Pogrążyć się w wspomnieniach...

9 0 0
                                    

Posiadłość Sicario
(Perspektywa Nathana Rossie)

Od momentu gdy to wszystko się działo, zamknąłem się w sobie. Siedzę w swoim gabinecie, prawie nic nie jem, a zamiast pracować to rozmyślam nad tym, że już nigdy nie zobaczę Matteo. Myśląc o nim, nagle dostałem wiadomość. Była to Madeleine Devil „Jakbyś chciał wiedzieć, nie wszystko kręci się wokół śmierci Matteo. Nikt nie jest pępkiem świata, a już na pewno nie ty czy on" nie wiem dlaczego, ale ta wiadomość trochę mnie zabolała. Zostawiłem na wyświetlonym, pomimo że bardzo dobrze wiedziałem jak bardzo nie lubi tego Madel. Odłożyłem telefon. Było dość późno. Jedyne światło, które docierało do mojego biura, to te które dawał księżyc. Oświetlało one zdjęcie na biurku, moje, z Matteo. Sytuacja z Szpitala. Wiem, że to dziwnie zabrzmi ale wydrukowałem je już po jego śmierci, bo nie chciałem o nim zapomnieć. To inny wymiar bulu. Dostałem kolejną wiadomość, również od Madel. „Do cholery Nathan nie załamuj się, myślisz że mi jest łatwo? Nie tylko ty straciłeś kogoś. I wiem że to z mojej winy, bardzo cię za to przepraszam. W żadnym z moich planów, nie przewidziałam takiego czegoś. Mafia jest w rozsypce, trzeba zacząć działać teraz, bo potem może nie być na to ratunku." A ja odpisałem jej na to „Daj mi trochę czasu, minie pierwszy szok i będzie lepiej. Obiecuję" a ona na to oburzyła się „Chyba nie muszę mówić, czego według mnie jest warta twoja obietnica?" A ja odpisałem „Do cholery chodzi o moją mafię, wiem że jeżeli do jutra nie dojdę do siebie to będzie źle. Prześpię się z tym i będzie dobrze, a teraz daj mi do kurwy spokój" po czym ją wyciszyłem i wyszedłem z Messengera, i wszedłem w Galerię. Masę zdjęć. Masę zdjęć moich, i Matteo. Przeglądałem je i przeglądałem, łezka spłynęła mi po twarzy. Gdybym wtedy nie przestraszył się że też mogę oberwać. Gdybym rzucił się by go obronić. Miałem szansę, by go uratować. Nie wykorzystałem jej. Nagle doszedłem do wspólnych zdjęć moich i Madeleine. W czasie związku. Jeszcze przed tym, jak odziedziczyłem po ojcu tą pracę. Uświadomiłem sobie, jakim potworem dla niej byłem, i z resztą jestem. Od niej też dostałem szansę, i to nie jedną... Może prawda jest taka, że nie dojrzałem jeszcze do tego by być w związku? Zawiodłem Matteo i Madel będąc z nimi w związku. W jej oczach jestem potworem. A on pewnie patrzy na mnie gdzieś z dołu, i myśli jaki był głupi będąc z mną. Jaki ja byłem głupi raniąc każdego kogo napotkałem na swojej drodze. Zbyt krótko znałem się z Matteo by poważnie go zranić. Jednak nie ratując go przed śmiercią wystarczająco go zraniłem. Madel ma rację. Nie mam serca. Jestem potworem, a nie człowiekiem. Ale może są jakieś plusy jego śmierci? Przynajmniej widzę, jakim potworem jestem. Ja pierdole i to ma być plus? Jak ja w ogóle mogłem pomyśleć, że może być jaki kolwiek plus śmierci KOGOKOLWIEK. Dlaczego tak bardzo lubię krzywdę drugiego człowieka?! Jestem nienormalny. Pierdolony egoista z wyjebanym ego w kosmos. Jezu. Dlaczego muszę być sobą? Dlaczego kurwa. Postanowiłem że napiszę do Madel. „Madel. Ostatnio nie mamy zbyt dobrych warunków między sobą. Mogła być przyjść do gabinetu? Muszę ci coś powiedzieć..." Ona zostawiła na wyświetlonym, jednak po paru minutach od odczytania wiadomości przez nią, zapukała do mojego biura. -Wejdź!- powiedziałem, w głowie układając sobie tysiąc kwestii co mam powiedzieć. To tak samo jak na naszej pierwszej randce, gdy widziałem jak Madel wchodzi do restauracji. Tak samo jak tyle lat temu, weszła, ale do gabinetu. Usiadła na krześle na przeciwko mnie, i popatrzyła mi prosto w oczy. -I?... Co byś ode mnie chciał?- zapytała łagodnie Madeleine -Od kiedy podchodzisz do rozmowy z mną tak łagodnie i miło?- zapytałem zdziwiony -Nie wkurwiaj mnie bydlaku zajebany, potrafię być miła jeżeli jakaś osoba zachowuje się wobec mnie w miarę normalnie, myślałam że jak zacznę pierwsza miło to ty pójdziesz w moje ślady ale twój głos brzmi jeszcze bardziej irytująco niż zwykle.- powiedziała to szybko Madel, tak jakby wcześniej miała zaplanowane że to powie.
-Spodziewałem się takiej odpowiedzi...- zaśmiałem się, a ona popatrzyła na mnie naprawdę mocno zdziwiona. -O co chodzi? Powiedziałam coś głupiego?- zapytałem się, analizując każde pojedyncze słowo w poprzednim moim dialogu. -Od kiedy ty się śmiejesz? Zabiłeś kogoś czy jaki chuj?...- Zapytała Madel -Nikogo nie zabiłem?- powiedziałem, a ona zdziwiła się i powiedziała -Coś mi tu śmierdzi... Ale niech będzie, po co mnie wezwałeś?- Zapytała -Od śmierci Matteo zacząłem trochę inaczej patrzeć na świat. Zacząłem zauważyć problem w sobie, a nie tylko w innych. Wiem że mi nie uwierzysz i w ogóle ale...- Madel mi przerwała -Czekaj czekaj czekaj, po pierwsze co ty pierdolisz?! Widzisz problem w sobie?! A gdzie te twoje nieskazitelne podejście do siebie samego?- zapytała -Pominiemy ten temat, okej? Wezwałem cię do siebie, bo chciałem cię... Przeprosić.- pomimo że tego chciałem, to słowo i tak ciężko przechodziło mi przez krtań... Madel na początku się zdziwiła, ale potem zaczęła grzebać ręką w kieszeni, jednak nie zwróciłem na to uwagi. Uśmiechnęła się do mnie, i zapytała -Przeprosić za co?- a ja wiedziałem, że muszę teraz wymienić wszystko co jej zrobiłem, po to by mi uwierzyła że chce się zmienić. -Chce cię przeprosić za to jaki dla ciebie byłem, jestem i mam nadzieję że nie będę. Jestem zwykłą świną, dotykałem cię bez pozwolenia i jeszcze zrobiłem ci przy tym dziecko. Nawet nie wiesz ile bym dał by cofnąć czas do momentu gdy wszystko było tak pięknie, nie miałem tej jebanej posady szefa najbardziej zorganizowanej Mafii w Los Angeles, cofnąć czas do momentu gdy nie liczyło się dosłownie nic, oprócz naszej dwójki.- odwróciłem się w stronę okna, bo poczułem że spłynęła łezka po moim poliku... -Nathan... Ty płaczesz?...- zapytała, a ja siedziałem cicho. Ona wstała, przeszła obok biurka, stała wyjątkowo blisko mnie. Otarła moje łzy z polików. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Złapałem ją za talię, a ona położyła prawą rękę za moim lewym ramieniu, a prawą ręką trzymała się mojej prawej dłoni. Miałem odruch, by pochylić się i ją pocałować. Jednak ona zaprotestowała -Nathan, przestań...- powiedziała, lecz się nie wyrywała. -Czy coś nie tak?- zapytałem -Ja... Mam kochanka..- zamurowało mnie. Ktokolwiek inny chciał by ją oprócz mnie? Puściłem ją, a ona odsunęła się parę kroków w tył. -Mam chłopaka, ale zostańmy po prostu przyjaciółmi albo współpracownikami w pracy. Straciliśmy dość ważne osoby dla nas, postracaliśmy zmysły. Co w nas wstąpiło, że się do siebie tak zbliżyć?!- w jej głosie można było wyczuć że obwinia się o to co przed chwilą prawie się stało. -Po prostu dajmy se trochę czasu. Sam mówiłeś, gdy pierwszy szok minie będzie lepiej. Pójdę już, będę u mnie w domu, jak chcesz to możesz przyjść, nie musisz już spać u siebie w biurze.- powiedziała Madel, a następnie zaczęła iść w stronę drzwi. -Madel, czekaj!- zatrzymała się, jednak nie odwróciła się w moją stronę. -Mam wrażenie, że coś przegapiliśmy...- powiedziałem -Możliwe...- odpowiedziała Madel. -Myślisz, że dostaniemy kolejną szansę?...- zapytałem -Nie... Nigdy...- odpowiedziała, po czym szarpnęła dość gwałtownie za klamkę od drzwi, i wyszła trzaskając nimi...

Sicario (algunos fieles hasta el fin del mundo)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz