XIII

182 18 0
                                    

Pov Magdalena
.............................

Rozbudziłam się już po pierwszym budziku, co było niespotykane. Od razu wstawiłam wodę na kawę i wzięłam szybki prysznic. Jak zwykle, miałam przygotowane, wyprasowane ubrania, a na biurku leżała lista rzeczy, o których szkoda by było zapomnieć (ładowarka, szczoteczka do zębów, ect.).

Zawsze stresowałam się, że czegoś jednak zapomnę. Zerknęłam dopiero teraz na stronę internetową hotelu, którego nazwę zapisała mi pani profesor. Ależ miała piękny charakter pisma. Samo miejsce wyglądało luksusowo. Byłam w szoku, że uczelnia zgodziła się na finansowanie pobytu akurat tam.

Niedługo później tata odwiózł mnie na stację kolejową. Stresowałam się. Znałam te kobiety od dawna (powiedzmy), a jednak wiedziałam, że muszę uważać na to co mówię i robię.

- Napisz mi SMS'a, gdy będziecie na miejscu. - powiedział tata, zmieniając temat rozmowy. - No i uważaj na siebie.

Rodzice zawsze dbali o mnie. I pamiętali o takich słowach, co bardzo doceniałam. Dużo opowiadałam im o osobach, z którymi współpracuję, więc nie martwili się przesadnie w tym przypadku.

Po kilku minutach znalazłam obie kobiety, czekające na peronie. Mogłam się domyślić, że pojawią się z wyprzedzeniem czasowym. Maja pomachała do mnie, a po chwili pani profesor odwróciła się w moją stronę z uśmiechem.

Miała trochę mocniejszy makijaż niż zwykle. Obie ubrały czarne szpilki i płaszcze. Czułam się dziecinnie, mając prawie płaska podeszwę i zwykłą czarną kurtkę.

To są właśnie te szczegóły, które pociągają. Zwróciłam uwagę na to, jak starannie ułożony jest szalik pani profesor. Nie byle jak, a w przemyślany sposób, oplatając jej szyję. W dłoni trzymała torbę na laptopa i dokumenty. Natomiast walizki stały przy nich. Gdy podeszłam bliżej, poczułam perfumy będące mieszanką zapachu tytoniu i skóry. Co za piękne połączenie.

- Punktualnie. - kobieta spojrzała na zegarek z uśmiechem. - Dzień dobry, pani Magdo. Jak samopoczucie?

W charakterystyczny sposób sprawdzała godzinę. Najpierw wyciągała rękę do przodu, aby rękaw się podniósł i odsłonił zegarek, a następnie ginała rękę, aby na niego spojrzeć.

Wymianę uprzejmości przerwał nadjeżdżający pociąg. Oczywiście, nasze miejsca były w pierwszej klasie. Słusznie poczekałam, aż kobiety zajmą miejsca obok siebie, aby po chwili usiąść naprzeciw nich.

Nie zdziwiło mnie, że przez większość czasu rozmawiałam tylko z Mają. Pani profesor wpadła w typowe dla niej skupienie, przeglądając na laptopie pliki związane z prezentacją. I w tym była pedantką, wyłapując wszystkie możliwe błędy. Nie określiłabym jej purystką językową, ale dbała o kulturę wypowiedzi. Niekiedy dzieliła się jakimiś przemyśleniami na ten temat. Przy czym nigdy nie poprawiała nikogo.

Jej wystąpienie było dzisiaj trzecie w kolejce. Stresowałam się, mimo że to nie ja miałam zabrać głos. Ona chyba też, chociaż nie miałam wątpliwości, że pójdzie jej świetnie. Czytając kolejne teksty, położyła Mai dłoń na udzie. Pewnie z przyzwyczajenia, bezwiednie. Maja też traktowała to zupełnie normalnie, nie przerywała rozmowy ze mną. Ale ja w tamtym momencie miałam na myśli tylko tę dłoń, z pięknymi, czerwonymi paznokciami.

Na miejscu zastałam całe towarzystwo pod krawatem, eleganckie. Nie musiałam się wstydzić, gdyż również ubrałam się w białą koszulę i dopasowaną, czarną marynarkę. Po raz kolejny byłam zauroczona sytuacją. Tą atmosferą. Uprzejmościami, nieustającymi rozmowami dotyczącymi nauki. Byli tam zarówno fizycy, jak i chemicy i inni naukowcy.

Wielu profesorów witało się z prof. Jastrzębską. Kilku z nich zwróciło uwagę na nową twarz, w postaci mnie. Czułam się niepewnie.

Pierwsze dwa wystąpienia, każde półgodzinne, były dosyć ciekawe. W końcu zapowiedziano "nas" i pani profesor wstała ze swojego miejsca. Nie zabrała notatek, bo zawsze powtarzała, że to brzydko wygląda, mieć ze sobą tekst. Prezentowała się zjawiskowo. Mówiła bardzo pewnie, stała wyprostowana, patrząc w stronę publiczności. Pięknie się to oglądało. Zapragnęłam tego samego. W zasadzie mogłaby recytować cokolwiek, chociażby przepis na pieczone ziemniaki, a i tak porwałaby publiczność.

Mówiła równo 29 minut, a na pytania zadawane po prezentacji odpowiedziała bez problemu. Stresowałabym się, gdybym miała wejść na scenę po niej. Jak tutaj dorównać takiemu profesjonalizmowi?

- Robi wrażenie, prawda? - wyszeptała mi Maja do ucha, gdy kobieta w czerni zmierzała na swoje miejsce. - Ona ma talent do wystąpień.

- Ona ma talent do wszystkiego. - odpowiedziałam, chociaż po chwili miałam ochotę to cofnąć. Maja się zaśmiała, przytakując.

Nastąpił moment na przerwę kawową. Rozprostowałam kości. Stanęłyśmy we trójkę, a po chwili dołączył do nas mężczyzna około pięćdziesiątki, w granatowym garniturze, że skórzana teczką w ręku.

Pani ProfesorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz