Rozdział 23

214 7 11
                                    


     Dla upewnienia się zaglądam w lusterko, jedynie by zobaczyć, że faktycznie trochę dalej za nami jedzie czarny mercedes. 

     Staram się nie panikować. Przecież nie ma pewności, że to on. 

     - To pewnie tylko burżujostwo jedzie do Warszawy. - mówię Elizie by zaspokoić, nie jej, a moje nerwy. 

     Kontem oka zauważam, że patrzy na mnie niepewnie. Jej spojrzenie mogło by mi wywiercić dziurę w skroni.

     Postanawiam, że trochę przyspieszę i zobaczę jak auto za nami zareaguje. Zmieniam bieg na szóstkę i naciskam niewiele mocniej gaz. Eliza znowu odwraca na mnie wzrok.

     - Po co przyspieszasz? Przecież to "tylko burżujostwo jadące do Warszawy". 

     Przewracam oczami.

     - Upewniam się. 

     Z powrotem zerkam na lusterko i ku mojemu zdziwieniu, odległość między naszym samochodem a tamtym wcale się nie zmniejszyła. 

     Wdech i wydech. To jeszcze o niczym nie świad-

     - Ono jest jakoś bliżej, czy mi się wydaje? 

     Boże, Eliza. Ty to wiesz kiedy coś powiedzieć. 

      Z niechęcią, a jednocześnie lekkim przerażeniem jeszcze raz spoglądam na lusterko. No i faktycznie. Czarny mercedes aktualnie siedzi nam na dupie. 

     Wdeeech i wyyydech. 

     - Nie wydaje ci się... ale to jeszcze nic nie znaczy. 

     Eliza unosi jedną brew. Jej twarz ma teraz komiczny wyraz, ale to nie czas na śmianie się z takich rzeczy. 

     - Dziewczyno, nie wiem jakich jeszcze dowodów potrzebujesz, aby się przekonać, że... - urywa na chwilę, jakby dopiero zdała sobie sprawę z tego co chciała właśnie powiedzieć. - że.. mamy ogon. 

      Gdy usłyszałam to z jej ust, przeszedł mnie wielki, nieprzyjemny dreszcz. 

      Ale... trzeba coś z tym zrobić. 

     Zaciskam ręce mocniej na kierownicy i gwałtownie przyciskam gaz. Nasze ciała lecą do tyłu, mocno wbijając się w siedzenia. Zaglądam na licznik. Sto czterdzieści na godzinę. Pomimo tego, że jedziemy autostradą i nie powinnam się tym przejmować, to czuję gulę w gardle. Nigdy nie jechałam tak szybko.

     - Jestem z ciebie dumna Laura, że wreszcie jedziesz szybciej niż pięćdziesiąt na godzinę. - mówi to aż przesadnie wyraźnym sarkazmem.

     - Ale jesteś zabawna El. 

      Kontem oka zauważam jedynie, że się uśmiecha. 

      Nagle wzrok przerzucam z Elizy, na lusterko po mojej lewej, oczekując, że zobaczę mercedesa daleko w oddali. Jednak zamiast widzieć go na horyzoncie, zauważam, że nadal siedzi mi na dupie. W pewnym momencie zmienia pas na lewy i zaczyna lekko przyspieszać by się z nami wyrównać. 

     - Boże, Laura co on kurwa robi?! 

     - A skąd mam to wiedzieć! Pojebany jakiś!

     Z przerażeniem obserwuję jak samochód się z nami wyrównuje. Co chwilę przerzucam wzrok to na drogę, to na mercedesa. Gdy na chwilę, przyglądam się pojazdowi dłużej, zamieram. Za kierownicą i w miejscu pasażera siedzą dwaj wielcy faceci w garniakach. 

     - Eliza.. mamy przejebane. 

     - O co chodzi? 

      Słyszę wyraźne przerażenie w jej głosie.

     - To są ludzie tego psychola. 

     Nic nie odpowiada, ale nie musi. Wiem co sobie teraz myśli. To samo co ja. " Jesteśmy w dupie."

     Zauważam, że okna z tyłu pojazdu są mocno przyciemniane. Tak mocno, że gdy teraz jest już ciemno, to wyglądają jakby ich tam nawet nie było. 

     W pewnym momencie okno zaczyna się uchylać, a za nim siedzi .. o n . Yakovich, cały na czarno z lampką szampana w jednej ręce, a z telefonem w drugiej. Uśmiecha się do mnie jakbym przed chwilą powiedziała jakiś zabawny żart... a nie zwiała z jego domu. 

     - Przypatrz się El. To jest człowiek, który mnie porwał. 

     Nie widzę twarzy Elizy, ale mogę ją sobie wyobrazić. Pewnie ma teraz wytrzeszcz jak nigdy.

     - Weź wjedź w ten pierdolony samochód!

     Stukam się dłonią w czoło.

     - Pomyśl przez chwilę. Jeżeli uderzyłabym teraz w niego, to wszyscy byśmy wylądowali na cmentarzu. Przy takiej prędkości nie wyjdziemy z tego cało.

     Z powrotem zerkam na Yakovicha. Macha do mnie telefonem, na którym jest wykonywane... połączenie? 

     I w tym właśnie momencie zaczyna dzwonić mi telefon. 

     - Dobra sytuacja prezentuje się tak: odbierzesz teraz ten telefon, włączysz na głośno mówiący, a ja sobie z nim porozmawiam. Tylko jak matkę kocham, masz nie pisnąć ani słowa. 

     Szybko przytakuje po czym sięga po telefon. Kontem oka zauważam jak odbiera i od razu włącza na głośno mówiący. 

     Przez krótką chwilę, która była dla mnie wiecznością, była cisza. 

     I nagle słyszę ten głos. 

     - Miło cię znowu widzieć, kochanie. 

     

     

Gra na czasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz