Rozdział 30

186 5 0
                                    


     Po kilku minutach Alex przynosi mi jedzenie i siada obok mnie na kanapie. Przez dłuższy czas nic do siebie nie mówimy tylko wpatrujemy się w ekran telewizora, na którym nadal leci Magda Gessler. 

     - Często tak oglądasz kuchenne rewolucje? 

     Przechodzi mnie nagły dreszcz, ponieważ na chwilę zapomniałam, że on jeszcze tutaj jest.

    - Tak. Możesz uznać to za dziwne, ale działają na mnie uspokajająco. 

    Na twarzy Yakovicha pojawia się krótki, prawie nie zauważalny uśmieszek. 

     - Bawi cię to? - mówię z ironią w głosie. 

     - Tylko trochę. 

     Przewracam oczami i szybko wracam do oglądania. Przynajmniej próbuję. Tak naprawdę nagle przypominają mi się wspomnienia. Wspomnienia z przed jeszcze tego całego zajścia. Mimo woli zaczynam rozmyślać nad tym jak się tu znalazłam. Jakim cudem siedzę teraz ze swoim porywaczem u siebie na kanapie i oglądam telewizje? Jakim cudem mój porywacz zrobił mi jajecznicę na śniadanie jakby nigdy nic, a ja nie zwróciłam na to większej uwagi? Jakim cudem wczoraj między nami prawie do czegoś doszło? 

    Jak moje życie wyglądało miesiąc temu? Czy to wszystko w ogóle zaczęło się miesiąc temu?

     Uświadamiam sobie, że straciłam poczucie czasu. 

     Czy moje życie będzie z powrotem takie samo jakie było? Raczej nie. Na pewno nie. Już nigdy nie wystąpię na scenie. Już nikt nigdy nie rzuci pod moje stopy róży. 

     Wyrywa mnie z myśli trzask talerza w telewizji i uświadamiam sobie, że spływa mi łza po policzku. Yakovich chyba dopiero teraz ją zauważył bo nagle przysunął się do mnie bliżej i położył mi rękę na ramieniu. Wygląda jakby chciał mi coś powiedzieć, ale ja nie daję mu dojść do słowa i tylko spycham jego dłoń i podrywam się z kanapy. Nie wiedząc co mam teraz ze sobą zrobić postanawiam, że po prostu pójdę się ubrać i wyjdę z domu. Potrzebuję świeżego powietrza. 

     Alex nic nie mówi i tylko obserwuje jak wchodzę do sypialni. Gdy już z niej wychodzę zauważam, że nie ruszył się z miejsca. Dopiero gdy widzi, że podchodzę do drzwi wejściowych i zaczynam zakładać buty podrywa się z kanapy. 

    - Gdzie idziesz? - mówi, wyglądając na przejętego. Jednak ja nie dam się nabrać na jego grę aktorską. 

    - Nie wiem. 

     Ta odpowiedź chyba nie przypadła mu do gustu bo zmarszczył brwi i posłał mi długie spojrzenie, lecz to zignorowałam. 

     - Powiesz mi co się stało? 

     Jeżeli ten człowiek zada jeszcze jedno absurdalne pytanie to wyjdę z siebie. 

    Nie odpowiadam mu i skupiam się na owinięciu szalika wokół szyi. 

    - Laura, odpowiedz mi. 

     Zatrzymuje się w połowie zapinania płaszcza. Po tonie jego głosu można poznać, że jest zdenerwowany... ale czym? Co ja mu do cholery robię? 

    - Nic się nie stało, czy człowiek już z własnego domu nie może wyjść w spokoju? 

    Jego wyraz twarzy się nie zmienia. 

    - Wiesz, że nie o to chodzi. - Proszę cię, nie patrz tak na mnie. Gdybym nie wiedziała lepiej to uznała bym, że naprawdę go coś obchodzę. Ale znam takich mężczyzn. Aż za dobrze. Patrzą na ciebie z takim błyskiem w oku i powtarzają, że wszystko będzie dobrze, nawet jeżeli wiadome jest, że nie będzie. Bo oni są takimi bohaterami, którzy zrobią wszystko żeby cię pocieszyć i ochronić. Zaraz zwymiotuję. 

    - A o co! O co chodzi!? Powiedz mi Alex, o co konkretnie ma chodzić!? 

    Sama się dziwię, że tak nagle wybuchłam. Miałam zamiar przytrzymać swój gniew w sobie aż nie wyjdę z domu, po czym wyżyć się na jakimś biednym drzewie w parku. No cóż.. teraz już trochę za późno. 

     Alex również wygląda na zaskoczonego moim zachowaniem, ale po chwili z powrotem przybiera surowszy wyraz twarzy.

     - Popłakałaś się, a nie robisz tego na co dzień. Więc powiedz mi co się dzieje. 

     - Jakim prawem masz czelność pytać mnie o takie rzeczy!? - czuję jak kolejna łza spływa mi po twarzy. - Jakim cudem masz pieprzoną czelność mnie porywać a po tym pytać mnie co się stało?! Zrujnowałeś mi kurwa życie! Spieprzyłeś mi je! Co ja ci kurwa kiedykolwiek zrobiłam!?

      Alex stoi tam w bezruchu. Nie wygląda na zaskoczonego lub przejętego. Nie ma żadnego wyrazu na twarzy. Stoi tam i patrzy na mnie z jakąś pustką w oczach. Nie jestem wstanie nic wyczytać z jego spojrzenia. 

     Po chwili przerzuca wzrok ze mnie na okno. 

     - Mój samochód stoi przecznicę dalej. Mogę cię zawieźć gdzie chcesz. 

     Mimo woli wydobywam z siebie krótkie parsknięcie. 

     - Nie wiem czego od ciebie oczekiwałam. 

     Jednym ruchem zapinam ostatni guzik płaszcza i wychodzę. 

    

Gra na czasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz