16
Wzrok powoli wyostrzał się, ale zastany widok nie przynosił ulgi czy wyjaśnień. Ostatnim bowiem miejscem, w którym Chyłka chciałaby w tej chwili przebywać, był podejrzany pokój tonący w ciemności, gdzie z fotela ustawionego naprzeciw niej przyglądał jej się z szerokim uśmiechem Piotr Langer.
Równie wolno wracały wspomnienia, ale trudno jej było w tym momencie ocenić, co stało się naprawdę, a co było jedynie snem. Czy też halucynacją. Przez kilka godzin była pewna, że napisała wiadomość do Zordona o tym, że jest gotowa opuścić klinikę; kiedy Langer zapakował ją na tylne siedzenie i niespiesznie okrążał mustanga by zająć miejsce za kierownicą, całą siłą woli zmusiła się, by jak najszybciej napisać mu wiadomość o tym, że Piotr ją porywa. W ostatniej chwili zdążyła jeszcze zerknąć na historię rozmowy i zorientowała się, że nie wysłała mu poprzedniej wiadomości. Gdy usłyszała, jak Langer chwyta za klamkę i otwiera drzwi, wyciszyła dźwięki i chciała schować telefon za plecami, ale ten wypadł jej z rąk i wpadł pod fotel pasażera. Nie miała już sposobności (ani siły), by po niego sięgnąć. Piotr, nucąc coś wesołego pod nosem uruchomił silnik i zaczął wycofywać auto z parkingu. Joannę zemdliło gdy poczuła ruch auta mając przymknięte oczy, ale powstrzymała się ostatnimi siłami przed zwymiotowaniem, a po chwili znów odpłynęła w niebyt.
Teraz jednak, wreszcie znajome otępienie zaczynało ją opuszczać. Mogła dostrzec czarne ślady pleśni i grzyb na ścianach. Wnętrze miało w sobie coś pomiędzy gotykiem a wiktoriańską Anglią – wysokie strzeliste okna z witrażami przypominały nieco kościół, poza tym jednak pomieszczenie było ciemne i nieco upiorne. Najbardziej jednak upiornym elementem wydawał się być Langer.
- No dalej, Joasiu – odezwał się wreszcie, wysuwając się nieco w jej stronę. – Ileż można spać...
Chyłka przełknęła ślinę i odwróciła głowę.
- Nudzę się już trochę, a myślałem, że możemy wreszcie zacząć...
- Zacząć... co? – stać ją było jedynie na niewyraźny szept przerywany chrząknięciami, bo gardło paliło ją jakby ktoś jej kazał połknąć rozżarzony węgiel.
- Jak to co? Nowe życie! – zaśmiał się cicho, jakby opowiedziała mu wyjątkowo dobry żart. Rozłożył szeroko ręce i rozejrzał się po pokoju. – Czy to nie jest idealna sypialnia dla wielbicielki metalu?
Joanna z trudem podniosła nieco głowę i omiotła pomieszczenie spojrzeniem.
- Idealny na różaniec przed zamknięciem trumny – syknęła, opadając z powrotem na posłanie. – Czego chcesz?
- Aj, ty zawsze taka... skupiona na celu.
- Przejdź do rzeczy, Gnido.
Piotr roześmiał się, podnosząc się z fotela i niespiesznie zaczął przechadzać się dookoła zdezelowanego fotela.
- Rzecz w tym, moja droga, że jakiś czas temu zdałem sobie sprawę z naszego beznadziejnego położenia, w którym się znaleźliśmy. Ja, odseparowany od ciebie, szukający kogoś choć w połowie tak błyskotliwego jak ty... i ty, uwięziona w nowej roli, niezdolna do wyrwania się z beznadziejnego położenia... ale nie martw się. Pomyślałem o wszystkim.
Joanna mozolnie przesunęła się na łóżku i nieco uniosła. Dopiero teraz zorientowała się, że nóg i rąk nie ma związanych, ale cokolwiek jej podano by ją uśpić lub obezwładnić, musi dalej działać, bo nie stać jej na większy wysiłek.
- Nie wiem jak kurewsko beznadziejnie musiałeś się czuć przez ostatnie miesiące... ale moje położenie jest całkiem dobre i nie narzekam – wychrypiała, próbując zignorować palący ból w gardle. – Co więcej, nie zamierzam go zmieniać. Ale tobie chuj do tego. Odwieź mnie do Warszawy i wypuść, a zapomnę o całym tym gównie i będziemy kwita.
Piotr roześmiał się i podszedł do łóżka. Usiadł na jego skraju i wyciągnął rękę w stronę Joanny. Próbowała się odsunąć, ale nie miała jak; Piotr dotknął jej włosów i zaczął się bawić jednym kosmykiem.
- Ja to widzę trochę inaczej.... Przecież zafundowałem ci eksperymentalne leczenie, nie pamiętasz? Dzięki mnie będziesz się cieszyć długim i szczęśliwym życiem, o ile nie spotka cię jakiś wypadek. Zresztą, otóż właśnie... bardzo cię lubię. Inwestycja w twoje zdrowie była dla mnie priorytetem. Nie oczekuję wielkiej wdzięczności, wiem, że nie należysz do tak wylewnych osób... jednak pewne zobowiązania należy spłacać bez grymaszenia.
- Zordon wybronił Maurycego – Chyłka starała się nie dawać po sobie znać, że tak bliski kontakt z Piotrem wzbudza w niej odrazę. – Wyszedł wczoraj z aresztu i prawdopodobnie sprawa na tym się skończy.
- Wybronienie Maurycego było kosztem za twoją terapię, nie za puszczenie cię wolno... Czy ty myślisz, że my naprawdę, będąc w kwiecie wieku, już się wybawiliśmy? Jesteśmy młodzi, chętni przygód, nowych doznań...
- Ach, no tak – zaśmiała się Chyłka, przezwyciężając wreszcie ból w gardle. – Za dużo niewinnych ludzi na tym łez padole wchodzi ci w drogę?
Piotr klasnął w dłonie.
- No i nie zaprzeczysz w tym momencie, że świetnie się rozumiemy. – Wstał z łóżka i wrócił na fotel. – i tu dochodzimy do kwestii, którą już poruszyłaś, czyli spłacanie długów i wywiązywanie się z zaciągniętych zobowiązań. Jak już wcześniej wspomniałem, twoje zdrowie i życie jest dla mnie priorytetem. Jednakże... nic nie spada z nieba. To, za co przychodzi nam zapłacić najwyższą cenę, jest naprawdę przez nas doceniane i zadbane. Dlatego, żeby podkreślić wagę moich słów i czynów, dzięki którym uświetnisz swoją obecnością jeszcze przez kilkadziesiąt lat polskie sale sądowe, mam dla ciebie pewną propozycję. Oczywiście, jest ona nie do odrzucenia, zważając na nagłą zmianę wartości w twoim życiu...
Piotr poprawił się na fotelu, i zaczął przyglądać jej się wyjątkowo wnikliwie.
- Wrócisz gdziekolwiek będziesz chciała i będziesz robiła, co ci się tylko zamarzy. O ile oczywiście, gdy przyjdzie taka pora, podejmiesz się obrony moich interesów i mnie, w chwili kryzysu. Za odpowiednie honorarium, rzecz jasna.
- Gdziekolwiek teraz jesteśmy... wypuścisz mnie tak po prostu jeśli ci obiecam, że zostanę twoim adwokatem? Tak po prostu?
- Joasiu... ja wiem, że z ochotą się tego podejmiesz. – wyciągnął z kieszeni płaszcza telefon, który Chyłka momentalnie rozpoznała jako swój i pochylił się i oparł łokcie na kolanach. Stuknął w ekran, a ten natychmiast rozbłysł słabym światem. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Kordiana i Aleksandry. – Nie chcesz przecież, żeby Kordian pozostał wiecznym aplikantem, albo żebym zabrał na wycieczkę po Europie twoją małą córeczkę...
Chyłkę ogarnęła wściekłość i zdrowy rozsądek przegrał na chwilę. Rzuciła się w stronę Langera z zamiarem wyrwania mu telefonu z ręki; niestety, zdołała tylko pochylić się do przodu i natychmiast runęła z łóżka na podłogę, boleśnie uderzając się w ramię i głowę. Ból w skroni zagłuszył dalsze słowa Piotra, który podszedł do niej, podniósł ją i ułożył z powrotem na łóżku. Kręcąc głową z rozczarowania, z drugiej kieszeni płaszcza wyciągnął strzykawkę i bez ceregieli wbił igłę w ramię Chyłki, nim ta zdążyła zaprotestować. Odczekał chwilę i upewnił się, że środek odurzający zadziałał poprawnie. Z pogardliwym prychnięciem rzucił telefon Chyłki obok jej głowy, po czym wyszedł z pokoju.
CZYTASZ
Chyłka - inaczej
FanficMoje gdybanie o tym, jak wyobrażam sobie serię po zakończeniu „Oskarżenia" w inny sposób. Uwaga - nie trzymam się w 100% kanonu - możecie przeczytać wiele „retrospekcji". Z szacunku i uwielbienia wobec pracy wykonanej przez Remigiusza Mroza, naginam...