Powrót do domu rozwlekł się w czasie bardziej niż zwykle. Joanna była bardzo osłabiona i zgodziła się, by wezwać taksówkę i wbić się w popołudniowe korki. Zajęło im trochę czasu zamówienie auta, gdzie dostępny był fotelik dla niemowlaka i zmieściłby w bagażniku dziecięcy odpowiednik X-piątki. Kiedy wreszcie dotarli na Argentyńską, Kordian najpierw przeniósł Aleksandrę do mieszkania, a potem wrócił po czekającą na niego na parterze Chyłkę. Pomógł jej wejść do łazienki i gdy machnęła na niego ręką na znak, że ma ją zostawić, musnął jej ramię dłonią i ruszył do dziecięcego pokoju, skąd Aleksandra zaczęła domagać się czyjeś obecności. Dziewczynka dalej popłakiwała gdy zmieniał jej pieluchę, ale już o wiele spokojniej, jakby chciała mu się wyżalić na swoją chwilową samotność. Płacz dziecka nie zagłuszył jednak odgłosów wymiotowania z łazienki. Kiedy Aleksandra dała się położyć w swój leżaczek ustawiony w sypialni i zajęła się na chwilę zabawką, Kordian wrócił do łazienki.
Chyłka siedziała na podłodze przy toalecie, ocierając sobie usta papierem. Zerknęła przelotnie na Kordiana, mając nadzieję że ten nie dostrzeże w jej oczach bezsilności, jaka ją w tym momencie opanowała.
- Nie mogę wstać – wyszeptała wreszcie, kiedy wyrównał się jej oddech.
Kordian nic nie powiedział; pochylił się i podciągnął ją do góry, przytrzymał ją przy umywalce by przepłukała usta, a potem wziął na ręce. Chyłka przylgnęła do niego z całej siły, a Oryński czuł, że mimo stabilnego głosu, trzęsła się jak osika.
Zaniósł ją do sypialni i położył na łóżku. Aleksandra gaworzyła do pluszowego Eddiego, gdy Kordian okrywał Joannę kocem. Była blada jak ściana. Myślał, że zaraz uśnie, ale gdy naciągał koc na jej ramiona, złapała go słabo za dłoń i ścisnęła ją. Oryński usiadł obok niej i splótł ich dłonie.
Z oddali dochodził ich miejski zgiełk; gdzieś daleko słychać było syrenę karetki, trąbienie rozsierdzonych kierowców, pokrzykiwania z dzielni i co jakiś czas trzask drzwi z klatki schodowej. Aleksandra wciąż opowiadała jakąś zawiłą historię w swoim języku, chwilami odrywając wzrok od Eddiego i patrząc w stronę łóżka.
Gdyby nie widmo ciążącej nad Chyłką choroby i jej obecny stan, to popołudnie wyglądałoby tak zwyczajnie, jak u miliona innych mieszkańców stolicy.
Kiedy Oryński poczuł, że uścisk jej dłoni nieco zelżał, podniósł się i przecierając twarz rękoma, przeszedł do kuchni. Była już prawie dwudziesta; zbliżała się pora kolacji dla Aleksandry, kąpiel i usypianie. Przygotował sobie coś na kształt kanapki i kawę, wiedząc, że ta noc może być jedną z tych dłuższych; następnie zabrał się za mleko dla dziecka. Gdy ich kolacja była gotowa, przeszedł do sypialni i wziął coraz głośniej marudzącą Aleksandrę na ręce. Dziewczynka uśmiechnęła się na widok butelki i odetchnęła z ulgą, kiedy usiadł z nią w fotelu naprzeciw łóżka. Jak każdy mebel w mieszkaniu, wbrew pozorom starannie wybrany, był niesamowicie wygodny. Aleksandra przylgnęła do Kordiana i bacznie go obserwując, lewą rączkę położyła sobie na jego torsie. Kordian uśmiechnął się do niej i zaczął jej nucić „To my Polacy".
-Zlituj się – jęknęła nagle Chyłka z łóżka. – Zakleszcz...
- Dobrze, dobrze... Kult może być? – zaśmiał się pod nosem. Jeśli Chyłka reagowała na polski hip-hop, nie było aż tak źle. Po ich wycieczce do Wielkopolski dokładnie zaznajomiła go z poznańskim punkiem, następnie z utworami Kazika i musiał przyrzec, że punk i rock alternatywny będzie jedyną formą muzyczną odstępstwa od NWOBHM,, co do której będzie wprowadzał Aleksandrę.
Dziewczynka upomniała się o odpowiedni podkład muzyczny, pacając go swoją malutką rączką. Wyciągnął z kieszeni spodni telefon i odszukał na youtubie „6 lat później". Jakiś czas temu, zapoznając się z dyskografią zespołu, powiedział Chyłce, że dokładnie tak się czuje gdy z nią jest, mimo tego, że w ich przypadku nie minęło jeszcze tyle czasu. Chyłka przytaknęła, niby bez emocji, ale kątem oka dostrzegł, że na kilka sekund na jej twarzy zagościł uśmiech porównywalny z tym, jak wtedy gdy przyjęła jego oświadczyny.
Kiedy dziewczynka się najadła, Kordian wykąpał ją i znów wrócili do sypialni, tym razem zajmując miejsce na łóżku obok Chyłki. Aleksandra, już mocno śpiąca, natychmiast odwróciła się w stronę matki i zaczęła się w nią wtulać. Joanna przebudziła się, przewróciła na bok i przytuliła dziecko wolną ręką do siebie, całując ją delikatnie w czółko. Kordian podparł głowę ręką i nie odrywał od nich wzroku.
- Jestem koszmarną matką, nie mam siły zajmować się nią... - wyszeptała Joanna, próbując powstrzymać łzy.
- Jesteś najlepszą matką dla tego dziecka – przerwał jej natychmiast Kordian i odszukał w otulającym ich mroku jej zziębniętą dłoń. – Nigdy w to nie wątp.
Kilka minut później Aleksandra spała jak suseł. Oryński przeniósł ją do jej pokoju i położył w łóżeczku. Wziął szybki prysznic, a potem, upewniwszy się, że Chyłka śpi równie mocno jak dziecko, usiadł przy stole w kuchni z teczką, którą dostała od Langera.
Nie był pewny, na ile reakcja Joanny była związana ze spotkaniem z Langerem, a na ile wynikało to z jej kiepskiego stanu zdrowia. Z każdą chemią zdawała się niknąć w oczach, mimo zapewnień lekarzy, że jest to najlepsza dla niej forma leczenia. Może i mieli rację, ale lekarze nie widzieli tego, co dla niego stanowiło codzienny obrazek ich życia – jej brak sił do codziennych czynności, a co gorsze – fatalne samopoczucie względem, wg niej, niewypełniania swoich obowiązków jako matka. Choroba panosząca się po jej ciele była dla Chyłki niczym w porównaniu ze świadomością, że nie miała siły zajmować się własnym dzieckiem; od kiedy tylko lekarze pozwolili jej wziąć maleńką Aleksandrę na ręce, Chyłka robiła co w jej mocy, by dziewczynka wyszła ze szpitala w jak najlepszym stanie. Kangurowała ją godzinami w szpitalu, a potem w domu; przy zachowaniu wszelkich zdroworozsądkowych norm, zajmowała się dzieckiem z takim oddaniem, jakby czekała na nie całe życie, nie tylko te kilka miesięcy ciąży. Kordian był pod ogromnym wrażeniem, jak głęboką zmianę miał okazję codziennie oglądać. Oczywiście, Chyłka była wciąż tą samą osobą, która traktowała ludzi jak kości do obgryzienia; jednak pokłady czułości i miłości, jakimi obdarzała córkę – i jego samego – były dla niego totalną nowością.
Westchnął i zaczął się, bez przekonania, wczytywać w materiały od Juniora.
Chyłka nie miała pojęcia, że Gnida z Mokotowa, jak ostatnio zwykli go nazywać, wcześniej skontaktował się z Oryńskim, twierdząc, że w pewnej prywatnej klinice w Niemczech czeka miejsce na Joannę, gdzie dzięki eksperymentalnemu, ale wielce obiecującemu leczeniu, szybko wyzdrowieje i będzie mogła wieźć normalne życie. A ten, w obawie o jej już nie tylko zdrowie ale i życie... przyjął te warunki.
Dlaczego więc Langer zjawił się w parku, i czym tak bardzo wyprowadził Chyłkę z równowagi?
Nie zdążył się tego dowiedzieć w trakcie powrotu z parku, bo stan Joanny pogarszał się z minuty na minutę. Prawniczka wyznała mu tylko, że Langer wie o jej chorobie, że jej czymś grozi i ma pilnować tej teczki jak oka w głowie.
Kordian przygotował sobie lekką kawę, a dla Joanny zaparzył rumianek. Z papierów przekazanych jej w parku nie wynikało nic, co mogłoby mu rozjaśnić umysł o tej porze. Zostawił ją na stole w kuchni. Wiedząc jak bardzo Chyłka zwracała uwagę na to, by nie zasypiać w stanie który kiedyś był tym sugerującym ile tequili wypiła w ciągu dnia, obudził ją i przeniósł do łazienki, pomagając jej się jako tako umyć i przebrać. Prysznic nieco rozbudził i rozgrzał Chyłkę; kiedy znów ułożył ją w łóżku, odzyskała na tyle siły, by sama utrzymać w dłoni kubek z herbatą.
- Ta świnia mnie czymś podtruwa – wychrypiała popijając herbatę, kiedy kładł się obok niej. – Z kolei pani doktor stwierdziła, że moje męczarnie z ostatnich miesięcy gówno dały.
- Przecież byli pewni...
- Pewnym można być tylko śmierci i podatków, Zordon – przerwała mu natychmiast. – Zaraz się okaże, że pierwsze mnie dopadnie w tym roku przed drugim.
Kordian w odpowiedzi przysunął się bliżej Chyłki i objął ją ramieniem. Joanna od razu wtuliła się w niego.
- Podejrzewam, że cokolwiek Gnida dodaje mi do kawy codziennie w parku, może mieć rację z tym pierdolonym leczeniem. Twierdzi, że jakaś klinika w Niemczech załatwi sprawę... - ciągnęła, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że Zordon przyjmuje wszystkie te rewelacje wyjątkowo spokojnie. Jakby... już je słyszał?
- Ile wiesz? – warknęła nagle, odsuwając się od niego i niemal rozlewając herbatę.
Oryński westchnął i spojrzał jej prosto w oczy.
- Wystarczająco, by dać się zaszantażować, jeśli ktoś stawia na szali twoje życie.
CZYTASZ
Chyłka - inaczej
FanfictionMoje gdybanie o tym, jak wyobrażam sobie serię po zakończeniu „Oskarżenia" w inny sposób. Uwaga - nie trzymam się w 100% kanonu - możecie przeczytać wiele „retrospekcji". Z szacunku i uwielbienia wobec pracy wykonanej przez Remigiusza Mroza, naginam...