Czy to prawdziwy anioł?

26 0 0
                                    

Posiadłość Sicario
(Perspektywa Madeleine Rossie)

Siedziałam w swoim biurze i ogarniałam robotę papierkową, gdy w końcu zgłodniałam, stwierdziłam że przejdę się do mojej i Nathana ulubionej restauracji. Oczywiście bez mojego męża, bo się do niego nie odzywałam. Wzięłam torebkę, wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy wpakowałam do niej i wyszłam z posiadłości. Restauracja nie była wcale tak daleko, jakieś 7-8 minut na pieszo. Gdy byłam na miejscu zamówiłam to, co zawsze zamawiałam. Usiadłam na wolne miejsce, i czekając na jedzenie podszedł do mnie jakiś chłopak.
-Witam, mógł bym się dosiąść?
Zapytał
-Tak... Wolne...
Odpowiedziałam, a on usiadł na przeciwko mnie. Złapaliśmy kontakt wzrokowy, zaczęliśmy się na siebie gapić, a tak dokładnie w nasze oczy. Jego oczy. Były zielone, bardzo jasne. Miał blond włosy i był ubrany w granatowy garnitur. Gdy ocknęliśmy się z transu, chłopak przedstawił mi się wystawiając do mnie rękę.
-Ryder Mornon.
-Madeleine Rossi.
Odpowiedziałam również podając mu rękę, a on niczym prawdziwy dżentelmen ją pocałował. Przyszło nasze jedzenie, zjedliśmy i gadaliśmy jeszcze naprawdę długo, domawiając tylko co jakiś czas drinki. Mieliśmy wspólne zainteresowania. Ciągle było o czym gadać, nie był osobą która robiła stypę.
-Cóż to się stało, że tak piękna pani siedzi tutaj sama.
Zapytał Rayder.
-Eh.. jakoś tak wyszło.
Odpowiedziałam
-Nie ma pani partnera?
Zapytał.
-Jestem mężatką... Niestety.
Powiedziałam
-Niestety?
Kontynuował pytania.
-Eh... Skomplikowana sprawa.
Powiedziałam, i poprosiłam o zmianę tematu a on bez zastanowienia zgodził się.
Pod koniec tego długiego dnia spędzonego w restauracji wymieniliśmy się numerami, i Razem z Rayderem Mornon wyszliśmy z restauracji, mężczyzna otworzył mi drzwi. Pożegnaliśmy się i obiecaliśmy sobie że do siebie zadzwonimy, wróciłam do domu, Nathana nie było, położyłam się na łóżku rozmyślając o tym, jaki był Rayder. Dżentelmen? Romantyk? Chłopak, który ma w sobie coś wyjątkowego, i nie chodzi tu o wygląd. Zupełne przeciwieństwo Nathana. Ideał? A może kolejny pajac, który próbuje mnie omamić... Muszę porozmawiać z Nathanem, albo się ogarnie, albo to koniec. Przez te wszystkie przemyślenia zasnęłam, i obudziłam się rano około godziny 8. Jest ranek, Nathan co najwyżej może mieć kaca po wczoraj. Jak pije to zawsze wieczorem. Wykąpałam się, ubrałam białą bluzkę, i granatową elegancką spódniczkę. Wyszłam z domu, i myśląc o tym stwierdziłam że nie mam z nim o czym rozmawiać więc poszłam do urzędu stanu cywilnego po papiery rozwodowe, a następnie ruszyłam do posiadłości Mafii, gdy byłam na miejscu przeszłam po schodach, mijając i witając się z Erikiem i Rizzą. Szłam dalej korytarzem, i jest i on. Gabinet pieprzonego Nathana Rossie.
-

Mogę wejść? - powiedziałam stanowczo ściskając w ręce papiery - musimy porozmawiać - dodałam.

- Wejdź - odpowiedział mój mąż. Były mąż.

Ruszyłam pewnym krokiem do jego biurka i rzuciłam mu papiery na stół.
- To koniec - dodałam ciszej, wyraz twarzy miałam nerwowy lecz w głębi serca cieszyłam się że to koniec.

On spojrzał na mnie ze zdziwieniem, uśmiechnął się pod nosem po czym dodał
- żartujesz sobie ze mnie? - zrobił to samo co przy naszej ostatniej kłótni. Nerwowo wstał i trzasnął rękami o blat biurka. Pokręcił głową i zaśmiał się jeszcze raz - żartujesz sobie ze mnie?! - w moment moja pewność siebie odpłynęła, tak samo jak zaraz odpłynę ze stresu - Dlaczego? - zapytał ostrym tonem aż moje ciało przeszedł dreszcz, po chwili znowu uderzył pięścią w biurko przez co spadła z niego szklanka z alkoholem. Mam przeczucie że jeszcze kilka jego napadów agresji a będzie trzeba wymienić biurko na mocniejsze - Pytam sie coś! - wykrzyczał.
- Nie chce cie znać, jesteś innym mężczyzną niż byłeś gdy brałam z Tobą ślub. Skończyłeś sie w moich oczach - dodałam, lecz on nic nie odpowiedział. Westchnełam - Rozumiem że chcesz zachować rodzinny biznes w porządku w jakim zostawił go tobie twój ojciec, lecz ta praca cie zmieniła. Na gorsze - w jego oczach dostrzegłam iskrę, lecz nie z powodu płaczu. A złości.
Nathan ominął biurko i podszedł do mnie, dzieliły nas zaledwie cztery centymetry.
Złapał mnie za koszulkę i rzucił na kanapę, która znajdowała sie za jego plecami.
Zaśmiał sie jeszcze raz a jego twarz wyglądała jakby co najmniej zobaczył milion dolarów, które w dodatku okazały się być sztuczne
- Zapłacisz za to co powiedziałaś, jak i za to co zrobiłaś ostatnim razem w tym biurze - powiedział jeszcze ostrzej niż bym sobie wyobrażała, przypomniał mi sie moment jak uderzyłam go z powodu zdrady. Z rozmyśleń wyrwał mnie Nathan, który szybkim ruchem zerwał ze mnie koszulkę i wyrzucił gdzieś obok - Nie pozwolę na to żebyś robiła takie rzeczy, nie tak próbowałem cie wychować w tym świecie - próbowałam krzyczeć, wyrwać się czy nawet go uderzyć. Jednak on był za silny i szybkim ruchem obrócił mnie tak że leżałam wypięta do niego.
- Zostaw mnie! - wydarłam się, lecz on zakrył mi buzie swoją ręką i cmoknął niezadowolony jak po raz kolejny uderzyłam go nogą w brzuch. Nagle poczułam że uścisk sie rozluźnia i że Nathan odchodzi, w głębi duszy myślałam że dał se spokój. Lecz rozległ sie dźwięk otwierania szuflady, kątem oka spojrzałam na niego i zobaczyłam że w ręku trzyma prezerwatywy, położył je na stoliku obok kanapy i zajął się mną, podwinął moją spódniczkę a drugą ręką, którą akurat miał wolną sięgnął po jedno opakowanie gumek, rozerwał je zębami i rozległ sie charakterystyczny dźwięk rozpinania zamka od spodni, sprawnym ruchem założył ją na swojego penisa i poczułam jak jego ręka ładuje na mojej bieliźnie. Schowałam głowe w poduszkę i modliłam sie żeby ktoś nagle zapukał do drzwi. Nie stało sie tak. Po chwili poczułam jak agresywnym ruchem wchodzi we mnie, nie był delikatny, nie patrzył czy dzieje mi sie krzywda, patrzył tylko na siebie i swoje potrzeby. Jak zawsze..
- grzeczna dziewczynka - powiedział mi do ucha po czym przyśpieszył swoje ruchy - Nie wiem na co Ci było tyle płaczu. Przecież jest cudownie. - gdy wypowiadał ostatnie słowa, czułam sie jakbym miała do czynienia ze samym diabłem. Bałam sie go. I on dobrze o tym wiedział. Nagle jego ruchy zwolniły. Wyszedł ze mnie. Lecz ta chwila nie trwała długo, gdy po kolejnej dawce lubrykantu, wszedł we mnie jeszcze mocniej, teraz jego ruchy były mocniejsze lecz nie tak energiczne jak wtedy, poprostu wchodził i szybko wchodził. Nagle poczułam że coś zalewa mnie od środka.
- Kurwa - syknął, lecz po chwili sie zaśmiał - gumka pękła. Przynajmniej teraz masz po mnie pamiątkę. - jego głos nadal brzmiał jakby przez struny głosowe przechodziły właśnie wszystkie diabły.
Leżałam wyczerpana na kanapie gdy Nathan z szuflady wyciągnął cygaro i plik banknotów, którymi potem we mnie rzucił. Poczułam sie jak dziwka..
- Ubieraj sie i spierdalaj - powiedział a do moich oczu napłynęły łzy.
- Co-o ? - wyszeptałam patrząc na niego załzawionymi oczami.
- Spierdalaj - wskazał otwartą dłonią na drzwi i zaciągnął się cygarem - skoro chcesz rozwodu to spierdalaj! - wydarł się.
Chwile zajęło mi przemyślanie tej całej sytuacji lecz zrozumiałam że muszę stąd jak najszybciej wyjść - szybciej bo zaraz do ciebie podejdę i Ci pomoge - znowu powiedział to ostrym tonem, i wiem że byłby zdolny w tym momencie mnie uderzyć. Przecież nie jestem już jego.
Ubrałam się i stojąc w drzwiach powiedziałam - nienawidzę cię Nathan, poprostu Cie kurwa nienawidzę, brzydzę sie Tobą! - odwróciłam sie w jego stronę a na jego twarzy znowu pojawił sie uśmiech. Żeby on sie tak kurwa zawsze uśmiechał a nie tylko gdy widzi nieszczęście innego człowieka. Wyszłam z biura gdy na holu spotkałam Matteo. Tylko go tutaj brakowało.
- Czy Szef jest w tym momencie zajęty? - zapytał a ja prychnęłam patrząc mu prosto w oczy, po czym szybkim krokiem wyszłam z terenu Mafii... Byłam cała roztrzęsiona. Nie wiedziałam co robić. W pewnym momencie wpadłam na kogoś. Kogoś większego, i starszego. Popatrzyłam do góry, i krew mnie zalała. Martin Devil stał wpatrzony we mnie, a ja wiedziałam że się nie wywinę od prawdy.

Sicario (algunos fieles hasta el fin del mundo)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz