XII

197 19 0
                                    

Pov. Alicja Jastrzębska
.............................

Przyglądała mi się, gdy zmierzałam w jej stronę. Nie przeszkadzało mi to, choć nietrudno było odczytać, że dziewczyna jest zainteresowana nie tylko mechaniką kwantową.

- Dzień dobry, ja... - zaczęła, ale przerwałam jej, trochę niegrzecznie, otwierając drzwi.

- Pani chyba dzisiaj nie ma zajęć, z tego co pamiętam? - zapytałam ze szczerą ciekawością. - I dzień dobry. Proszę. - przepuściłam ją w drzwiach. - Proszę usiąść. Co się stało?

- Nie mam zajęć, to prawda. - speszyła się. - Chciałabym zapytać o jutro. Mam już bilet na poczcie, wydrukuję na wszelki wypadek. O której mam pojawić się na peronie? - zapytała. Cały czas mi się przyglądała. Zdążyłam zdjąć płaszcz, usiąść i wyjąć te nieszczęsne kolokwia.

- Pani Magdo, od przejmowania się kwestiami organizacyjnymi jestem tutaj ja. - uśmiechnęłam się do niej. Spojrzała mi w oczy w taki sposób, że tym razem to ja się speszyłam. Istnieje takie spojrzenie, które aż krzyczy "chcę zatrzymać tę chwilę dla siebie". - O godzinie 7:30 proponuję stawić się na miejscu. - dokończyłam po chwili, odrywając wzrok.

Wyjęłam ze skórzanego etui moje ulubione pióro od Namiki i zapisałam na czystym arkuszu nazwę hotelu, w którym zatrzymamy się między pierwszym a drugim dniem seminarium. Wiedziałam, że imponują jej szczegóły. Była inna, dojrzalsza od rówieśników pod kątem priorytetów. Podałam jej kartkę.

- Proszę tylko nie mówić, że przyjechała pani tylko w celu zapytania się o to. - dodałam. Ale wiedziałam, że tak jest i doceniałam jej zaangażowanie.

- Załatwiłam jeszcze kilka spraw, to naprawdę nic. - uśmiechnęła się.

Spojrzałam na zegarek.

- Daleko pani mieszka? Odwiozę panią. Zaczynam zajęcia dopiero za jakiś czas. - nie wiem skąd ten przypływ uprzejmości.

.................................
Pov. Magda

Zamknęła pokój i ruszyła przed siebie. Nic nie mówiłam. Po chwili znalazłyśmy się przy jej samochodzie. Delikatnie zamknęłam drzwi. Tego dnia przyjechałam na uczelnię autobusem. Mój samochód odmówił posłuszeństwa, jak na złość.

Od razu dotarł do mnie zapach charakterystyczny dla auta, które dopiero wyjechało z salonu. Wszystko było ułożone na swoim miejscu. Kurzu brak. Nie jestem w stanie opisać słowami jak bardzo mi się to podobało. Pasowało do jej stylu bycia. Przy czym nie potrafiłam wyobrazić sobie jej, w dresach, sprzątającej cyklicznie wnętrze auta. A założę się, że nie dawała tego zrobić nikomu innemu.

- Tak więc? - zapytała. Wyrwała mnie z zamyślenia. - Dokąd jedziemy, pani Magdo? - nie kryła rozbawienia. Miała wyjątkowo dobry humor.

Podałam jej mój adres. Kierowała płynnie, spokojnie. Wspomniała o jeszcze kilku kwestiach organizacyjnych.

Tak dziwnie było podjechać pod mój dom z nią. Być z nią, w jej samochodzie, przy mojej posesji. Czy tak właśnie wyglądało jej życie? Ich życie? Czy właśnie w ten sposób mogła się nią cieszyć Maja?

Ile dałabym za takie poczucie spokoju i równowagi. Za porządek, opanowanie. Niechętnie wyszłam z samochodu. Patrzyłam jak się oddala. Czułam, że myślami jestem dalej niż kiedykolwiek.

Pani ProfesorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz