Rozdział 15

46 1 0
                                    

15
Dni terapii leciały jak szalone. Joanna nie była w stanie pojąć, jak doszło do tego, że czas zdawał się tu przyspieszyć o połowę; zaczynała się zastanawiać, czy to możliwe, by spędziła w Niemczech tylko kilka, a nie kilkanaście dni. Było trudno jej powiedzieć, czy czuje się lepiej, ale na pewno nie czuła się gorzej; ustały mdłości i obezwładniające bóle głowy, przestała wymiotować; jedyny mankament był taki, że czuła się niesamowicie senna i zmęczona, jakby ciągle nie mogła się rozbudzić po kilkunastu godzinach snu. Miała wrażenie, że śni na jawie; ciężko jej było łączyć fakty, i czuła się bardzo zagubiona gdy próbowała sobie przypomnieć, czy lekarze prowadzący odwiedzali ją naprawdę, czy tylko jej się to wydawało.
Jedyny mankament pod względem zdrowotnym – bo ten drugi, emocjonalny, doprowadzał ją do szału i był powodem całej jej irytacji, którą, jeśli była na tyle przytomna, wyładowywała na pierwszej lepszej osobie która zjawiła się w jej pokoju.
Tęsknota za Kordianem i Aleksandrą zżerała ją od środka. Niby potrafiła sobie to wszystko wyjaśnić w logiczny sposób, przecież sama się zgodziła na ten wyjazd, doskonale wiedziała, że jest to niepowtarzalna szansa na ocalenie jej życia; mimo to, świadomość że przebywają oddaleni od niej o tysiące kilometrów i ich brak tutaj przytłaczał ją i rozsierdzał. Jeszcze nigdy wcześniej nie rozstała się z Aleksandrą na tak długo; wiedziała, że Zordon zajmie się nią doskonale i dziecku nic nie grozi. Fakt, że przez te kilka dni nie poczuje jej zapachu, nie zetknie się z tym delikatnym ciepłem kiedy dziewczynka leżała w jej ramionach, nie zobaczy rano jej uśmiechu gdy ta zobaczy swoją matkę, nie otrze z rumianych, mięciutkich policzków łez gdy mała niecierpliwi się oczekując na butelkę z mlekiem, nie sprawdzi, czy jej tak białe, że aż przezroczyste włoski zaczynają ciemnieć – sprawiał, że nie była w stanie ani skupić się na czymkolwiek, ani racjonalnie wytłumaczyć sobie, że poświęcenie tych pięciu dni w obliczu zyskania kilkudziesięciu lat życia jest tego warte. Brak Kordiana, który wypełniał jej życie na nowo, pisał z nią tą niezwykłą codzienność, był dla niej wsparciem, podporą, tą stałą we wszechświecie, który jednym spojrzeniem potrafił wstrzymać jej oddech i cały świat – uwierał, gryzł, drapał po duszy. Bardzo szybko przyzwyczaiła się do jego obecności w łóżku, do ciepła kiedy ją obejmował, do drobnych czułości, których sobie nie szczędzili; zgadzał się na tak wiele, a jednocześnie potrafił stanowczo sprzeciwić się jej i postawić na swoim. Nigdy dotąd nie czuła się tak zadbana i zaopiekowana. Ostatnie miesiące z jej pogarszającym się stanem przypieczętowały to, że mogła się przed nim całkowicie odkryć, nie ukrywać swoich słabości i lęków, stanąć przed nim bez zbroi którą codziennie zakładała wychodząc z mieszkania – a on tego nie wykorzystywał, ochraniał ją i strzegł. Nie byłoby żadną przesadą powiedzenie, że najwyraźniej urodził się po to, by zburzyć bez wysiłku wszystkie mury jakie Chyłka do tej pory przed sobą postawiła – nie po to, by tą Chyłkową twierdzę zdobyć i zająć, ale by trwać przy niej, bronić jej i dzielić z nią najgorsze i najlepsze chwile.
Rozmawiali ze sobą codziennie przez kilka godzin, aż Joanna zasypiała w trakcie lub rozładowywała się jej bateria – ciągłe niewyspanie nie pomagało w koncentracji. Kordian całe dnie w pracy poświęcał na sprawę Maurycego – wbrew ustaleniom policji i prokuratury, pojawiło się światełko w tunelu na wyciągnięcie chłopaka z aresztu i wszystko wskazywało na to, że Oryńskiemu uda się wywiązać z umowy zawartej z Langerem. Gdy była wystarczająco przytomna, rozmawiali przez facetime – wtedy całą sobą musiała powstrzymywać łzy cisnące się jej do oczu, gdy widziała Aleksandrę rozpromieniającą się na jej widok. Dziewczynka za każdym razem wyciągała rączki w stronę ekranu i niecierpliwiła się, nie mogąc dosięgnąć matki, co kończyło się głośnym płaczem – postanowili więc zgodnie, że będą dzwonić na kamerkę gdy Przylepa będzie już spać. Ale nawet widok jej słodkiego maleństwa, śpiącego tuż obok lub na torsie Zordona – nie studził tęsknoty za nimi.
Od Magdaleny w ciągu dnia dostawała kilka lub kilkanaście zdjęć dokumentujących co ciekawsze momenty z dnia, kiedy to jej siostra zajmowała się Przylepą – próba karmienia nową kaszką (wszystko dookoła oplute), rewia metalowej mody razem z Darią (Aleksandra błyskawicznie rosła, więc rockowe ubranka zamawiali z zapasem na kilka rozmiarów; bodziaki z Ironsowym logo „Sweet Iron Princess", czarna tiulowa spódniczka i rajstopki w czarno-białe paski były teraz ulubionym zestawem, zaraz po śpiochach w czarno-białą kratkę i kombinezonami z metalowymi hasłami, jak „Sleep, milk and rock'n'roll"). Gdy rozmawiali z Kordianem, zawsze puszczali sobie w tle playlistę, którą Oryński tak pieczołowicie i na bieżąco tworzył – Joanna włączała tą playlistę za każdym razem, gdy wieźli ją na kolejne wlewy i badania. Ballady wybrane przez Kordiana pozwalały jej myślom choć na chwilę przystopować i skupić się na czym innym, dopóki nie zaczęła sobie wyobrażać, że Kordian też słucha tych samych piosenek.
Do tego wszystkiego dochodziły największe wątpliwości, związane z umową zawartą z Langerem. To, co miało miejsce w klinice w której się znajdowała, coraz bardziej zaczynało ją niepokoić. Fakt, przecież Langer miał w szpitalu swoje udziały; wszystko wskazywało na to, że wywiązuje się z umowy tak, jakby od tego zależało jego, a nie Chyłki, życie. Dlaczego – na to pytanie Joanna nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. I ten fakt najbardziej ją przytłaczał – znając motywy Langera, mogła być choć trochę przygotowana na jego następny ruch i jego konsekwencje. Bez tej wiedzy – Langer był swego rodzaju bóstwem decydującym o wszystkim. A tego, ze strony psychopaty, należało się obawiać.
Chyłka przeciągnęła się na łóżku i odwróciła na bok, w stronę okna. Próbowała przezwyciężyć obezwładniające ją zmęczenie, ale powieki były coraz cięższe, a obraz sprzed oczu coraz mocniej rozmazany.
To był ostatni dzień terapii – dwie godziny temu otrzymała ostatni wlew, i zgodnie z zapowiedziami lekarzy, za kilka godzin może zostać wypisana do domu. Gdyby tylko miała wystarczająco dużo siły, już dawno byłaby spakowana i czekała przed kliniką, aż zjawi się Zordon z Aleksandrą. Niestety, czuła się jeszcze słabiej niż w poprzednich dniach. Nie była w stanie przezwyciężyć senności, ledwie wywieziono ją z sali zabiegowej. Jeśli dobrze pamiętała, bo musiała to kilkakrotnie sprawdzić, wysłała Zordonowi sms'a z tą szczęśliwą nowiną i polecenie, by natychmiast pakował się do iks piątki i przyjechał tu po nią, łamiąc wszystkie przepisy drogowe. Niestety, telefon milczał jak zaklęty – nie było żadnej wiadomości zwrotnej od Kordiana. Joanna wyciągnęła po raz kolejny rękę w stronę stolika przy łóżku by sprawdzić, czy już coś odpisał a ona nie dosłyszała powiadomienia. Kiedy nie mogła go wymacać na blacie stolika, zaczęło jej się wydawać, że przecież nie wyciągała go z kieszeni dresu, żeby czuć wibracje. Częściowo zapominając już, po co go szukała, poklepała jedynie ręką biodro, na którym rysowało się wybrzuszenie w postaci telefonu, po czym odpłynęła kolejny raz w sen.
A przynajmniej tak jej się wydawało... w końcu cały świat był  już tak rozmazany, że trudno było powiedzieć, czy tak powinny wyglądać sny. Dlaczego nie widziała wszystkiego wyraźniej, bliżej? Może jednak śpi, skoro zaczynała słyszeć jakieś dziwne dźwięki i poczuła, jakby unosiła się w powietrzu? Dziwne. Nigdy jej się nie śniło, żeby latała. Oby tylko nie spadła... zaraz. Przecież nie lata, tylko ktoś ją niesie.
Zordon! Jednak otrzymał sms'a. To musiał być on; widocznie minęło o wiele więcej czasu niż przypuszczała. Zaraz ją posadzi, no dobra – położy w iks piątce, zaraz będą pomykać autostradą w stronę Warszawy, za kilka godzin zobaczy Przylepę, weźmie ją na ręce i przytuli do siebie, przeprosi że zniknęła na te kilka dni...
A potem nie będą z Kordianem opuszczać sypialni przez kilka godzin. Chyba, że trzeba będzie zmienić Przylepie pieluchę. Niech no tylko się wyśpi po drodze, to pokaże Kordianowi, jak bardzo za nim tęskniła i dlaczego nigdy więcej nie powinni się rozstawać na tyle czasu...
Jednak gdy Zordon położył ją w aucie, wyczuła po zapachu, że zdecydowanie nie znalazła się w ukochanej iks piątce. Znała ten zapach, słyszała już to skrzypienie tapicerki, musiała już kiedyś siedzieć w tym aucie, ale to zdecydowanie nie był jej samochód...
Ogarnęła ją panika. Czym ten Kalafior postanowił po nią przyjechać? Zaraz jednak pomyślała, że to nie obawa czym, ale kto – zabiera ją z tego miejsca.
Usłyszała stłumiony śmiech i zadowolone pomrukiwanie, które zmroziły jej krew w żyłach. Było już jednak za późno na jakąkolwiek reakcję.
Piotr Langer z niebywałą ostrożnością wycofał Mustanga spod klinicznego parkingu, po czym skierował się na drogę wiodącą w kierunku przeciwnym niż ten, którego oczekiwała Joanna.

Chyłka - inaczejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz