Kiedy wreszcie otworzyła oczy, oślepiła ją szpitalna biel. Zaraz potem stłumiona fala bólu zaczęła rozlewać się po całym jej ciele. Chciała dotknąć zranionego miejsca, ale szybko pojęła, że boli ją dosłownie wszystko, a ręki nie jest w stanie ruszyć. Usłyszała cichy jęk. Powoli jej umysł zaczął składać ostatnie wspomnienia.
- Nie ruszaj się, zrobisz sobie krzywdę – usłyszała znajomy głos.
Zamarła, gdy stopniowo wracała jej pamięć.
- Zordon – wychrypiała. – Pasożyt...
- Żyje – odpowiedział od razu, pochylając się ku niej. – Jest na neonatologii. – Kordian nie był pewien ile powinien jej powiedzieć. Stwierdził, że ta ilość informacji powinna jej na razie wystarczyć.
Otworzenie oczu i mówienie jednocześnie było zbyt wielkim wysiłkiem, musiała zdecydować się na jedną czynność.
- To idź tam – udało jej się powiedzieć na jednym wydechu. – Nie zostawiaj... go...
To wszystko, na co było ją stać. Miała wrażenie, że wyczerpała wszystkie siły. Każdy oddech zaczynał coraz mocniej boleć, za to dźwięki aparatury medycznej stawały się coraz bardziej ciche. Krótki komunikat Kordiana uspokoił ją jedynie w małej części – żyje. Ale czy to oznacza, że jeszcze żyje? Oczywiście, musi być w ciężkim stanie, skoro Kordian nie powiedział nic więcej. Poddawała się kolejnym lawinom wątpliwości i strachu, o wiele krócej niż jej się wydawało. Jak tylko Kordian zauważył, że znów odpłynęła a pielęgniarka podała jej kolejną dawkę leków przeciwbólowych, Kordian wyszedł z sali i udał się do sąsiedniego skrzydła szpitala.
W małej poczekalni stanowiącej łącznik między recepcją a resztą skrzydła do której wpuszczano jedynie rodziców, Kormak zajmował jedną z niewygodnych kanap. Gdy dostrzegł Oryńskiego, zamknął „Drogę" McCarthy'ego i spuścił nogi na podłogę.
- Tutaj cisza, stan stabilny, nic nowego nie wiem – wydukał, nie czekając na pytania. – Co z nią?
Kordian chciał usiąść obok niego, ale polecenie Chyłki było jasne i wyraźne.
- Obudziła się na chwilę i wysłała mnie tu – wyjąkał, czując jak pozwala przebić się w głosie nawiedzających go fali wątpliwości. – Zamienimy się...?
Kormak niemal podskoczył i przeciągnął się, chowając książkę do kieszeni kurtki.
- Jasne, już do niej idę. – zastanawiał się przez sekundę, po czym poklepał Kordiana po ramieniu. – Old Man dzwonił, że stara się wyciszyć sprawę, ale policja chce jeszcze z tobą porozmawiać.
- Jasne... - mruknął Kordian, ruszając w stronę recepcji.
Mimo że trzymał się swojej wersji zdarzeń, śledczy wyjątkowo nie odpuszczali. Powiedział McVayowi tyle, ile mógł; był niemal w 100% pewny, co się wydarzyło, jednak wciąż brakowało małego kawałka z układanki, który tylko Chyłka mogła uzupełnić. Dopóki nie będzie w stanie rozmawiać z policją, ci będą nękać wszystkich dookoła. Ich obecne działania wyjątkowo irytowały Oryńskiego – gdyby tylko odwalili swoją robotę wcześniej, nigdy by nie doszło do...
Pokręcił głową i z trudnem odetchnął.
- Jakieś nowe informacje o dziecku z wypadku? – zapytał dyżurującą pielęgniarkę. Ta podniosła wzrok nieco zaskoczona.
- Chodzi o tą dziewczynkę z wczoraj, tak? – zaczęła szybko sprawdzać coś w komputerze – dopiero zaczęłam dyżur, proszę wybaczyć. Już sprawdzam. Pan jest ojcem, tak?
Kordian poczuł dziwny dreszcz na całym ciele. Dopiero teraz uświadomił sobie, że minęła już prawie doba; że po raz kolejny ktoś mówi mu, że Pasożyt to dziewczynka, jednak pytanie o jej ojca padło po raz pierwszy.
- Dziecko jest stabilne – pielęgniarka nie czekała na żadne potwierdzenie. – Lekarz dalej opisuje jego stan jako ciężki. Jest cały czas podpięta do aparatury, płuca nie są jeszcze dostatecznie rozwinięte. Nie wiadomo jeszcze jakie będą skutki niedotlenienia. Jest pod stałą obserwacją. – odczytała z karty i spojrzała na niego. – Ostatnie badania zrobiono dwie godziny temu, lekarze nie dostrzegli nic, co mogłoby wpłynąć na pogorszenie jej stanu.
Kordian odetchnął z ulgą.
- Zaprowadzić Pana do córki? – choć było to pytanie, młoda pielęgniarka nie czekała na odpowiedź. Poprosiła swoją koleżankę z dyżurki by zastąpiła ją na jej miejscu, a sama wyszła zza lady i poprowadziła za sobą zdezorientowanego Kordiana.
Przypomniał sobie mimowolnie, jak Chyłka zabrała go podstępem na jedną ze swoich wizyt; od wczoraj przygniatające go poczucie, że zwalił mu się na plecy cały świat, sprawiło że nie było już miejsca na żadne wątpliwości czy zakłopotanie. Przyjmował za oczywiste, że bierze teraz na siebie odpowiedzialność za Chyłkę i jej dziecko – nawet jeśli wciąż nie wiedział, kto jest autorem Pasożyta. Zresztą, nie miało to teraz naprawdę żadnego znaczenia; był tu, gdzie powinien być. Joanna w ostatnim czasie zdawała się wreszcie powoli akceptować fakt, że Kordian zajmie w jej życiu więcej miejsca niż przypuszczała. A Kordian nie miał zamiaru odpuszczać. Wystarczająco długo czekali i marnowali czas.
Pielęgniarka poprowadziła go do małej sali, tuż obok dyżurki lekarzy. Niemal całe wolne miejsce zajmowało kilka monitorów, mnóstwo pikających cicho maszyn i dwa inkubatory, z czego jeden był pusty. Pielęgniarka zatrzymała się przy wejściu i wskazała ręką na drugi, stojący bliżej przeszklonej ściany za którą znajdowała się mijana wcześniej dyżurka.
- Będę obok – poinformowała go cicho i wyszła.
Kordian odprowadził ją wzorkiem, po czym powoli zbliżył się do inkubatora.
Dziecko było tak małe, że wcale się nie zdziwił, że nie dostrzegł go wcześniej, gdy wyprowadzali go z sali operacyjnej; wśród wszystkich tych kabelków do których była podłączona, ledwie było widać rączki i główkę. Małe ciałko poruszało się w rytmie oddechów. Kordian spostrzegł tabliczkę z informacjami, które częściowo sam podał, nawet nie wiedział kiedy.
„Dziewczynka – nazwisko Chyłka", brzmiała pierwsza linijka. Potem nic nie mówiące mu dane o wzroście i wadze, data i godzina urodzenia.
Oryński potarł dłonią czoło. Był gotów się założyć, że Chyłka wcale nad imieniem nie myślała; z drugiej strony jej pragmatyzm i zamiłowanie do Ironsów sugerowało mu, że nie będzie się długo zastanawiać nad nim. Albo Aleksandra, co było oczywiste, albo Stanisława, w hołdzie Waltosiowi. Innej opcji nie mógł sobie wyobrazić.
Choć to niewiele mogło pomóc, przyłożył dłoń do szybki i delikatnie postukał w nią opuszkiem palca.
- Walcz, mała – szepnął bardziej do siebie
CZYTASZ
Chyłka - inaczej
FanfictionMoje gdybanie o tym, jak wyobrażam sobie serię po zakończeniu „Oskarżenia" w inny sposób. Uwaga - nie trzymam się w 100% kanonu - możecie przeczytać wiele „retrospekcji". Z szacunku i uwielbienia wobec pracy wykonanej przez Remigiusza Mroza, naginam...