Rozdział 36

130 6 2
                                    


     Budzi mnie oślepiający blask słońca padający prosto na moje oczy. Przez moment nie wiem jakim cudem do tego doszło, gdyż w pokoju, w którym spałam od ostatnich dwóch tygodni okno było skierowane na zachód. Szybko jednak przypomniałam sobie, że nie znajduję się już w domu Yakovicha, a w domu mojego byłego... który (ciągle o tym zapominam) w cale nie jest już moim byłym. Powalone jest to wszystko. 

      Obracam się na drugi bok, żeby sprawdzić czy Michał już wstał, lecz ku mojemu zdziwieniu widzę jedynie nienaruszoną kołdrę. Podnoszę się i zaczynam się rozglądać po pokoju nie wiedząc w sumie po co. Przez chwilę wpadła mi myśl do głowy, że może zostawił mi jakiś liścik, ale nigdzie go nie znajduję. Wstaję z łóżka i otwieram drzwi od pokoju wychylając głowę na korytarz. Wytężam słuch ale w całym domu nie słychać żywej duszy. Schodzę na dół do kuchni i zaczynam przygotowywać sobie śniadanie. Nie pamiętam kiedy sama ostatnio je sobie robiłam. Od ostatnich kilku tygodni jedzenie było mi przynoszone i pomimo tego, że nie ode mnie zależało co dostanę to i tak jakimś cudem przynosili mi to co zazwyczaj jadam. Tym cudem byli pewnie ludzie Yakovicha, którzy obserwowali mnie gdy jeszcze miałam normalne życie. 

     Stawiam patelnie na kuchence i rozbijam na nią jajka by zrobić jajecznice, gdy słyszę dzwonek do drzwi. Serce mi na chwilę staje. Kto mógłby dzwonić o dziewiątej rano? Przecież nie Michał bo facet powinien mieć klucz do własnego domu. Może to kurier? 

    Podchodzę do drzwi i zerkam przez wizjer. Przed drzwiami stoją ci sami mężczyźni, którzy śledzili nas wczoraj tym srebrnym samochodem. 

    Czuję jak serce zaczyna mi bić szybciej. Nie wiem co robić. Otworzyć im i ryzykować tym, że po prostu mnie przechwycą i wsadzą do vanu? 

    Po piętnastu sekundach zauważam, że wyższy facet ponownie wciska dzwonek. 

    - Pani Krymczuk, wiemy że pani tam jest! 

    Czy ten facet przed chwilą nazwał mnie "panią Krymczuk"? Co tu się dzieje? Dlaczego jakiś goryl z zoo Yakovicha odnosi się do mnie po nazwisku? I w dodatku jako pani.

    - Nic pani nie zrobimy, proszę nam zaufać! 

    Boki zrywać. 

   - Dlaczego miałabym wam ufać!? Dobrze wiem dla kogo pracujecie i nie mam zamiaru wam otwierać tych drzwi! Jeżeli zaraz stąd nie pójdziecie to zadzwonię na policje! 

    Widzę jak ten niższy szepcze coś do ucha drugiemu, po czym ten kiwa głową.

    - Wzywaniem policji nic pani nie wskóra! My jesteśmy tu po to, żeby pani coś doręczyć! A zapewniam, że chciałaby się pani pośpieszyć z dostaniem tego bo jeżeli pani chłopak zauważy to zajście będzie pani postawiona w przykrej sytuacji! 

     Nie wiedząc już zupełnie co o tym wszystkim myśleć i co mam robić postanawiam, że zachowam się jak ta skończona idiotka. Sięgam do szafki po zapasowy klucz i otwieram drzwi. 

    Przez chwilę stoję za otwartymi drzwiami wychylając głowę na tyle by ich widzieć, lecz by mieć schowaną drugą połowę swojej twarzy. Następne pięć sekund stoimy w zupełnej ciszy. Ja, nie mająca pojęcia co może się zaraz wydarzyć, gotowa do natychmiastowej ucieczki i oni, wpatrujący się we mnie ze zdziwieniem na twarzach. W ich oczach muszę wyglądać idiotycznie, jak małe nieśmiałe dziecko próbujące schować się za nogami mamy, tylko w tym przypadku moimi nogami są ogromne drewniane drzwi, a ja wcale się nie wstydzę, tylko panicznie się boję. 

    - Eeee... ekhem, tak więc pani Krymczuk przynieśliśmy pani pewne pudełko od pana Yakovicha. Nie jesteśmy zupełnie pewni co się w nim znajduje, ale nasz szef zapewniał nas, że jak pani je zobaczy to zrozumie o co chodzi. 

     Niższy facet pochyla się na bok i podnosi kartonowe pudło stojące na podłodze. Wyciąga ręce trzymające opakowanie czekając aż je wezmę, ale ja przez chwilę stoję w osłupieniu. To te samo pudło, które Yakovich podarował mi tego dnia gdy między nami mało nie doszło do- 

     Przechodzi mnie mały, lecz nieprzyjemny dreszcz. Szybko wyciągam ręce i zabieram pudełko od mężczyzny. Jestem już o wiele spokojniejsza wiedząc, że to co teraz trzymam nie jest jednak jakąś bombą, a jedynie całym pięknym strojem na dzisiejszy bal. 

     - No cóż... dziękuję, że mi to przywieźliście, ale jak ja wytłumaczę to Michałowi? 

     Dwaj mężczyźni zerkają na siebie po czym ten, który podał mi pudełko wsadza rękę do kieszeni od spodni i wyciąga z niej telefon. 

     Mój telefon. 

     - Co do... Co to ma do cholery znaczyć? 

     - Pan Yakovich już załatwił pani wytłumaczenie. 

     Facet podaje mi telefon do ręki po czym z lekkim niepokojem spogląda na swojego towarzysza. Odblokowuję ekran i pierwsze co robię to otwieram wiadomości. Na samej górze zauważam imię Michała po czym klikam na nie. Moim oczom ukazuje się cała, ponad dziesięciominutowa, konwersacja z tego ranka, którą ja pierwszy raz widzę na oczy. Przewijam do góry i zaczynam ją czytać od początku podczas gdy dwaj mężczyźni w spokoju stoją i czekają aż skończę. 

     W pierwszych wiadomościach "pisałam" z Michałem o tym, gdzie on się teraz znajduje. Okazuje się, że pojechał na policję zgłosić, że ktoś wybił mu szybę w samochodzie. Po tym "pisaliśmy" o tym, co już dawno ja z Yakovichem zdołaliśmy już ustalić. Michał napisał mi, że dzisiaj wieczór wyjeżdża i że nie będzie go do rana, na co "ja" odpisałam mu, że nie chcę zostawać sama i nadal boję się o swoje bezpieczeństwo. Chłop dość szybko przystał na to, że zabierze mnie ze sobą. Podejrzewam, że to przez poczucie winy i myśl, że może być odpowiedzialny za moją nową traumę. Na koniec napisał mi, że kupi mi odpowiedni strój na tą okazję, na co "ja" odpisałam, że sama mogę sobie go ogarnąć. 

     Na tym konwersacja się skończyła. 

     Z niedowierzaniem patrzę na dwóch mężczyzn, którzy nie potrafią zachować neutralnej miny i również patrzą na mnie jakby było im głupio. Chowam telefon do kieszeni i przez kolejne kilka sekund stoję nie wiedząc co powiedzieć. 

     - No to my będziemy już iść... do widzenia pani. - powiedział niższy po czym obaj się odwrócili i zaczęli odchodzić. 

     - Do... do widzenia. - odpowiadam, ale tak cicho, że nawet mnie nie usłyszeli. 


      Zamykam drzwi i natychmiastowo uderza mnie zapach spalenizny.

      - Kurwa, jajecznica! 



.

.

.

[ Łuhu w końcu rozdział po dwóch miesiącach przerwy! Nie mam wytłumaczenia na moją aż tak długą przerwę. Po części strasznie mi się nie chciało za to brać, a z drugiej strony zupełnie nie miałam pomysłu jak ten rozdział napisać. Ale wróciłam!! I teraz postaram się w miarę regularnie pisać te rozdziały :)) Miłego dnia lub nocy, a przede wszystkim szczęśliwych wakacji!!] 

Gra na czasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz