Chyłka spoglądała w głębokiej zadumie na niezbyt ciekawy widok ze szpitalnego okna, próbując sobie wyobrazić, że zamiast buchających natarczywą ostrą zielenią koron drzew widzi odpychająco szary i monotonny widok panoramy Warszawy z XXI piętra Skylight.
Brakowało jej tego widoku tak bardzo, że chwilami z trudnem przełykała tą nieznośną gulę w gardle. Nie mogła się doczekać powrotu w znajome miejsce; wiedziała jednak i co dzień oswajała się z myślą, że to nie nastąpi tak szybko.
Jednak nie tęsknota za ukochanym miejscem, a jej własne ciało doprowadzało ją szału, nad którym musiała siłą rzeczy zapanować. Co prawda, nie pierwszy raz znalazła się w sytuacji, kiedy musiała się zdać na kogoś innego – szczęście w nieszczęściu, znów padło na Zordona – co nie oznaczało, że łatwo było się z tym pogodzić. Tym razem dojście do siebie zajęło jej o wiele więcej czasu; Chyłka wpadała w złość za każdym razem, kiedy tylko organizm odmawiał jej posłuszeństwa. Rany po operacji były o wiele większe niż ostatnio; wstawanie z łóżka okazało się istną katorgą. Zordon robił co mógł, by ograniczyć jej irytację, ale to nie zmieniało faktu, że taki rodzaj utraty kontroli nad samą sobą wybijał ją po prostu z równowagi. Inne obrażenia, które powstały w wyniku pobicia, również dawały o sobie znać. Do tego dochodziły jeszcze diabelskie hormony.
Gdyby tylko mogła wziąć choć jeden łyk tequili sunrise, wetchnęła z utęsknieniem.
Miała wrażenie, że pobyt w szpitalu przedłuża się w sposób tak niemiłosierny, jakby za życia miała odpokutować za wszystkie popełnione błędy. Których, kurwa, przecież aż tak dużo nie popełniła, pomyślała od razu.
Chodzenie nadal sprawiało jej trochę bólu i kosztowało niemało sił. Gdyby tylko mogła, wypisałaby się stąd kilka tygodni temu; jednak jej obecność tutaj, jak przekonywał lekarz, mogła mieć wręcz zbawienne skutki. Próbując odegnać wyrzuty sumienia i spełnić ten popieprzony obowiązek, przyjęła za oczywistość jego słowa i godziła się na wszystko, co proponował.
Chyłka poczuła delikatny ruch na swoim ciele i pochyliła głowę.
Aleksandra z cichym pojękiwaniem przeciągnęła się na jej piersi, najpierw wyciągając małe rączki na bok, po czym znów skuliła się w sobie i na nowo przylgnęła twarzyczką do niej. Chyłka sprawdziła ułożenie dwóch ostatnich przewodów, do których była podpięta jej córka, i mocniej przytuliła ją do siebie.
Kiedy pierwszy raz usłyszała, co proponował jej lekarz, omal go nie wyśmiała – i nie zabiła, za ten fragment z piersiami na wierzchu. Jednak gdy Zordon, nie wiadomo kiedy, sprawdził wszystko w internecie i nie znanych jej z nazwy podręcznikach, i przyznał lekarzowi rację – zgodziła się bez wielkich nadziei ale i bez dalszych protestów na jego propozycję. Z lekkimi wyrzutami sumienia musiała przed sobą przyznać, że naprawdę niewiele wiedziała o dzieciach; te większe wyrzuty z kolei kazały jej zamknąć się i robić wszystko, co wyczytał Zordon, a co mogło pomóc w poprawie stanu małej. „Gdyby tak pilnie przykładał się do nauki jak do czytania instrukcji obsługi dziecka, już dawno miałby tą pierdoloną aplikację za sobą", pomyślała po raz kolejny. Musiała jednak z pokorą przyznać, że to całe kangurowanie – w przeciwieństwie na przykład do masowania sobie tyłka, co zaleciła jej lekarz w trakcie ciąży – rzeczywiście przynosiło efekty. Aleksandra systematycznie nabierała wagi i rosła, od kiedy spędzała kilka godzin dziennie wtulona w matkę. Zajęcie było wyjątkowo nużące pod względem unieruchomienia jej w miejscu, więc gdy sytuacja na to pozwalała, do tej zbawiennej czynności zaprzęgła również Zordona – ten z kolei przyjął zadanie z zadowoleniem. Pielęgniarki pozwalały jej na wnoszenie na oddział tabletu, więc dzięki całej tej sytuacji była przynajmniej na bieżąco ze wszystkim na Lexie.
Nie przyznawała tego głośno, ale w sumie kilka godzin dziennie, gdy mogła zasiąść z dzieckiem w wygodnym fotelu i oddać się lekturze, wcale nie były aż takie złe. Czynność pochłaniała ją czasami do tego stopnia, że zapominała się i zaczynała czytać najciekawsze publikacje na głos. Ze zdziwieniem odkryła, że Aleksandra wyjątkowo dobrze reaguje na jej głos i jeszcze bardziej się uspokaja; gdy tylko miała więc pewność, że są same, mimowolnie zaznajamiała córkę z najnowszymi wyrokami. Jedynie Zordon przyłapał ją na tym kilka razy; taktycznie jednak nie skomentował tego ani razu, a Chyłka była mu za to wdzięczna.
Co nie zmieniało faktu, że chciała już opuścić to miejsce.
Szpitalny zapach i wystrój działał na nią wyjątkowo drażniąco. Posłusznie przyjmowała wszelkie rady od pielęgniarek co do zajmowania się wcześniakiem, jednak ich obecność i czujne spojrzenia irytowały ją, a dziecko to wyczuwało.
- Cześć Chyłka – przywitał się młody ordynator oddziału, zaglądając do pokoju przez drzwi. Był drugim nadzorującym ją lekarzem, ale dogadywała się z nim o wiele lepiej niż z głównym; konkrety, których wzajemnie sobie udzielali pozwoliły im nawiązać delikatną nić sympatii, dzięki której nie pozabijali się. – Jak Młoda?
- Bez zmian – odparła lekko znudzona, spoglądając odruchowo na monitor do którego podpięta była dziewczynka. – Nie jest gorzej jak wczoraj.
Ordynator wszedł cicho i spojrzał w kartę dziewczynki.
- Odłączymy ją po obchodzie na próbę i zobaczymy, jak sobie poradzi – mruknął, sprawdzając odczyt na monitorze i wpisując coś do karty. – Jeśli jej się nie pogorszy przez 24 godziny, wypisujemy was.
- Do domu? – zapytała nieco oszołomiona Chyłka, po chwili przeklinając w duchu za tak durne pytanie.
- No, a gdzie? -zdziwił się lekarz. – Dwa miesiące tutaj w zupełności wystarczą. Mała jest w bardzo dobrym stanie. Pora wracać do życia.
Machnął ręką na pożegnanie i zostawił je same.
Chyłka ostrożnie sięgnęła po telefon na stoliku obok i wybrała numer Oryńskiego.
- Mam ten tom Waltosia, który chciałaś i będę za godzinę – wyjąkał zdyszany, zanim zdążyła się odezwać.
- Zapomnij o wizycie, Zordon – ucięła, z niemałym zdziwieniem rozpoznając w swoim głosie lekką panikę. – Planują nas wypisać jutro. Musisz ogarnąć mieszkanie.
- Wypisać? To znaczy, wychodzicie obie ze szpitala? – był nie mniej zdziwiony niż ona przed chwilą.
- Którego z moich wcześniejszych słów nie zrozumiałeś, Zordon? – pozwoliła sobie na przytyk. – Rzucaj wszystko i leć do Ikei czy gdziekolwiek. Załatw mi jakieś... nie wiem, łóżeczko przynajmniej... albo zadzwoń do Magdaleny i poproś o pomoc. Chyba będzie wiedziała, co jest potrzebne. Ja nie mam pojęcia..
Usłyszała, jak Kordian łapie oddech.
- Nic się nie martw, wszystko na was czeka – wysapał z uśmiechem.
- Co? – zdziwiła się Chyłka.
- Jajco – odparł, przelotnie przypominając sobie kiedy ostatnio jej tak odpowiedział. – Już dawno wszystko przygotowałem. Mogą was wypuścić nawet dzisiaj.
- A... wózek? – wyjąkała, poprawiając Aleksandrę która zaczynała się budzić.
- Wózek też. Fotelik już dawno zainstalowany w Iks piątce.
- Zordon...
- Będziesz zadowolona. Wszystko utrzymane w eleganckiej, czarnej kolorystyce. Łatwe w czyszczeniu. Ze wszystkimi możliwymi rekomendacjami dziecięcych instytutów, na których żadne z nas się nie zna. – znów ruszył, co poznała po jego przyspieszonym oddechu. Słyszała w jego głosie uspokajające rozbawienie. – Kormak wszystko sprawdzał w necie. Wiszę mu skrzynkę kraftowego piwa. Jest nawet mały akcent z Eddim.
Za falę ciepłego, rozczulającego uczucia jakie ją w tym momencie zalało, winiła tylko hormony. Nigdy wcześniej jej się to przecież nie przytrafiało.
- W takim razie bierz tyłek w troki i przyjeżdżaj wreszcie. Chcę siku, a Przylepa nie daje się ze mnie ściągnąć – mruknęła, lekko naginając prawdę. W kwestii z dzieckiem, nie z toaletą. Nie lubiła odkładać Aleksandry do tego przerażającego inkubatora w którym spędziła już tyle czasu, i zostawiać ją samą.
Kordian zapewnił ją, że zjawi się niedługo i rozłączył się. Chyłka odłożyła telefon i spojrzała w dół. Aleksandra przebudziła się i wpatrywała się w nią rozespanymi oczkami.
- Nie wahaj się jutro krytykować wszystkiego, co ci się nie spodoba – szepnęła Chyłka, ostrożnie ją głaskając. – Niech Zordon wie, że masz swoje zdanie które będzie musiał szanować, jeśli chce cię wychowywać. Im wcześniej go tego nauczysz, tym lepiej.
CZYTASZ
Chyłka - inaczej
FanfictionMoje gdybanie o tym, jak wyobrażam sobie serię po zakończeniu „Oskarżenia" w inny sposób. Uwaga - nie trzymam się w 100% kanonu - możecie przeczytać wiele „retrospekcji". Z szacunku i uwielbienia wobec pracy wykonanej przez Remigiusza Mroza, naginam...