Rozdział 33

42 1 0
                                    

33
Kordian Oryński niespiesznie przemierzał korytarz, którego ściany zdawały się być uwalone wszystkimi kolorami tęczy. Szedł wyprostowany, w lewej ręce trzymając ciężki neseser, w którym znajdowały się materiały z ostatnio otrzymanej sprawy. Kilka mijających go kobiet zawiesiło na nim wzrok gdy się mijali, jednak on nie zareagował na to w żaden sposób. Jego żona na pewno by mu to wypomniała, podobnie jak postawę którą prezentował od samego przekroczenia progu przedszkolnego przybytku - pewnego siebie, spoglądającego nieco z góry - prawda była jednak totalnie banalna. Kordian po raz pierwszy samodzielnie stawiał się na wezwanie dyrektor przedszkola i szukał odpowiedniego gabinetu, pochłonięty myślami na temat przyczyny tego wezwania.
Niedawno minął rok, od kiedy ich ukochana Przylepa została przedszkolakiem i z dumą informowała o tym każdego, kto choćby przelotnie poświęcał jej chwilę uwagi. Intensywność rozgłaszania tej nowiny wzmogła się po owym drobnym wypadku z udziałem iks piątki, który miał miejsce pewnego poranka podczas drogi do przedszkola. Tego dnia ich córka w trybie nagłym skończyła swój „niemal niemy" etap życia, kończąc tym samym zmartwienia jej rodziców o milczącym dziecku. Od tamtego poranka Aleksandra paplała jak szalona, nie zważając na to, czy ktoś ją słucha czy też nie, a gdy tylko usłyszała piosenkę Ironsów, którą uwielbiała - czyli jakaś połowę ich repertuaru - śpiewała, po swojemu, jak opętana.
W pierwszych dniach wspólnie z Chyłką odetchnęli z ulgą, porzucając dotychczasowe zmartwienia związane z szukaniem logopedy i przyczyn milczenia u dziecka. Radość jednak szybko przerodziła się w obawę i wątpliwości, a te wkrótce potem w czyste niedowierzanie, że można wydobywać z siebie tyle zdań i nie ochrypnąć przy tym.
Pacyfikowali gadulstwo Aleksandry w każdy możliwy sposób - czasami ją przekupując, czasami wymyślając gry w stylu „kto się odezwie ten bałwan" czy „milczenie jest złotem". Jej pełną uwagę można było zdobyć też w inny, wręcz banalny sposób - czytając jej, zarówno kodeksy i wyroki, jak i bajki. O ile jednak oni byli w stanie znieść ten dźwięk tego dzwoneczkowego głosu ich latorośli, o tyle opiekunki z przedszkola radziły sobie z nim coraz gorzej.
Do tej pory przedszkolnymi kwestiami zajmowała się Chyłka - a wyglądało to tak, że po prostu je ignorowała. Uparła się, że Oryński nie powinien się skupiać na tym etapie swojej kariery takimi bzdurami, jak zmiany diet, dodatkowe zajęcia, spotkania z rodzicami, wybory miejsc wycieczek dla dzieci, i całym tym zamieszaniem związanym z codziennością przedszkolaka poza domem. Oczywiście, jak mało który rodzic sumiennie przykładała się do uczestnictwa w każdym, nawet najmniej istotnym przedstawieniu, recitalu, dniu czegokolwiek, w których Aleksandra brała udział - i nawet jeśli nudziło ją to niemiłosiernie, nigdy nie dała tego po sobie znać. Uznała jednak, że niczym poza tym, co nie jest bezpośrednio związane z jej córką, nie będzie sobie zawracać głowy. Stąd, państwo Oryńscy znali byli w przedmiotowej placówce jako głęboko zaangażowani w życie córki, ale minimalnie zainteresowani życiem przedszkola.
Co właśnie miało ulec zmianie.
Gadulstwo Aleksandry wyczerpało cierpliwość zarówno jej opiekunki, jak i dyrektor przedszkolnego przybytku. Chyłka kilkakrotnie zignorowała wezwania, licząc na to, że sprawa pójdzie w zapomnienie. Wtedy jednak przedszkolanki przypomniały sobie o ojcu Aleksandry - a ten, wzięty z zaskoczenia, nie zdążył im odmówić.
Co poskutkowało obecnym poszukiwaniem właściwego gabinetu.
Wbrew temu o co bardzo dbali z Chyłką w Kancelarii, starali się pozostać jak najbardziej anonimowi w przedszkolnym środowisku - niestety, ich sława sama ich wyprzedzała, stąd zainteresowanie jego osobą na przedszkolnym korytarzu.
Tak jak zgadzali się w kwestii ograniczania wpływu przedszkola na ich życie, tak biorąc pod uwagę obecny stan Chyłki - która szczęśliwie miała już za sobą koniec pierwszego trymestru upragnionej ciąży - przystali, to znaczy Chyłka - przystała na to, by w ramach ograniczania jej stresujących sytuacji, Kordian przejął kwestie przedszkolne pod swoje skrzydła.
Gdy odnalazł właściwy pokój, zapukał delikatnie w drewniane drzwi, i nacisnął klamkę, nie czekając na zaproszenie.
- Proszę Pani, proszę czekać na... - usłyszał zza biurka, a jego oczom ukazało się jedynie czoło kobiety, wystające zza zawalonego papierami blatu biurka.
- Kordian Oryński, ojciec Aleksandry - przerwał jej szybko. - Wzywała nas pani pilnie...
Kobieta natychmiast podskoczyła, próbując jednocześnie ukryć zaskoczenie na twarzy.
- Pan Oryński? Nie spodziewałam się Pana! Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się żadnego odzewu z Państwa strony, biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia...
- To tylko chwilowe niedogodności, za które serdecznie przepraszamy - wtrącił się ponownie. - Niestety, razem z żoną bywamy trudno osiągalni...
- Tak, tak - kobieta wstała, okrążyła biurko zwinnie i po sekundzie Kordian już ściskał jej rękę. - Tak, tak, proszę się nie przejmować, co nieco dociera do nas trochę informacji z wielkiego świata...
Po wymianie uścisków dłoni machinalnie poprawiła włosy, po czym wskazała Kordianowi fotel w drugiej części gabinetu i zaprosiła go gestem, by usiadł. Oryński nie odmówił.
- Pewnie Pan się spieszy, przejdę zatem od razu do rzeczy - dyrektorka usiadła naprzeciw, a jego uwadze nie uszło to, że dyskretnie próbowała rozpiąć ostatni guzik koszuli, pogłębiając dekolt. - Aleksandra to skarb, nie dziecko. Urocza dziewczynka. Elokwentna jak na swój wiek, niesamowicie ciekawa świata, ma ogromny potencjał. Natomiast, jakby to powiedzieć... - zawahała się, niby próbując odnaleźć odpowiednie słowa. Oryński uśmiechnął się pod nosem i mimochodem wyprostował się w fotelu, zbijając znów z pantałyku panią dyrektor. Najwidoczniej nie spodziewała się, że tym razem na jej wezwanie ktoś się stawi - a już tym bardziej, że nie będzie to szalona matka dziewczynki. - Chodzi o to, że... jest bardzo wygadana. Powiedziałabym - wręcz wybitnie.
Oryński uśmiechnął się pod nosem.
- Proszę mi wierzyć, zdajemy sobie z tego sprawę razem z żoną - mruknął, udając zakłopotanie.
- Oczywiście, oczywiście, to nie jest żaden zarzut, proszę tak nie myśleć... - dyrektorka zawahała się lekko zmieszana. - Powiem wprost, w końcu jesteśmy dorosłymi ludźmi. - zerknęła spod ukosa na Kordiana, a ten lekko kiwnął głową, by kontynuowała. - Aleksandra wzięła dziś czynny udział w małej debacie swoich rówieśników na temat seksu.
Jeśli do tej pory dyrektor przedszkola była zdziwiona pojawieniem się u niej ojca Aleksandry, tak teraz zdziwienie Oryńskiego wygrało.
- Debata na temat seksu? - zająknął się, nie mogąc ukryć zdziwienia. - Proszę Pani, ona ma tylko cztery lata, nie jestem pewien, czy...
- To nie jest absolutnie żaden zarzut wobec Państwa czy dziecka - przerwała mu kobieta, widząc że uzyskała pożądany efekt i zaczyna przejmować stery w tej rozmowie. - Z tego co udało się ustalić, dzieci wymieniały między sobą informacje na ten temat, ale nic nie pokrywało się z prawdą. Niemniej, ich zaciekawienie nie malało do końca dnia, a w rozmowie z opiekunką grupy wyszło, że to nie pierwszy raz, kiedy zajmowali się tym tematem.
Kordian potarł ręką czoło.
- Oczywiście, poinformowaliśmy o tym wszystkich rodziców z grupy Tygrysków. Nie chcemy ingerować w Państwa poglądy i pozostawiamy te kwestie do omówienia w domowym zaciszu, jednak z naciskiem na „omówienie" ich z dzieckiem.
- Tak, tak... - przytaknął odruchowo Kordian, wyobrażając sobie jednocześnie tą rozmowę.
Mieli już za sobą uświadamianie Aleksandry, dlaczego inni ludzie poza rodzicami nie mogą dotykać pewnych części jej ciała, dlaczego i jak powinna reagować, jeśli coś nieodpowiedniego będzie miało miejsce. Miał nadzieję, że do tłumaczenia poważniejszych kwestii poczekają jeszcze kilka lat - a przynajmniej miesięcy, jeśli dziewczynka nie będzie zbytnio zainteresowana, skąd się wzięło dziecko w brzuchu jej matki. Najwyraźniej jednak, życie z Aleksandrą miało go już ciągle zaskakiwać.
W drodze do domu uznał jednak przytomnie, że ciężar tego obowiązku, tego „omówienia" zrzuci na barki swojej żony, dla której - jak mu się zdawało - nie istniał temat tabu. Był w stanie wyobrazić sobie dokładnie minę Joanny, gdy przekaże jej wieści z przedszkola - jej oburzenie gdy dowie się, że obiecał dyrektorce nie tylko wyjaśnienie Aleksandrze dlaczego dzieci w jej wieku nie powinny przejmować się seksem, ale też branie udział w spotkaniach rodziców, pomoc przy organizacji balików i pozostawanie w czynnym kontakcie z placówką.
Nie mylił się co do joty - gdy przekroczył próg mieszkania na Argentyńskiej, Aleksandra niemal zwaliła go z nóg, rzucając mu się na szyję ze śpiewem na ustach. Chyłka odpoczywała na kanapie w salonie, wśród ułożonych w kilka stosów dokumentów dotyczących jej ostatniej sprawy. Za tydzień miała oficjalnie przejść na zwolnienie lekarskie - ciąża rozwijała się prawidłowo, jednak po przeżytych doświadczeniach nie chcieli ryzykować. Od momentu w którym lekarz potwierdził wyczekiwaną ciążę, Joanna - za przykazaniem Harry'ego - natychmiast zajęła się zakańczaniem swoich spraw, tudzież delegowaniem ich na pozostałych prawników Kancelarii Żelazny&McVay.
Gdyby nie to, że jej organizm wyraźnie domagał się odpoczynku, z pewnością równiutkie stosy papierów fruwałyby po całym salonie po wysłuchaniu nowin przekazanych jej przez Oryńskiego.
- Dlatego pomyślałem, że może ty byś jej wyjaśniła... - kończył ostrożnie Kordian, próbując sprawiać wrażenie wyjątkowo zmieszanego. Aleksandra w drugiej części salonu kompetnie nie zwracała na nich uwagi, pochłonięta zabawą w sąd - gdzie pluszowy Eddie występował w roli obrońcy, natomiast podarowana jej przez dziadka Harry'ego porcelanowa lalka - w roli oskarżonej. Sędziował zaś przywieziony z Zakopanego lajkonik, zwany Talarkiem.
- A cóż takiego trudnego może być w wyjaśnieniu dziecku seksu? Myślisz, że będzie chciała znać szczegóły? - mruknęła Chyłka, pocierając dłońmi oczy. - Niby dlaczego tylko ja mam z nią rozmawiać? Przecież jesteś jej ojcem, wziąłeś na siebie ten trud wychowania jednostki...
- O nie nie, tylko nie wyskakuj mi tutaj z jednostką - żachnął się Oryński. - Nasza jednostka jest ponadprzeciętnie ciekawska i ty dobrze o tym wiesz...
- Patrz - warknęła, i uniosła się nieco na poduszkach do pozycji siedzącej. - Patrz i się ucz, bo jak będziemy mieli syna, to zajmiesz się tym całkowicie sam w ramach pokuty. Aleksandra! - zawołała dziewczynkę łagodnym tonem.
Jasnowłose stworzenie z przekrzywionymi po całym dniu intensywnej zabawy warkoczykami natychmiast zgrabnie podbiegło do kanapy i stanęło naprzeciw matki.
- Słoneczko, chcesz mnie o coś zapytać?
Aleksandra wzruszyła ramionami.
- Jest coś, czego nie wiesz, o czym rozmawialiście dzisiaj w przedszkolu?
Tym razem pokręciła głową.
- A wasza pani-ciocia Lwica nic nowego wam nie opowiadała? Albo o czymś nie kazała mówić?
Dziewczynka kiwnęła się kilka razy na boki, po czym kiwnęła głową.
- Rozmawialiśmy o seksie.
Kordian pokręcił głową z niedowierzaniem, zakrywając oczy.
- O, a to ciekawe. A co mówiliście? - zainteresowała się Chyłka, bacznie przyglądając się niezrażonej córce.
- Nooo.... - przeciągnęła dziewczynka. - No, że jest. Ale nikt nie wie co to jest.
Kordian oparł łokcie o kolana i skrzyżował ręce.
- A ty coś wiesz? Bo Pani ciocia nie chciała nam nic powiedzieć. I inni rodzice też. To chyba nikt nie wie, co to może być...
Tym razem Oryński lekko chrząknął. Chyłka natychmiast posłała mu karcące spojrzenie.
- Seks jest wtedy, kiedy dorośli bardzo się kochają. I najlepiej, jak są pełnoletni, czyli jak mają już osiemnaście lat. Ale jeszcze lepiej, jak są trochę starsi. I nie kochają byle kogo. - wyrecytowała Chyłka beznamiętnym tonem, który rezerwowała na wyjaśnianie zawiłych prawniczych terminów.
- A ty i tata macie seks? - brnęła równie niewzruszona Aleksandra.
- Mamy - potwierdziła niespeszona Chyłka. - I to całkiem fajny. Ale tego nie musisz mówić innym dzieciom.
- A dlaczego? - ulubione pytanie wszystkich dzieci musiało paść. Kordian uśmiechnął się pod nosem.
- Bo to są nasze intymne sprawy, o których nie chwalimy się w przedszkolu wszystkim dookoła. - „Ale za to w Kancelarii już niekoniecznie...", przeszło Kordianowi przez myśl.
- Bo inni mogą go nie mieć i może im być smutno?
- Dokładnie, moje dziecko, dokładnie - mruknęła z zadowoleniem Chyłka, uśmiechając się i posyłając rozbawione spojrzenie równie roześmianemu Kordianowi. - Dlatego, jeśli jeszcze kiedyś przyszłoby wam o tym rozmawiać z pozostałymi Robaczkami...
- Tygryskami - wtrącił Kordian.
- ... Tygryskami - poprawiła Chyłka - to co im odpowiesz?
- Że... - mruknęła dziewczynka, odwracając się do ojca. Ten kiwnął jej głową zachęcająco. - Że to fajna rzecz dla dorosłych?
- Może być - zgodził się Kordian, a Chyłka klasnęła w dłonie.
- I co, jest coś jeszcze co ci nie daje spokoju?
Dziewczynka myślała przez chwilę.
- Jak powstają dzieci? Bo Martynka mówiła, że chyba z tego seksu są dzieci...
Oryński jęknął odruchowo.
- Boże, naprawdę nie przypuszczałem, że ona...
- Cichaj, Zordon - warknęła Chyłka, skupiając znów z powrotem uwagę córki na sobie. - Tak, tak się może zdarzyć, ale nie zawsze.
- No ale to... to jak one się tworzą?
„Ona kompletnie nie ma hamulców, zupełnie jak Chyłka", dokończył Kordian w myślach.
- Otóż - ciągnęła niewzruszona Joanna. - Kobiety mają komórki jajkowe, a mężczyźni plemniki. Tata daje mamie plemnik, on się łączy z tą komórką, i tak powstaje dziecko.
Aleksandra przysunęła się do matki i położyła ostrożnie rączkę na jej brzuchu.
- Ale to czemu jest tam w brzuchu?
- Bo musi urosnąć, a tam mu jest najlepiej. Najpierw jest takie małe, jak twoja dłoń, a musi być większe. O, gdzieś takie - Chyłka na oko pokazała rozmiar dziecka. - Jak tak urośnie i mama będzie miała duży bebzol, to będzie gotowe żeby z niego wyjść. Czy wszystko jasne?
Dziecko pokiwało głową i nachyliło się po buziaka.
- Myślałam, że to będzie ciekawsze. Mogę już wrócić do obrony? - nie czekając na odpowiedź, pobiegła z powrotem do miejsca zabawy.
Oryński pokręcił z niedowierzaniem głową, a potem również nachylił się, i z nieskrywaną namiętnością pocałował Chyłkę.
- Mimo wszystko, mój mężu od fajnego seksu... - mruknęła gdzieś pomiędzy pocałunkami - za brak wsparcia w udzielaniu wyjaśnień, sprzątasz łazienkę do końca ciąży.

Chyłka - inaczejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz