dziwak. 

     - Nie... ja.. po prostu muszę pobyć trochę sama. Ta cała sytuacja z Michałem nie najlepiej na mnie wpłynęła.

     Staram się uśmiechnąć, ale mi nie wychodzi.

     - Ah.. no tak. Idź.

     Tym razem zmuszam się do poprawnego uśmiechu i zaczynam iść w stronę drzwi.

     Kładę dłoń na klamce, gdy naglę się zatrzymuję. Odwracam głowę w stronę Yakovicha.

     - Wiesz... powinieneś częściej do mnie przychodzić. Nie mam z kim rozmawiać.

     Wygląda na lekko zaskoczonego, ale kącik jego ust i tak się unosi.

     - Będę.

     Otwieram drzwi i wychodzę.

     Przed drzwiami nie ma już Reja i łysola. Stoją jacyś randomowi faceci. Wymijam ich i idę dalej.

     Jednak gdy idę tak korytarzem nie mogę przestać się do siebie uśmiechać.


     Gdy wychodziłam, blondas się zarumienił.

     Bawi mnie to... 

     Dowódca mafii. Dobre.

     

Gra na czasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz