V

286 27 0
                                    

Mijały tygodnie, a ja z coraz większym zachwytem chłonęłam materiał związany z mechaniką kwantową. Tym razem był to efekt czystej fascynacji samym przedmiotem. Zaczynałam się na poważnie zastanawiać nad spotkaniem z prof. Jastrzębską i zapytaniem, czy planuje zaproponować temat pracy na początku przyszłego semestru.
Nie widziałam innej opcji, głównie z uwagi na to, że reszta przedmiotów mnie nie przyciągała, a ona jako jedyna wydawała się być kompetentna. Nauczyłam się dzięki studiom tego, że najładniej jest zacząć od zwięzłej wiadomości e-mail i umówić się na spotkanie. Spędziłam kilka minut na wyszukiwaniu jej uczelnianego adresu e-mail. Moja ciekawość sprawiła, że chciałam wyszukać więcej informacji na jej temat. Zaczęłam od tematyki publikacji, których jest autorem. Tematyka robiła wrażenie, lecz przewyższała znacznie moją wiedzę, co wcale nie było zdziwieniem. Nie korzystam dużo z Facebooka, jednak postanowiłam wpisać jej nazwisko także tam. Wpisałam jej imię i nazwisko, lecz nie znalazłam profilu.
„Szanowna Pani Profesor…” Tak to się zaczęło. Nie minął kwadrans, a ja otrzymałam odpowiedź. Zaprosiła mnie na rozmowę, podała datę i godzinę konsultacji i napisała zwięźle o głównych obszarach badań, które prowadzi. „Profeska” – tyle przyszło mi tylko do głowy.
Dwa dni później stałam przed jej pokojem. „407” – widniało na małej, białej plakietce. Punktualnie o godzinie 14:00 zapukałam do drzwi i usłyszałam znajomy mi już głos.
- Proszę. – weszłam do środka.
- Dzień dobry, pani profesor. – powiedziałam, dosyć nieśmiało.
Spojrzała na zegarek.
- Punktualnie. Ma pani plusa. – uśmiechnęła się. – Proszę usiąść. – wskazała na fotel.
Usiadłam i wyjęłam z torby notatnik i pióro. Byłam całkiem sprytna, bo wiedziałam, że to także się jej spodoba.
- Pani Magdaleno, prosiłabym o 5 minut. Moja doktorantka czeka na zestaw danych do obróbki i muszę jej jak najszybciej przesłać plik.
- Oczywiście, to nie problem. – powiedziałam, a ona nie czekając odwróciła się raz jeszcze do komputera. To z jaką szybkością edytowała dokument, który był złożony praktycznie z samych cyfr i tabel, było imponujące. Po chwili wysłała załącznik Mai (zapamiętałam tym razem imię blondynki).
Rzeczowo i bez ogródek wyjaśniła mi, że temat jej badań jest dosyć skomplikowany jak na I stopień studiów, ale skomplementowała moje dobre przygotowanie do zajęć. Posmutniałam, gdy stwierdziła, że nie planowała podawać tematu pracy licencjackiej, ale z uwagi na to, że sama zaproponowałam współpracę, ma kilka propozycji.
- Tak więc to są wszystkie opcje. – podsumowała wypowiedź. – Czy nadal jest pani chętna na podjęcie współpracy? – zapytała.
- Pani profesor, jeśli jest taka możliwość, jestem bardzo zainteresowana i wdzięczna za możliwość. – uśmiechnęłam się, zakręcając przy tym zatyczkę od pióra. Obserwowała mnie. Była nieco łagodniejsza niż zwykle.
- Prześlę pani odpowiednią literaturę. W tym tygodniu wyjeżdżam z panią Gajewską na seminarium. Gdy wrócimy do Polski, pani Gajewska pokaże pani programy, z których korzystamy przy obliczeniach.

Pani ProfesorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz